piątek, 6 maja 2016

Chapter 2

Zwiedzali Trondheim.
Chociaż zwiedzali to może za duże słowo w kontekście tego, że latali po mieście jak japońscy turyści, a czasu wolnego mieli tyle, ile mniej więcej potrzeba na zrobienie ewentualnego zdjęcia.
Ale kij z tym wszystkim. Najgorsze było to, że nie było z nią Johanna. Była ciekawa jego reakcji na ten cały dom wariatów, jaki się tu rozgrywał, a tymczasem jakiś inteligentny organ dowodzący wysłał norweską część wymiany prosto na lekcje.
Fantastycznie.
Równo o szesnastej odstawili ich na parking pod szkołą. Nareszcie. Tylko to jedno słowo dudniło jej w głowie.
Johann na nią czekał.
- Mam dość - powiedziała na wstępie, uśmiechając się do niego.
Zaczerwienił się! Oczywiście, że tak. I uśmiechnął lekko.
Podeszła jeszcze dwa kroki i pocałowała go w policzek.
Rany, jaki czerwony.
- Emm... A masz może ochotę na jakąś kawę? - zapytał, próbując ukryć zmieszanie.
- Z tobą może być nawet soczek marchewkowy - roześmiała się. - Ale jeśli miałabym wybierać, wolałabym piwo.
- O matko, co wy wszyscy macie z tym piwem? - zdziwił się, a nawet lekko zirytował, Johann. - Przecież to jest paskudne. Wódka, martini, jakieś wino, no wszystko, ale nie piwo.
- Wiesz, o co chodzi? - zastanowiła się. - To po prostu trzeba umieć pić. Jest tu jakiś... aha, jest - wskazała palcem na jedyny sklep, znajdujący się w okolicy parkingu. - Ale ty musisz kupić. Dwie puszki. Czegokolwiek, w gruncie rzeczy.
Popatrzył na nią podejrzliwie.
- No co, ja się przecież nie dogadam. Chodź! - ruszyła w stronę sklepu.
Wyszli z niego, dzierżąc w dłoniach po puszce piwa. Ala rozejrzała się po okolicy. Parking ulokowany został niedaleko szkoły, w sąsiedztwie placu zabaw dla dzieci. Tuż przy ogrodzeniu, nieco w zaroślach, znajdowała się drewniana ławka, absolutnie idealna.
- No i co teraz? - zapytał Johann, patrząc na nią z lekkim, aczkolwiek doskonale widocznym politowaniem.
- Ej - uśmiechnęła się, spoglądając mu w twarz. - Nie rób takich min.
- Jakich?
- Jakbym miała pięć lat i wymyślała największy idiotyzm świata.
Uśmiechnął się i podrapał po potylicy z zakłopotaniem.
Rany, jaki on był uroczy.
- Ja chyba nad tym nie panuję, wiesz?
- Nad pogardą dla całego świata?
- No... no coś w tym rodzaju - znów się uśmiechnął.
- Dobra, chodź - pociągnęła go za rękę w stronę ławeczki. - Zaraz będzie całkiem ciemno i to wszystko będzie bez sensu.
- Tu jest przecież jakaś lampa - zauważył Johann.
- Najciemniej pod latarnią - odpowiedziała, teoretycznie bez związku z tematem, siadając obok niego.
Chwilę siedzieli w ciszy, popijając piwo, każde pogrążone w swoich myślach.
- Ala, to naprawdę jest paskudne - odezwał się wreszcie Johann.
Jak on ładnie wymawiał jej imię. Tak... ciepło.
- Możesz to powtórzyć? - poprosiła, zwracając się w jego stronę.
- Co? Że jest paskudne?
- Nie - roześmiała się. - Moje imię.
- Aaa, imię - zaczerwienił się. - Ala.
Naprawdę miała ochotę rzucić mu się na szyję.
- No dobra. To teraz weź jeszcze łyka.
- Po co?
- No proszę cię.
Zrobił, co mu kazała.
- Świetnie - powiedziała, wyciągając mu puszkę z ręki. Odstawiła ją obok swojej, a sama usiadła po turecku, przodem do Johanna, zaraz przy nim. Tak, że jej kolana stykały się z jego nogą.
Całowanie faceta w pierwszej dobie znajomości? Challenge accepted.
Nachyliła się do przodu, dotykając dłonią jego policzka, spojrzała w jego zaskoczoną twarz i pocałowała go. Nie tak wcale przelotnie.
A potem uśmiechnęła się szelmowsko.
- Spróbuj teraz - podała mu puszkę. - Lepsze?
- Ani trochę - zaprzeczył, spoglądając na nią śmiejącymi się oczami.
- Chyba mam słabą moc przekonywania - mruknęła, znów się do niego zbliżając.
- Chyba tak - potwierdził jeszcze, zanim znów zamknęła mu usta pocałunkiem.
Mogłaby tak spędzić całe życie.

