piątek, 13 stycznia 2017

Chapter 8

Wczorajszy wieczór nie był, wbrew pozorom, aż tak tragiczny. Magda i jej rodzice nie byli tak bardzo sztywni, jak się spodziewał, ogień w kominku wesoło buzował, a jedzenie było świetne. Choć oczywiście Phillip nie mógł powiedzieć, że bawił się najlepiej w całym swoim życiu. Ale było znośnie.
Rano obudziło go energiczne pukanie do drzwi i jakieś bliżej nieokreślone okrzyki dochodzące również zza tychże drzwi. Przewrócił się na drugi bok i nakrył głowę poduszką. Niestety upierdliwe hałasy wciąż nie ustawały.
- Mamo, kurwa...
Aha, nie.
Potarł zaspane oczy i wsłuchał się w dźwięki, które zakłóciły jego błogi sen. Późno... wstawać... szkoła... Chyba te wyrazy były najważniejsze. Po co on tu przyjechał? Żeby mu kazali zrywać się skoro świt i pędzić do szkoły? Tym to się równie dobrze mógł w Norwegii zajmować.
Okrył się szczelniej kołdrą, mając w dupie absolutnie cały świat. Niech się dobijają, co mu mogą zrobić? On sobie utnie jeszcze pięć minut drzemki. Ostatecznie, jeśli Magdzie tak zależy, może sobie sama jechać do tej szkoły. Nic pasjonującego ich tam nie spotka. Pięćset identycznych i równie nudnych twarzy.
Chociaż... Phillip w jednej chwili podjął decyzję o wstaniu z łóżka.
Szkoła oczywiście była nudna i beznadziejna, nic się w tej kwestii nie zmieniło, ale istniał jeden powód, dla którego warto było się tam wybrać. Jeden jedyny, ale za to najważniejszy i pokonujący wszystkie argumenty na nie.
W szkole miał szansę wreszcie spotkać Alę. A ona była warta największych poświęceń. Nawet takich jak wstanie z łóżka o siódmej czterdzieści.

*

Alicję obudził brzęk tłuczonego szkła. Przetarła zaspane oczy, próbując na szybko zebrać myśli.
Ach, tak.
Z wyraźną przyjemnością sięgnęła po koszulkę Johanna, leżącą na ziemi, i narzuciła ją na siebie. Chwilę później stała już w progu kuchni i z rozbawieniem obserwowała Forfanga, próbującego pozbierać odłamki szkła z podłogi. Był jak zwykle zupełnie nieporadny i totalnie uroczy.
- Dzień dobry - powiedziała wreszcie, opierając się lekko o framugę drzwi.
Popłoch, speszenie i czerwone policzki. Cały on.
- Bo ja właśnie chciałem zrobić kawę i znalazłem jakieś szklanki, ale przez przypadek jedna mi upadła i... - plątał się nieszczęśliwie, przekładając z dłoni do dłoni kawałek szkła.
Ala trzema szybkimi krokami pokonała dzielącą ich odległość.
- Tak? - zapytała, odbierając mu ostrożnie śmiercionośne narzędzie. Bo istotnie w jego rękach nawet zwykły kawałek szkła mógł stanowić poważne zagrożenie.
- I po prostu chciałem ją posprzątać i zahaczyłem miotłą o drugą, no i ta też spadła i wtedy to już się chyba obudziłaś, a teraz...
Ala wybuchnęła śmiechem.
- A teraz powinnam cię związać i wykorzystać, bo inaczej rozbijesz mi wszystkie szklanki - zniżyła głos, wieszając się chłopakowi na szyi.
- Nie no, ja nie chciałem, po prostu...
Po prostu zamknęła mu usta pocałunkiem.
- To co będzie z tą kawą? - zapytała po chwili.
- Ja bym ją chętnie zrobił, ale.... hmm... nie wiem, czy to dobry pomysł.
O ile Ala uwielbiała być obsługiwana przez facetów, o tyle tym razem musiała przyznać rację Johannowi.
- Dla twojej wiadomości - powiedziała po chwili, stawiając przed chłopakiem parujący napój - poranną kawę piję w kubku.
- W kubku. Mhm. Aha.
Wydawał się jeszcze bardziej nieprzytomny niż zazwyczaj. Nie do końca wiedziała, jak to rozumieć.
- A tak właściwie - zapytał Johann, po części rozjaśniając jej wątpliwości - gdzie są twoi rodzice?
- Mama wyjechała na tydzień na konferencję. Tata... z nami nie mieszka.
Nie miała ochoty wdawać się w szczegóły. Ani nie sprawiało jej to przyjemności, ani nie było do niczego potrzebne Forfangowi.
- Czyli... - zastanowił się chłopak. - To znaczy, że cały tydzień będziemy sami?
- Dokładnie tak - odpowiedziała Ala, z przyjemnością spostrzegając, jak na jego policzkach wykwitają rumieńce. Śmieszny był i zupełnie przewidywalny. Na dłuższą metę pewnie dość nudny, ale pięć dni... to zupełnie coś innego.

