piątek, 1 lipca 2016

Chapter 4

Czwartek spędzili w sposób daleki od idealnego, ale jednak, co nawet Ala musiała przyznać, nie mogli się codziennie zrywać z zaplanowanych zajęć. Na dodatek Phillip w ogóle nie pojawił się w szkole, gdyż - jak przekazała ta dziewczyna, która u niego mieszkała - źle się czuł. Co nie przeszkodziło mu w udaniu się na popołudniowy trening, jak dowiedziała się od Johanna po jego powrocie. Popołudnie spędziła więc na piwie ze znajomymi z Polski, którzy też akurat nie mieli nic lepszego do roboty. Ale wciąż nie było to to, na co liczyła.
Tak więc, gdy przedostatniego wieczoru jej pobytu w Norwegii stała na balkonie paląc papierosa, wybitnie ucieszyła się na znajome pukanie do drzwi.
Po tych dosłownie trzech czy czterech dniach rozpoznawała już to nieśmiałe, charakterystyczne  puk...puk. puk.
Wsadziła z powrotem głowę do pokoju, mówiąc proszę, a za chwilę jej twarz rozjaśniła się w uśmiechu.
- Już myślałam, że o mnie zapomniałeś.
- Proszę cię... - westchnął lekko, siadając w fotelu.
- A nie chciałbyś może tych swoich westchnień wyrażać na balkonie? - zapytała. - Dopaliłabym papierosa.
- Ty palisz? - zdziwił się, wychodząc za nią na chłodne powietrze.
- Zdarza mi się.
Stanął za nią, kładąc jej delikatnie dłonie na ramionach.
- Palisz, pijesz... - zaczął ostrożnie.
- Wszyscy tak robią.
- No nie wiem...
- A co, nie chcesz się już ze mną zadawać? - obróciła się w jego stronę, wypuszczając obłoczek z ust prosto w jego twarz.
Johann zakaszlał lekko.
- Muszę to przemyśleć - uśmiechnął się.
- Oj przemyśl, przemyśl...
- Słuchaj - przyszła mu do głowy pewna myśl. - A jak ty się właściwie uczysz?
- Aha - odgadła Ala. - Myślisz, że jestem marginesem społecznym, bo raz na miesiąc wypalę papierosa? Zapewne ze trzy razy nie zdałam do następnej klasy, co? Muszę cię zawieść. Co roku mam świadectwo z paskiem. Bo wiesz - ja mam taką obsesję. We wszystkim, co robię, muszę być najlepsza. We wszystkim - szepnęła mu prosto do ucha.
- Czyli jesteś moim absolutnym przeciwieństwem - powiedział, uśmiechając się szczerze. Ale zaraz potem westchnął.
- No dobra, co się dzieje? - zapytała Ala, gasząc papierosa, a zaraz potem wciągnęła Johanna do pokoju, zamykając za sobą drzwi balkonowe. - No mów - ponagliła, siadając naprzeciwko niego na podłodze.
- Mam dość. Po prostu.
- To znaczy? - dopytała, nie rozumiejąc właściwie nic z tej wypowiedzi.
- Jestem zmęczony. Treningami, szkołą, przygotowaniami do matury, spełnianiem oczekiwań wszystkich naokoło. I tak dalej, i tak dalej.
- Typowe objawy nastoletniej depresji - pokiwała głową z przekonaniem.
- Ale śmieszne...
- Oj, no co? Z tym da się żyć - stwierdziła.
- Tak? - zapytał, szczerze zdziwiony. - Wiesz, jaka jest presja na zawodach?
- Może i nie... - powiedziała powoli. - Ale wystarczy wierzyć w siebie. Tyle.
- No rzeczywiście. Bułka z masłem - prychnął, a zaraz potem westchnął i pokręcił głową.
- Oczywiście - powiedziała Ala niezrażona. - Zacznij sobie wmawiać, że jesteś najlepszy. Aż wreszcie wszyscy w to uwierzą.
Johann popatrzył na nią jak na wariatkę, zupełnie nie wiedząc, czy mówi serio, czy drwi z niego w najlepsze. Spodziewał się raczej tego drugiego, choć taka filozofia życiowa zaczęła mu nagle zaskakująco mocno do niej pasować. Wyglądała na osobę, która znała swoją wartość i szczerze wierzyła w swoje możliwości.
- Ty mówisz serio - stwierdził wreszcie ze zdziwieniem.
Roześmiała się głośno.
- Ja zawsze mówię bardzo, bardzo serio.
- Mhm, taa...
- Koleś, jak już musisz wygrywać te wszystkie zawody, to wygrywaj. Ale dla siebie. A nie dla mamusi.
