piątek, 10 czerwca 2016

Chapter 3

Właściwie to w głębokim poważaniu miała informację, jak przebiegają zajęcia szkolne w Norwegii. Z tym, że była to właściwie jedyna szansa na spędzenie całego dnia z Johannem. Środa miała być czasem na integrację uczniowską - jak to zostało fantastycznie wytłumaczone w programie wymiany, na który spoglądała rano Ala, czekając na wysuszenie drugiej warstwy lakieru do paznokci, którą przed chwilą nałożyła. Cóż, lepiej by się zintegrowali na zbiorowym browcu.
Usłyszała pukanie do drzwi.
- Proszę.
W progu pojawił się Johann. Uśmiechnęła się szeroko na jego widok.
- Cześć. Chciałem sprawdzić czy już wstałaś - poinformował ją, zamykając za sobą drzwi.
- Jak widać - odpowiedziała, wstając od biurka i podchodząc do niego. - Jakie mamy plany na dziś?
- Fascynujące - burknął chłopak. - Sama zresztą wiesz. Osiem godzin w mojej cudownej szkole.
- Już się nie mogę doczekać - mruknęła i zbliżyła się do niego, łapiąc go za koszulkę.
- Masz do mnie jakąś sprawę? - uśmiechnął się chytrze, choć - a jakże - zaczerwienił nieco.
- Oj, Johann...
Objął ją w pasie i pocałował.
- Widzę, że szybko się uczysz - zauważyła, zarzucając mu ręce na szyję. - Spełniasz moje życzenia, zanim jeszcze je wypowiem.
- Jestem lepszy niż złota rybka - uśmiechnął się Johann.
- Oj, lepszy... - przygryzła wargę, spoglądając na niego. - Musimy iść do tej szkoły?
- Ej, ej! - roześmiał się chłopak. - Jeszcze przed chwilą byłaś tą wizją zachwycona.
- Nie wiem czy zauważyłeś, ale sytuacja diametralnie się zmieniła.
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Ala uniosła brew, Johann się roześmiał. Ściągnął jej ręce ze swojej szyi, bo sama jakoś nie była specjalnie skłonna tego robić, i powiedział:
- Proszę.
Tym sposobem Ala miała okazję poznać jego starszego brata.
- Eee... cześć. Miałem już lecieć do pracy, ale mama mi kazała sprawdzić czy już wstaliście. Jestem Daniel, tak w ogóle.
- Ala - uścisnęła jego rękę z szerokim uśmiechem.
- Tak... No to widzę, że wstaliście. To jej powiem. Ale nie będę się dopytywać, kto gdzie spał.
Daniel dodał coś jeszcze po norwesku do Johanna i wyszedł z pokoju.
A on cały czerwony podszedł do lustra.
- Co on ci powiedział? - zapytała, choć miała co do tego pewne podejrzenia.
- Kazał mi zetrzeć tę szminkę z ust - odpowiedział Johann wymownie.
Ala roześmiała się głośno.
- Gwoli ścisłości to ona jest raczej wokół ust... Ale chodź, ja ci ją zetrę - zaproponowała, znów wieszając się mu na szyi.
- Jesteś pewna, że to tak działa?
- Absolutnie pewna - powiedziała z mocą. - Absolutnie.

*

Zachowywał się jak totalny idiota. Totalny. I było mu z tym tak zajebiście dobrze.
Nieprawdopodobne było to, że sprawiła to jakaś dziewczyna, którą znał od dwóch dni, a z którą całował się więcej razy niż w przeciągu całego swojego życia. I która teraz siedziała z nim w ławce, na matematyce, w jego własnej szkole.
Kumplom szczeny poopadały na jej widok.
Nie byłą jedyną osobą z wymiany, która pojawiła się tego dnia u nich w klasie, ale absolutnie żadna nie miała takiego wejścia.
Czemu się specjalnie nie dziwił.
Drzwi klasy otworzyły się i do środka wszedł Sjoeen z jakąś dziewczyną.
- Przepraszam za spóźnienie - mruknął i podszedł do ławki za nimi, rzucając na nią z hukiem plecak.
- Sjoeen - nauczycielka spojrzała na niego spod okularów. - Może byś tak z łaski swojej się zachowywał, skoro już zakłóciłeś swoim wejściem przebieg lekcji? A tymczasem zapraszam cię do tablicy. Porozmawiamy o twojej pracy domowej.
Phillip westchnął.
- Niestety nie mam zadania. Musiałem się wczoraj zająć koleżanką z wymiany - wskazał na dziewczynę, zajmującą miejsce koło niego.
Przez klasę przeszedł pełen podtekstów śmieszek.
- Trzeba było poprosić koleżankę o pomoc - stwierdziła, nieco od rzeczy, matematyczka. - A tymczasem niestety muszę wpisać ci ocenę niedostateczną. Jacobson do tablicy.
- Zajebiście, kurwa - mruknął Phillip, opadając na krzesło.
Johann odwrócił się do niego.
- Sorry, że ci nie wysłałem tego zadania. Ale sam go nie mam - spojrzał wymownie na Alę, która też odwróciła się do tyłu.
Philip już miał coś burknąć, ale wyciągnął zeszyt z plecaka i równocześnie podniósł na nich wzrok.
I aż go zatkało z wrażenia.
- Cóż - odezwał się wreszcie. - Wcale ci się nie dziwię, że miałeś wieczorem lepsze zajęcia - popatrzył wymownie na Alę, uśmiechając się charakterystycznie.
Tak, jak uśmiechał się do lasek, które mu się podobały. Bardzo podobały.
A im zawsze na to wyuczone zagranie miękły kolana. Johann coś o tym wiedział. Nachodził się z nim do klubów, żeby w razie czego miał go kto do domu odprowadzić. Gdyby przeholował. Choć, tak szczerze mówiąc, kiedy już mu się to zdarzało, zazwyczaj miał koło siebie jakąś dziunię, bardzo chętną do zajęcia się nim. Więc Johann im nie przeszkadzał. Po prostu.
Spojrzał na Alę. Nie zareagowała bynajmniej jak te dziewczyny. Patrzyła na niego, uśmiechając się ironicznie.
A przynajmniej tak to wyglądało na pierwszy rzut oka. I wolał się nad tym więcej nie zastanawiać.