*

Szkoła Alicji nie była może najmilszym miejscem na świecie, ale w trakcie wymian było znośnie. Nauczyciele pragnęli uchodzić w oczach uczniów z innych części Europy za najsympatyczniejsze grono pedagogiczne na całym świecie, choć, oczywiście, z marnym skutkiem. Ala właśnie wyśmiewała w duchu nieudolne starania matematyczki, kiedy drzwi do sali otworzyły się, okropnie skrzypiąc i do środka weszli Magda z Philem.
Świetnie wyglądał.
- Przepraszam, były straszne korki - wyjąkała dziewczyna, ale nie zabrzmiało to zbyt przekonująco. Ala wiedziała, że Magda nie cierpiała się spóźniać i nie miała wątpliwości, z czyjej winy nie zdążyli stawić się punktualnie.
Sprawca zamieszania tymczasem rozglądał się po sali, a kiedy wreszcie napotkał jej wzrok, puścił oczko i uśmiechnął się łobuzersko.
Głupek. Ale jaki zajebisty.
Nauczycielka kazała im zająć miejsca i po chwili kontynuowała już prowadzenie lekcji.
A Ala tymczasem zupełnie nie mogła się skupić. To był bardzo dziwny objaw. Zawsze udawało jej się oddzielać naukę od całej reszty i tym sposobem wykorzystywać sto procent swoich możliwości do osiągania zamierzonych celów. Uwielbiała być najlepsza. To ją nakręcało i dawało mnóstwo satysfakcji. Ale teraz czuła na sobie spojrzenia Phila, który - z braku innych opcji - musiał raz w życiu usiąść w pierwszej ławce, aczkolwiek w luzackiej pozie i bokiem do tablicy. I była po prostu pewna, że rozbiera ją wzrokiem. Na dodatek obok siedział Johann, najsłodsze stworzenie pod słońcem, i wiedziała, że on z kolei patrzy na nią maślanymi oczami, choć udaje, że pilnie śledzi wydarzenia pod tablicą.
Czuła się osaczona. Nie tyle adorowana i podziwiana, co śledzona. Żaden jej ruch nie mógł zostać niezauważony. A ona kochała wolność. W każdym tego słowa znaczeniu. Między innymi dlatego nie przeszkadzało jej mieszkanie w starym domu, poza miastem, z dala od klubów i galerii handlowych. Bo tam mogła krzyczeć i skakać, tańczyć na łące i głośno śpiewać. I czuła się szczęśliwa. A kiedy miała ochotę poflirtować z facetami w klubie - po prostu wsiadała w autobus i jechała do miasta. Dla niej to był układ niemalże idealny, choć oczywiście momentami dostrzegała jego niedogodności. Tak naprawdę do szczęścia brakowało jej tylko własnego samochodu. On dałby jej całkowitą niezależność.
Ala wyprostowała się na krześle i odrzuciła włosy do tyłu. Skoro nie dają jej chwili spokoju, niech też trochę pocierpią, niech utwierdzą się w przekonaniu, że jest tak zajebista, że nigdy jej nie zdobędą. Bo przecież to była szczera prawda. Była fantastyczna i nie próbowała kryć tego faktu za zasłoną sztucznej skromności.
- Alicja? Mogę cię prosić o podejście do tablicy? Rozwiążesz ten przykład?
Typowe. Kiedy mieli w szkole jakąś wizytację, matematyczka też zawsze pod tablicę zapraszała Alę. Miała pewność, że dziewczyna nie przyniesie jej wstydu. Alicję niezmiennie to śmieszyło, bo tak naprawdę stawiało to nauczycielkę w naprawdę złym świetle. W ponad trzydziestoosobowej klasie, tylko jedna osoba była w stanie rozwiązać bez wielkich mąk pod tablicą średniej trudności przykład. Żenujące.
Wykonała polecenie i w kilku linijkach zakończyła rozwiązywanie zadania. Kiedy odwróciła się, by wrócić na miejsce, Phillip podniósł rękę.
- Przepraszam - powiedział po angielsku. - Mogę odebrać ważny telefon?
Nauczycielka wyraźnie się zmieszała, a Ala w ostatniej chwili powstrzymała wybuch śmiechu.
- Kolega zapytał, czy mógłby odebrać telefon - przetłumaczyła.
- Ach... - odetchnęła kobieta. - Oczywiście. Yes - kiwnęła głową.
Phillip wyminął Alicję, delikatnie muskając jej dłoń swoją, i wyszedł z sali.
Dziewczyna już miała wrócić na swoją miejsce, kiedy coś ją tchnęło.
- A czy ja mogłabym umyć ręce od kredy? - zapytała.
Po raz pierwszy okazało się, że te przedpotopowe pomoce naukowe mogą być do czegoś przydatne.
- Proszę? Ach tak, jasne.
Wyszła z sali i zamknęła za sobą drzwi. Na korytarzu już czekał Phillip z założonymi rękami i kpiącym uśmieszkiem.
- Och, jaka ty jesteś domyślna.
- Podobno odbierasz ważny telefon.
- Podobno - zgodził się Phil. - A ty?
- A ja myję ręce.
- Ach, myjesz ręce... - mruknął, zbliżając się do dziewczyny.
Ala oparła się o ścianę.
- No tak. Bo wiesz, miałam bliskie spotkanie z kredą - przejechała mu palcem po koszulce, zostawiając biały ślad na ciemnym materiale.
- Ajajajaj... ładnie to tak?
- Coś ci przeszkadza? - Ala zrobiła minę słodkiej idiotki, trzepocąc niewinnie rzęsami.
Phil uśmiechnął się.
- W tym momencie tylko jedno - powiedział i zachłannie ją pocałował, przyciskając mocno do ściany.
Alicja tylko na to czekała.
- Tutaj są kamery - szepnęła mu po chwili prosto do ucha i zaśmiała się dźwięcznie.
Phillip wydawał się być zupełnie nieporuszony tą informacją. Oparł się ręką o ścianę koło ucha Ali i nachylił nad nią.
- To dlaczego mnie prowokujesz?
- Ja ciebie?
- Ty mnie - przytaknął. - Musisz mi to wynagrodzić. Co robisz wieczorem?
Uśmiechnęła się.
- To zależy od wielu czynników.
- Od wielu czynników - powtórzył. - Główny czynnik jest taki, że chcę ten wieczór spędzić z tobą. W jakimś fajnym miejscu.
Ala nie powstrzymała się przed kpiącym uśmieszkiem.
- Pomyślę nad tym - obiecała. - Wracam do klasy.

