piątek, 8 września 2017

Chapter 14

Miała taką cholerną ochotę na papierosa.
Nie paliła już od niemal pół roku, bo przecież przez pierwsze prawie trzy miesiące ciąży nie zdawała sobie sprawy z tego, że nosiła pod sercem dziecko. Nie chciała nawet dopuścić do siebie myśli, że te początkowe tygodnie nieświadomości mogłyby bardzo poważnie zaważyć na zdrowiu maluszka. A teraz, kiedy poród zbliżał się wielkimi krokami, coraz bardziej się denerwowała i zupełnie nie wiedziała, jak sobie z tym stresem radzić. Z jednej strony chciałaby to już mieć za sobą, a z drugiej - wolałaby, żeby ten moment nigdy nie nastąpił. Bo jakoś tak dziwnie przywiązała się do tego ponad dwukilogramowego ciężaru, który ciągle nosiła ze sobą. A poród miał być momentem ich ostatecznego rozstania.
Chciała zacząć studia, znów imprezować ze znajomymi, żyć jak wszyscy ludzie w jej wieku. Nie czuła się gotowa na zostanie matką, mimo iż teoretycznie była już dorosła. Nie wyobrażała sobie jak miałaby podporządkować niemal każdą sekundę swojego czasu małemu stworzeniu, które wymaga troski i zaangażowania. Jak miałaby sobie poradzić ze wstawaniem w środku nocy, zmienianiem pieluch, kąpaniem, płaczem, karmieniem... Nie chciała. Jeszcze nie teraz. Może za pięć, może za dziesięć lat - tak, ale w tym momencie czuła, że nic dobrego by z tego nie wyszło - ani dla niej, ani dla dziecka. A może przede wszystkim... nie chciała tego robić sama? Może kwestią zasadniczą nie była sama wpadka, tylko to, że była to wpadka z, nomen omen, przypadkowym człowiekiem?
Prawda była taka, że lubiła się dobrze bawić. Korzystać z życia, póki samo ją do tego zachęcało. Nie krzywdząc przy tym nikogo. Lubiła facetów. Co w tym złego? Nie ona pierwsza, nie ona ostatnia. Przecież żadnemu nie obiecywała miłości do grobowej deski. I, co chyba najważniejsze, nie przekraczała pewnej granicy. Nigdy. Drink, drugi, trzeci, taniec, buzi-buzi i koniec. Stop. Dobranoc, do zobaczenia jutro. A równocześnie zdawała sobie sprawę z tego, że nikt by jej w to nie uwierzył, gdyby zechciała się tymi informacjami z kimś podzielić.
Aż w końcu pojechała na tę przeklętą wymianę. I... no właśnie, co się stało? Zakochała się? To chyba za duże słowo. Ale po raz pierwszy poczuła coś więcej niż tylko te durne motylki w brzuchu. I wtedy wreszcie poczuła, że chce to zrobić. Z tym chłopakiem. A przecież... kiedy spędzała czas z Philem, Johann równie dobrze mógł nie istnieć. Wtedy liczyła się tylko dobra zabawa i poczucie bycia zdobywaną. Więc o co jej tak naprawdę chodziło? Co widziała w tym nieśmiałym, spokojnym Forfangu?
Może postanowiła go użyć do stracenia dziewictwa. Tak po prostu. Nie narażając się na pierwszy raz z facetem, który wszystko umie i który ją wyśmieje. Żeby ewentualnie później być już tą doświadczoną kobietą.
Być może. Sama nie była pewna. I bała się nad tym zastanawiać, żeby nie odkryć prawdy, która sprawiłaby, że rozczarowałaby się sama sobą. A jednocześnie, gdzieś tam w środku, chyba już tę prawdę doskonale znała. Już nawet nie wiedziała, czy bardziej wstydziła się swoich pobudek, czy bardziej żałowała, że udało jej się wszystko wykonać według planu. No, prawie wszystko.
A może nie udało się nic.