*

Okej, to było całkowicie szczeniackie.
No i co z tego?
Właśnie po to miał dziewiętnaście lat, żeby się całować gdzieś po krzakach. Nie będzie się przecież takimi rzeczami zajmować po czterdziestce.
Siedział, wpatrzony w ciemność, obracając puszkę piwa w dłoniach, a Ala opowiadała mu o swoich znajomych, życiu w Polsce i tego typu sprawach. Miała nawijkę, trzeba przyznać. W sumie to było nawet ciekawe, ale zdecydowanie bardziej wolał poprzednią wersję ich wspólnego spędzania czasu.
Pachniała różami czy czymś takim.
I słodko smakowała. Mimo tego piwa.
Zwrócił głowę w jej stronę. Było już naprawdę ciemno.
- Ala, musimy wracać. Chyba, że chcesz, żeby nas próbowały namierzać służby specjalne w postaci mojej mamy.
Roześmiała się głośno i pocałowała go delikatnie.
- Ok - zgodziła się.
Ale kiedy dotarli do samochodu, Johann zdał sobie sprawę z dość istotnej kwestii.
- Chwila, przecież ja mam promile. Nie mogę prowadzić.
- Proszę cię - Ala pokiwała głową z politowaniem. - Po połowie piwa...
- No raczej więcej niż połowie...
- Jak chcesz, to ja poprowadzę - roześmiała się.
- Ty lepiej wsiadaj - zmienił od razu front, otwierając jej drzwi.
- No i znowu to robisz - ucieszyła się.
- Przyzwyczaisz się - mruknął, włączając silnik.
- Do całowania też się mogę przyzwyczaić - przechyliła się i dała mu buziaka w policzek, łaskocząc włosami po twarzy.
- Ej - roześmiał się - i zapewne zaczerwienił (doskonale o tym wiedział, ale nie był w stanie nic na to poradzić). - Zapnij pasy.
- Tak jest - zastosowała się do polecenia. - Możemy przecież wylądować na jakimś drzewie, no nie? W końcu prowadzisz pijany. Ale to nic. Z tobą mogę wylądować absolutnie wszędzie. I na wszystkim - powiedziała znacząco.
W tym samochodzie naprawdę było gorąco. I byli sami. A wokół nich las. Lepiej, żeby zmieniła temat. Bo on się przez to wszystko  musiał trzy razy bardziej skupiać na drodze.
- Zobaczymy, co powiesz trzeźwa - uśmiechnął się.
- Absolutnie to samo - zapewniła go, włączając radio. - O! Moje ulubione!
I tak sobie jechali. On prowadził, a ona darła się razem z radiem. Było cudownie. Śmiał się praktycznie cały czas, Ala mogła go uczyć picia piwa, ale jej samej przydałaby się mocniejsza głowa, bo po jednym była już nieźle wstawiona. Człowiek trzeźwy ewidentnie się tak nie zachowuje i nie pieprzy takich głupot.