*

Poczuł się jak bezużyteczny śmieć. Jak niepotrzebna zabawka, którą rzuca się w kąt, kiedy się znudzi. Och, oczywiście, że przesadzał. Ale miał nadzieję, że wszystkie wieczory spędzą razem. Nie było ich przecież dużo, wymiana miała trwać marne pięć dni. Tymczasem Ala po lekcjach ogłosiła mu, że wybiera się z przyjaciółkami na nocną rundkę po klubach. Babski wypad. Zero facetów. Zaproponowała mu nawet, że zadzwoni do jakichś swoich kolegów i zorganizuje mu towarzystwo, ale Johann nawet nie chciał o tym słyszeć. Zawieranie nowych znajomości nie należało do jego ulubionych zajęć, zwłaszcza jeśli mieli to być ludzie, z którymi spędzi dwie czy trzy godziny i nigdy więcej ich nie spotka. Tyle stresu, a zero korzyści. Niewarte zachodu. Wolał już siedzieć przed telewizorem w salonie Ali i skakać po kanałach, nie rozumiejąc przy tym ani słowa.
Zadzwonił telefon, leżący na ławie przed Johannem. Podniósł go i ze zdziwieniem odczytał, kto chce się z nim skontaktować. Dziwne. Phil miał zazwyczaj wieczorami lepsze zajęcia niż wydzwanianie do kumpli.
- Halo?
 W odpowiedzi usłyszał najpierw głośną muzykę, a dopiero po chwili głos Sjoeena.
- Jak się bawisz? - zapytał Phil, ledwo przekrzykując klubowe hity.
- Hmm... średnio - stwierdził oględnie Johann.
- Aj... to przykre... Słuchaj, nie zgadniesz, kogo spotkałem...
Forfang nie doczekał się jednak tej informacji. W słuchawce coś zatrzeszczało, po chwili rozległ się dziewczęcy śmiech, a później połączenie zostało przerwane.
To było dziwne. Ten śmiech był... bardzo charakterystyczny. Bardzo. Radosny, dźwięczny i jedyny w swoim rodzaju. Johann dobrze go znał.
Tak śmiała się Ala.
__________

Mnóstwo czasu zajęło mi pisanie tego rozdziału. Muszę przyznać, że te ciołki są dość trudne we współpracy.
Bardzo Wam dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem i proszę o więcej! ;)