*

Alicja śledziła wymianę zdań między chłopakami, nie rozumiejąc z niej zupełnie nic. Naprawdę, mogliby rozmawiać po angielsku.
- Phil - rzucił tymczasem ten chłopak w jej stronę, jakby niezobowiązująco, mimochodem, i wywnioskowała z tego, że tak brzmiało jego imię. Miała kilku kumpli, którzy przedstawiali się w ten sposób. I jakoś tak z reguły dało się przy nich dobrze bawić. Ciekawa zależność.
- Ala - powiedziała, uśmiechając się tajemniczo i odwróciła na krześle, odrzucając do tyłu włosy.
Och, jak ona lubiła facetów.
Johann powiedział coś jeszcze do Phillipa, choć Alicja oczywiście znów nie była w stanie tego zrozumieć. Ale nie był to na pewno lekki, swobodny ton. Odwrócił się i spojrzał na tablicę. Jego mina mówiła tylko i wyłącznie ja pierdolę.
Uśmiechnęła się, dotykając rękawa jego swetra.
- Co tam?
- Minęło piętnaście minut, a ja już mam dość - odpowiedział, nie odrywając wzroku od tablicy.
- A jakbyśmy tak... poszli sobie na lody? - rzuciła szeptem, w ramach luźnej propozycji, ale i tak udało jej się nadać swojemu głosowi odpowiednie brzmienie.
Johann zarumienił się lekko.
- Sprowadzasz mnie na złą drogę.
- A dasz się sprowadzić?
Stłumił uśmiech, schylając głowę nad zeszytem.
- To jak? - przejechała palcem po jego ramieniu.
Przygryzł wargę.
- Gdzie byś chciała pójść?

*

Nie wiedziała, że Norwegia była aż tak piękna. Siedzieli sobie na jakimś suchym pniu drzewa, nad cudownie błękitnym jeziorem. Mimo października było ciepło, tak że po chwili od dotarcia tam, rozpinali kurtki, śmiejąc się z jakiegoś głupiego dowcipu.
- Wszystkie dziewczyny wyrywasz na takie doskonałe żarty?
Zarumienił się. Lubił, gdy mówiła tym tonem. Gdy kpiła, jednocześnie z nim flirtując.
- Jasne. Wiesz, jak na to lecą?
- Domyślam się - mruknęła, siadając mu na kolanach i zarysowując palcem linię jego szczęki.
Uch, to powinno być wielkie, miękkie łóżko, a nie jakieś drzewo.
Przeszedł ją dreszcz, gdy dotknął jej dłonią w pasie pod kurtką. Nie sądziła, że aż tak na nią działał. Niewiele myśląc zbliżyła twarz do jego twarzy, całując go w kącik ust. Poczuła, że na ten drobny z pozoru dotyk, dosłownie znieruchomiał. Był po prostu przeuroczy.
- Zabawny jesteś, wiesz? - szepnęła mu do ucha.
- Dzięki. Umiesz podnieść facetowi samoocenę.
Roześmiała się głośno.
- No ja myślę. Wiesz, mam takiego kolegę... I on ciągle powtarza dokładnie to, co ty teraz.
Doskonale widziała, że Johann nie był pewien, jak rozumieć tę wypowiedź. Na pewno mu się nie spodobała.
Bardzo dobrze. Dokładnie o to chodziło.
Trzeba w końcu wydobyć faceta z faceta.
- Cóż, widzę, że masz w tym doświadczenie...
Znów się roześmiała, naprawdę doskonale się bawiąc.
- Może...
- Słuchaj, która jest godzina, bo...
- Bo co? - przerwała mu, jeżdżąc palcem po jego koszulce.
- Bo wieczorem mam trening - westchnął.
- Och, a nie mógłbyś na przykład raz go opuścić?
- To ważne - powiedział poważnie i wiedziała już, że nic nie wskóra.
Potrzebowała innego kompana na wieczór.