Poczuł się jak beznadziejne cielę. Właśnie siedział na podłodze naprzeciw dziewczyny, będącej być może kobietą kobietą jego marzeń, i zwierzał się jej ze swoich idiotycznych zmartwień i obaw, a ona drwiła z niego w żywe oczy. Tak, dokładnie tak. Owszem, zdążył już zauważyć, że miała taki styl bycia, ale tym razem to było coś więcej niż zwykłe żarciki i niewinne flirty. Naprawdę miał dość. I naprawdę uważał, że to, że wszyscy naokoło wywierają na nim presję ma wpływ na jego postawę i wyniki. Taki miał charakter. Starał się. Bardzo. Może czasem za bardzo. Ale nie lubił nikogo zawodzić. Nikogo.
- Hej, słuchasz mnie w ogóle? - Ala pomachała mu ręką przed twarzą. - Czy ty zawsze musisz być takim grzecznym chłopcem?
Wzruszył ramionami.
- Nie, to się nie uda - powiedziała, zakładając ręce na piersi. -  Przynieś tu jakieś wino.
Zamrugał dwa razy.
- Że co?
- Przynieś wino - powtórzyła z niezmąconym spokojem. - Rozmowy o charakterze egzystencjalnym udają się najlepiej przy alkoholu... a jak wiemy piwa nie lubisz... - uśmiechnęła się niewinnie.
- No dobra... zobaczę, co mamy w barku - wstał i podszedł do drzwi.
- Ej, włamywaczu - zatrzymała go jeszcze, kiedy chwycił za klamkę - tylko z łaski swojej nie daj się złapać przez twoją mamę. Z tego co zauważyłam nic by ją nie obchodziło, że jesteśmy dorośli. Sprałaby nam tyłki i byłoby po zabawie.
Roześmiał się głośno, w duchu przyznając Ali rację. Owszem, taka była jego mama. Nieco nadopiekuńcza, odrobinę apodyktyczna i niesamowicie rodzinna. I z tych trzech powodów wolała gnieździć się w dziewięć osób w tym domku, zamiast dać się normalnie wyprowadzić Danielowi.
Z drugiej strony Johann miał jednak wrażenie, że jego brat wcale nie skarżył się na posiadanie dwadzieścia cztery godziny na dobę darmowej niańki do dzieci.
Zszedł po schodach do salonu, z zadowoleniem stwierdzając, że reszta rodziny pochowała się już po swoich pokojach, szykując się do snu. Wyciągnął z barku jakieś półwytrawne wino, dwa kieliszki z serwantki i wrócił na górę do pokoju Alicji.
- No, no, no... jestem pod wrażeniem - mruknęła na jego widok, rozsiadając się na łóżku.
Tak, właśnie na łóżku.
Świetnie. Z wrażenia prawie wyrżnął orła na wycieraczce, a potem o mało co nie rozbił kieliszków, stawiając je na stoliku.
Jeśli on cokolwiek wiedział o życiu, to naprawdę nietrudno było się domyślić, do czego ona zmierza.
- No dobra - zaczęła tymczasem Alicja, zupełnie ignorując jego piorunujące wejście. - A wytłumacz mi może taką jedną rzecz - po co ty w ogóle bierzesz udział w tej wymianie? Przecież tu nie można nic wygrać.
Rozlał wino do kieliszków i usiadł dla bezpieczeństwa w fotelu od komputera, jakieś dwa metry od Ali. To przynajmniej była odległość, która pozwalała panować nad własnymi emocjami. Lub przynajmniej reakcjami.
A może i nie. Po pewnych ilościach wina nie panuje się już nad niczym.
- Nie miałem zamiaru brać udziału w tej szopce - uśmiechnął się. - Dość się najeżdżę po Europie w trakcie sezonu. Ale kumple wpisali mnie na listę i nie raczyli mnie nawet o tym powiadomić. Dowiedziałem się dopiero, kiedy przyszedł czas na wpłacanie kasy. A wtedy było już trochę za późno na wypisywanie się.
Ala uniosła jedną brew w zastanowieniu.
- Myślisz, że powinnam podziękować twoim kolegom?
- Mnie się pytasz? Nie wyglądasz na osobę, która liczyłaby się z czyimkolwiek zdaniem - uśmiechnął się.
- Tym bardziej doceń, że chcę poznać twoje.
- Okej, w takim razie nie rozumiem, za co chciałabyś im dziękować.
- To aż takie trudne, czy koniecznie chcesz, żebym podniosła ci samoocenę? - mruknęła, upijając łyk wina.
- Domyśl się - uśmiechnął się.
- Domyślam się - odpowiedziała, odrzucając włosy do tyłu.
Może i on się nie znał na kobiecych zagraniach, ale po raz kolejny nabrał przekonania, że ten ruch wyjątkowo na niego działa.
I podejrzewał, że Ala też to wyczuła. I perfidnie wykorzystywała.
Ale co tam. Niech wykorzystuje to jak najdłużej.