*

Nie była pijana. Nie sposób upić się jednym piwem. Ale na rękę było jej to, że Johann był o tym właściwie przekonany. Mogła mówić i robić dosłownie wszystko, na co miała ochotę - w razie czego było na co zrzucić.
Teoretycznie nie miała problemu z mówieniem ludziom prawdy prosto w oczy, ale jednak poinformować właściwie obcego faceta, że ma się na niego ochotę, to jednak trochę inna kwestia.
W dalszym ciągu zupełnie dla niej niezrozumiała.
- Masz dziewczynę? - zapytała znienacka, gdy panowie w radiu rozpoczęli jakąś, zapewne zajmującą, dyskusję, tyle że po norwesku.
- A czemu pytasz? - zaczerwienił się Johann.
Mała, sprytna bestia.
- Takie mam hobby. Wszystkich po kolei pytam.
Uśmiechnął się, nawet na nią nie spoglądając.
- To jak? - zapytała, z mocno walącym sercem.
Niby nie ma takiego wagonu, którego się nie da odczepić, ale jednak...
- Nie mam.
Odetchnęła, trzeba przyznać.
- Czemu?
- O to też wszystkich pytasz? - zainteresował się Johann.
- Może. To jak, książę z bajki?
- Może jeszcze nie znalazłem swojej królewny?
- O popatrz. To zupełnie tak, jak ja.
- Też jeszcze nie znalazłaś swojej królewny? - spojrzał na nią przelotnie, uśmiechając się kącikiem ust.
- Księcia, głupku! - roześmiała się.
- Znamy się dwa dni, a ty już mnie obrażasz...
- Mam jakieś nieodparte przeczucie, że jednak mi wybaczysz - mruknęła, spoglądając na niego spod długich rzęs.
- Taka jesteś pewna? - uśmiechnął się, hamując, bo przed samochodem pojawił się zając.
- Jestem. A ty lepiej uważaj, bo zaraz będziemy mieć pasztet na kolację.
- Przecież uważam. Zresztą ja zawsze uważam - odpowiedział Johann.
- A szkoda - wymknęło się Ali.
- Bo? - zerknął na nią.
- Bo mógłbyś czasem zrobić coś szalonego.
- Ciągle robię. Skaczę na nartach.
- A tam - machnęła ręką. - Mógłbyś zrobić coś szalonego. Ze mną.
Johann zaczerwienił się po czubki uszu.
- Na przykład?
- Pojęcia nie mam. To ma być spontaniczne, rozumiesz?
- Rozumiem - przytaknął Johann. - Nie jestem specjalnie spontaniczny.
- Ale ja jestem - uśmiechnęła się szeroko. - Za nas dwoje.
- To akurat zdążyłem zauważyć.

*

Phillip czuł się szczerze oszukany sposobem rozwiązania sprawy tej wymiany przez organizatorów. Absolutnie nie spodobała mu się dziewczyna, którą mu podesłali. Nie, żeby brakowało jej nogi czy zęba na przedzie, ale jednak miss świata to ona nie była.
Irytujące w najwyższym stopniu.
Siedział wieczorem w swoim pokoju, usiłując ogarnąć te kretyńskie funkcje, a tymczasem ta laska rozmawiała sobie najlepsze z jego rodzicami. Rodzicami! To doprawdy wystawiało jej najlepszą laurkę.
Westchnął głęboko, czytając treść zadania powtórkowego.
Wyznacz najmniejszą i największą wartość funkcji f(x) = −(x − 2 )(x+ 1)  w przedziale ⟨0 ;4⟩.
Nie miał pojęcia, jak wyznaczyć którąkolwiek z tych wartości i szczerze je obie pierdolił. Jak i całą tę szkołę. Chciał ją tylko skończyć i mieć święty spokój. I skoki oczywiście. Tylko to się liczyło. No, może jeszcze w międzyczasie jakieś panienki, czemu nie.
Każdemu się coś od życia należy.
Chwycił w dłoń telefon i zadzwonił do Forfanga.
- Halo? - odezwał się jego głos po kilku sygnałach.
- Siema, masz zamiar może zrobić tę majcę? - zapytał, nie owijając w bawełnę.
- Może - usłyszał wyważoną odpowiedź, którą po chwili przyćmił jakiś śmiech w tle. Ewidentnie dziewczęcy.
- Kurwa no - zaklął pod nosem, samemu nie do końca wiedząc, na co jest to reakcja. - Zrób to, okej? Bo mnie szlag jasny trafi. Wiesz przecież, że ta baba się na mnie uwzięła i na pewno... na pewno sprawdzi właśnie mnie.
- Zobaczymy, co da się zrobić - powiedział Johann i rozłączył się.
Zobaczymy. No cudownie. Tylko on na tym jebanym świecie miał takiego pecha. Forfang w najlepsze zabawiał się ze swoją laską z wymiany, a ta jego...
Ach tak. Rozmawiała z jego rodzicami.
Nie tak to miało wyglądać.
__________

Mam totalny zastój w pisaniu. Od miesiąca (albo i więcej) nie naskrobałam ani jednego zdania. I nie wiem, kiedy się to zmieni. Z komentowaniem zresztą jest to samo. Ciągle obiecuję, że ponadrabiam zaległości - i ja to zrobię - tylko jeszcze nie wiem kiedy. Bo taka jest prawda, że ten rozdział się tu pojawił tylko dlatego, że jest gotowy od jakiegoś roku. 
Aha, co do informowania o nowościach - już jakiś czas tego nie robię. Rzucam tylko na Twitterze informację i kilka razy przypominam, ale nie mam czasu ani głowy do zbierania grupki osób, które miałabym osobno informować. Przepraszam :)