*

- Głupi ten Forfang - skwitował Phillip, dopijając drinka i strzelając w Alę znaczącym spojrzeniem. - Ciekawe, ileż to zwycięstw w Pucharze Świata da mu ten dzisiejszy trening.
- Zdziwisz się jeszcze - odpowiedziała, starając się nie dać po sobie poznać, jak ten facet doskonale pasował do jej schematu  idealnego wieczoru. - Potem będziesz żałował, że nie zabrałeś swojej koleżanki pod skocznię i nie zaprezentowałeś jej tego... co potrafisz najlepiej.
- Ajajaj... Mogłaś mi to powiedzieć, kiedy zadzwoniłaś do mnie, błagając o umilenie ci wieczoru - powiedział znacząco.
Uśmiechnęła się kpiąco.
- Nikt cię jeszcze nie poinformował o tym, że masz beznadziejne teksty na podryw?
- Zazwyczaj nie muszę tak długo strzępić sobie języka na mówienie. Przydaje się do czego innego.
Pomieszała słomką w szklance.
- Nie musisz tak długo czy nie umiesz?
- Mówić czy...
- Czy co? - uniosła brew.
- A nic. Wiesz, jak jest z językami.
- Zwłaszcza obcymi.
- Zwłaszcza - przytaknął, unosząc w zadziornym półuśmiechu kącik ust.
Był boski.
- Obawiam się, że skończyło mi się picie - westchnęła.
- I...?
- I jestem zdecydowanie zbyt mało pijana na twoje żałosne teksty. Więc albo postaw mi kolejnego drinka, albo daruj sobie podryw.
- Ależ czy ja cię podrywam? - zapytał, udając mocne zdziwienie. - Tak ci się zdawało? Przykro mi...
- Masz rację, nawet nie próbuj. I tak nie masz u mnie szans.
- Właściwie to nawet lepiej. Mam ochotę się stąd zwinąć. Przejechałbym się gdzieś.
- Tak po alkoholu? Nieładnie...
- Możesz mnie popilnować, jak ci tak bardzo zależy na moim bezpieczeństwie.
- Ale czy mi zależy? - sparafrazowała jego kwestię sprzed chwili. - Tak ci się zdawało? Przykro mi...
Spojrzał na nią z namysłem i roześmiał się.
- Niezła jesteś.
- Nie jesteś pierwszym, który mi to mówi - odpowiedziała bez mrugnięcia okiem.
- To jak, chcesz się przejechać?
- Jestem zawiedziona, wiesz? Wyciągasz mnie do klubu, stawiasz jednego drinka i już chcesz wychodzić?
- A co, tańczyć ci się zachciało?
- Może...
- Chodź - powiedział po prostu, wstał i złapał ją za rękę, ciągnąc na sam środek parkietu. Przeciskali się między tańczącymi ludźmi, sukcesywnie zmniejszając przestrzeń między sobą, tak że Ala nawet nie zdziwiła się, kiedy poczuła jego gorący oddech na swoim karku. Odwróciła się i rzuciła mu dużo mówiące spojrzenie. Uniósł kącik ust, kładąc dłonie na jej biodrach. Nachylił się i powiedział jej do ucha:
- No to pokaż mi, jak się bawicie w tej twojej Polsce.
Nie trzeba jej było tego dwa razy powtarzać.