*

Śmieszny był. Jasne, że tak. Ale w tym pozytywnym znaczeniu. Nie wzbudzał jej politowania tak jak co poniektórzy mniej przebojowi faceci, próbujący zwrócić jej uwagę na swoje istnienie. Inna sprawa, że tym razem to chyba bardziej ona musiała się starać, żeby Johann poświęcał jej swój czas. Tak, widziała, że bynajmniej nie była mu obojętna, ale jednocześnie odnosiła wrażenie, że był zdecydowanie zbyt zajęty i zbyt nieśmiały, żeby bawić się w jakiś tani podryw.
W takich chwilach (choć, szczerze mówiąc, zdarzyło się jej to chyba pierwszy raz) błogosławiła swój charakter i styl bycia. Miała zdecydowanie zbyt mało czasu na takie żenujące podchody, jak ukradkowe spojrzenia i udawanie, że wcale się na siebie nie patrzyło.
Uśmiechnęła się i przechyliła kieliszek, wypijając wino do dna. Serce fiknęło jej koziołka, a motyle zatrzepotały w brzuchu. I ewidentnie alkohol zaczął już działać. Podeszła do Johanna i usiadła mu na kolanach, odstawiając uprzednio jego kieliszek na biurko. Nie miała zamiaru przerywać tej chwili tak prozaicznymi problemami jak rozlane na podłodze czerwone wino.
Wciąż był nieśmiały i wciąż się peszył, ale jednocześnie czuła, że też tego chciał. Że to mogła być ta noc. Ich noc.
Drzwi otworzyły się, kiedy powoli, już na łóżku pozbawiali się swoich ubrań. I pojawiła się w nich mama Johanna.
Najpierw zastygła w pół ruchu, a potem zaczęła się wydzierać. Nie krzyczeć. Wydzierać. Najprawdopodobniej po norwesku, bo Alicja nie rozumiała z tego ani słowa.
Johann, cały czerwony, zaczął pospiesznie zakładać spodnie, o mało co się przy tym nie przewracając, a Ala, której w pierwszej chwili przede wszystkim chciało się śmiać, w duchu cieszyła się, że był tak nieporadny również przy rozpinaniu jej biustonosza. W innym wypadku mogłaby zaprezentować nieco odmienny look przed panią Forfang.
- Ty mała dziwko! - zaczęła tymczasem, łamaną angielszczyzną, mama Johanna. - Co ty sobie wyobrażasz! Pod moim dachem!
Syn zaczął ją uspokajać, ale Alicji zdało się, że osiągnął efekt wprost przeciwny. Z jej ust popłynęła jakaś fantastyczna kompilacja różnych języków, z której wynikało mniej więcej, że ona nie będzie tolerować jakiejś lafiryndy, która wykorzystuje jej dziecko.
No to nie.
Ala ubrała się, chwyciła torebkę i płaszcz i po prostu wyszła na zewnątrz.