*

Bynajmniej nie ochłonął jeszcze po tym, co przed chwilą się zdarzyło, a Alicja już kazała mu włączać silnik i pruć gdziekolwiek - byle jak najszybciej. Nie spodziewał się, że poczuje ją aż tak. Każdy jej dotyk w tańcu (a było ich trochę) sprawiał, że coraz bardziej go pociągała. Naprawdę miał ochotę zabrać ją dosłownie gdziekolwiek i ściągnąć z niej te zbędne ciuszki. A tymczasem ona siedziała na fotelu pasażera, wciąż świetnie się bawiąc i Phillipowi wydawało się, że doskonale nad wszystkim panuje.
W odróżnieniu od niego.
A nie do tego był przyzwyczajony.
Czuł gorąco, mrowienie w całym ciele i przeraźliwie mocne bicie własnego serca.
Tymczasem Ala jak gdyby nigdy nic zaczęła sobie coś śpiewać. Chyba po polsku. Nie znał tego języka. Nieco chrapliwym, seksownym głosem.
- No i czemu się tak patrzysz? Ruszaj, życie nam ucieka! - roześmiała się po chwili, gdy zorientowała się, że wciąż gapi się na nią jak sroka w gnat.
Ruszył więc. Wskaźnik na liczniku przesuwał się ku coraz wyższym wartościom, piątkę wrzucił już po chwili, a kolejne metry uciekały w zawrotnym tempie.
- Po co ci ta wymiana? - zapytała po chwili, przerywając śpiewanie. - Takie gwiazdy skoków jak ty chyba nie potrzebują dodatkowych okazji do podróży po świecie.
Uśmiechnął się kpiąco. Naprawdę tak bardzo potrzebowała, żeby powiedział to głośno?
- Mówi ci coś słówko koedukacyjny?
- Wiedziałam! - roześmiała się.
- Co chcesz mi przez to powiedzieć?
- Że wyglądasz na takiego, który lubi... się zabawić.
- Ładnie ujmujesz pewne rzeczy - przygryzł wargę, uśmiechając się.
- Może cię po prostu rozumiem... - rzuciła w przestrzeń, nadając swojemu głosowi odpowiednie, wibrujące nutki.
Nic na to nie odpowiedział, wpatrzył się tylko uważniej w drogę, oczekując zjazdu na pobocze. Po kilku minutach, zatrzymał się przy kępie drzew, rosnącej przy rozjeździe.
- Masz ochotę zapalić? - rzucił w ramach luźnej propozycji.
- Ohoho, panie sportowcu, ładnie to tak?
- Ohoho, nie udawaj, że ci to przeszkadza.
Roześmiała się głośno.
- Wedle życzenia.
Wyszli z samochodu i od razu ogarnęło ich chłodne, nocne powietrze. Phillip wyciągnął paczkę czerwonych Marlboro, poczęstował Alę i przetrząsnął kieszenie w poszukiwaniu zapalniczki.
- Ups, czyżbyś... - zaczęła ona, ale momentalnie jej przerwał.
- Nic nie zgubiłem. Zawsze mam nad wszystkim kontrolę, zapamiętaj to sobie.
Zabrzmiało to wręcz ostro, ale na Alicji oczywiście nie zrobiło najmniejszego wrażenia.
- Oj, nie denerwuj się tak, złość piękności szkodzi. No i daj mi wreszcie tę zapalniczkę.
Znalazł ją nareszcie, zapalił papierosa i zaciągnął się mocno, wydychając po chwili ze złością dym. Nie będzie mu jakaś dziunia burzyć jego przekonania o własnej zajebistości i opanowaniu.
- Zawsze się tak łatwo irytujesz? - zapytała, opierając się o samochód zaraz obok Phillipa.
Wzruszył tylko ramionami.
- Rozmowny jesteś.
- Życie nie składa się tylko z gadania.
- O i jeszcze filozof...
Pokręcił głową, uśmiechając się lekko.
- Chyba cię lubię.
- Chyba dzięki. Ale nie obiecuję, że to działa w obie strony.
- Spodziewałem się czegoś w tym rodzaju.
- Ale to nie znaczy - ciągnęła Alicja - że nie mam ochoty cię pocałować.
- No, to brzmi już lepiej - powiedział i puścił w powietrze obłoczek dymu.
- Myślisz, że powinnam to zrobić? - zapytała, powtarzając jego ruch z papierosem.
- Myślę, że nie. Ja powinienem - powiedział Phillip, przyciskając ją nagle do samochodu i całując mocno. Zarzuciła mu ręce na szyję doskonale wytrenowanym ruchem i przyciągnęła go do siebie jeszcze bardziej, choć przecież w pierwszej chwili nie była pewna, czy to w ogóle jeszcze możliwe.
- To było niezłe - stwierdziła po prostu, gdy po tym, jakże miłym przerywniku powrócili do rozmowy i opierania się o samochód - tym razem już osobno.
- Niezłe - przytaknął.
- Lubię się całować - powiedziała bezpośrednio.
- Da się zauważyć.
- Nie potępiasz mnie? - spojrzała na niego kątem oka.
- Dopóki całujesz się ze mną - raczej nie - błysnął zębami w szerokim uśmiechu, przydeptał papierosa i po namyśle znów się do niej zbliżył.
To, że serce waliło mu jak szalone przecież o niczym nie świadczyło, prawda?
__________

Wracam tu po miesiącu. I wracam z tą trójką. Nie będę się już powtarzać, bo wszystko napisałam u Marzenki, a tam jest większa frekwencja. Powiem więc tylko, że jestem znów ciekawa, co powiecie o Ali ;)