*

- Może mi jednak wytłumaczysz, dlaczego postanowiłaś mnie odwiedzić o tej, dość oryginalnej, porze.
Wzruszyła ramionami, bawiąc się telefonem.
- Taki miałam kaprys.
- Masz więcej takich ciekawych kaprysów?
Popatrzyła na niego z politowaniem.
- Phil, proszę cię.
- Hmm?
- Nie mam ochoty o tym gadać.
- No przepraszam cię bardzo, ale dzwonisz do mnie przed samiutką północą i pytasz, czy możesz wpaść, a ja, z narażeniem życia się na to zgadzam. Bo kto wie czy moi rodzice są tacy tolerancyjni na jakich wyglądają. Więc wiesz, jestem dość ciekaw, czemu zawdzięczam tę wizytę.
Nie miała ochoty o tym gadać. Przestało być śmiesznie w momencie, kiedy mama Johanna zwyzywała ją od najgorszych, Ala wyleciała z domu jak proca, a on nawet nie pobiegł za nią, tylko został, chyba po to, żeby jeszcze trochę posłuchać.
Okej, być może była niesprawiedliwa. Ale bolało ją to. Nie okazał się uroczy i wrażliwy. Okazał się ciepłą kluchą.
- Te dziewczyny to się do mnie dobijają drzwiami i oknami... - westchnął Phillip.
Uśmiechnęła się.
- Tak? Jakoś nie widzę tych tabunów.
- Bo je wyrzuciłem, kiedy zadzwoniłaś. A tu proszę. Siedzimy i gadamy. Mogłem im kazać zostać.
- Mogłeś - potwierdziła, wpatrując się w ogień płonący w kominku.
- Mhm - mruknął i usiadł za nią, całując ją w kark.
- A to co? - roześmiała się.
- Powiedzmy, że chcę cię trochę rozluźnić.
Ach, tak to się teraz nazywa.
- A twoi rodzice? - zapytała.
- Śpią na górze - odpowiedział nieuważnie Phillip, a Alicja aż się wyprostowała.
- To może już przestań. Mam dość ingerowania rodziców w życie intymne ich dzieci.
Phil spojrzał na nią zdziwiony.
- Co masz na myśli?
- Nic - burknęła, wstając z podłogi. - Można się tu gdzieś przespać?
- Można... - odpowiedział Phillip nieuważnie. - Czy to oznacza, że ty i mały Forfang...
- To nic nie oznacza - warknęła.
- Aha. I to cię tak boli - odgadł, po części prawidłowo, Sjoeen.
- To jak, jest tu jakieś łóżko?
- Poza moim?
Rzuciła mu mordercze spojrzenie. Roześmiał się, zupełnie się tym nie przejmując.
- Chodź, mała - pociągnął ją za rękę do jakiegoś pokoju. - Rozgość się i tak dalej - powiedział i wyszedł na zewnątrz, wracając za chwilę z podkoszulkiem w ręku.
- A to co ? - spytała, siadając na łóżku.
- A w czym będziesz spać? - uśmiechnął się, rzucając do niej koszulką. - Nawet jest uprana.
- Hmm, dzięki, łaskawco.
- Jest za co, uwierz mi.
Pokręciła głową, ale roześmiała się.
- Nno, tak lepiej. Śpij mała, jeszcze tym razem beze mnie - puścił jej oczko i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
__________

Uwielbiam te Wasze analityczne komentarze <3 Co powiecie tym razem?