*

Sam nie wiedział, po co właściwie przyszedł na zawody, skoro już od dawna nie należał do kadry, nie trenował, a na dodatek nic nie zapowiadało jakiejkolwiek zmiany. Chyba trochę za tym tęsknił i był zwyczajnie ciekawy jak to wszystko w tym momencie wygląda. A może chciał po prostu jakoś oderwać się od tego, co ostatnio zajmowało jego myśli niemal nieustannie. Chyba wciąż jeszcze do niego nie dotarło, co zrobił. Bo jeśli to, co Ala mu powiedziała, było prawdą - a nie widział powodu, żeby jej nie wierzyć - był mordercą. Identycznym jak ci, którzy siedzieli w kryminale do końca życia. Różniło go od nich tylko to, że był na wolności. Czy to nie brzmiało niedorzecznie? Przecież był normalnym, porządnym człowiekiem, taki epizod, choć okropny, nie mógł zaważyć na całym jego życiu. Przecież nie wjechał w tych ludzi specjalnie. Może samochód miał niesprawne hamulce? Co prawda nic takiego sobie nie przypominał, ale był lekko pijany, więc mógł zapomnieć o kilku szczegółach. Coś przecież musiało go usprawiedliwiać.
Wciągnął głęboko powietrze w płuca i spojrzał na tablicę wyników. Cała drużyna wypadła nieźle, Fannemel i Gangnes zajęli miejsca w pierwszej dziesiątce, a wygrał... Forfang. Zrobił sobie prezent przedświąteczny, cholera jasna. Phil zaklął pod nosem i mocniej naciągnął kaptur na głowę. I tak niemal zasłaniał mu oczy, ale w tym momencie jeszcze bardziej zależało mu na tym. żeby nikt go nie rozpoznał. Cóż, tłum zgromadzony pod skocznią w Oslo i tak nie był specjalnie zainteresowany kimkolwiek poza swoim nowym bohaterem. Ludzie klaskali i skandowali nazwisko Johanna, a Phil, stojąc pomiędzy rozwrzeszczanymi nastolatkami, czuł, że ma coraz większą ochotę komuś przyłożyć. Uświadomił sobie nagle, że zazdrości Forfangowi. Zdobywał wszystko, o czym Phillip mógł tylko pomarzyć. I rzeczywiście w skrytości o tym marzył. O łatwo zdanej maturze, o wygranych w Pucharze Świata i o Ali oczywiście. Logicznie rzecz biorąc - olała ich obu, ale jeśli podejrzenia Phila były słuszne, Johann rzeczywiście ją... zdobył. Co za nonsens. To nie mogła być prawda. A jednak Sjoeen czuł, że to wcale nie jest bezpodstawne założenie. Dziesięć wspólnych dni, dziesięć nocy... No dobrze, część tego czasu Ala spędziła z Philem, ale i tak pozostawało go całkiem sporo na różne formy aktywności z innymi facetami. A ten ciapowaty Johann wyraźnie ją rozczulał. Niby niedorzecznym wydawało się, że taki układ mógłby ich zaprowadzić do łóżka... a jednak było to wysoce prawdopodobne. Na niektóre laski takie zaprzeczenie męskości naprawdę działało.
Kurwa, przegrał.
Przecisnął się między ludźmi w stronę blaszaków skoczków. Nie miał akredytacji, ale tutejsi ochroniarze przecież i tak doskonale go znali z czasów, kiedy trenował z kadrą. Chujowe określenie i chujowe uczucie, ale tak - czasy, kiedy należał do kadry minęły. Prawdopodobnie bezpowrotnie.
Rozejrzał się w poszukiwaniu Forfanga i wreszcie dostrzegł go w pobliżu grupki dziennikarzy, jednak zawołał go dopiero, gdy zamieszanie nieco ucichło.
- Cześć, Forfi! Gratulacje.
Johann wyraźnie spiął się na jego widok.
- Dzięki - uśmiechnął się niepewnie.
- Pomyślałem, że wpadnę, zobaczę co słychać w kadrze. Świetnie sobie radzicie.
- Staramy się. A ty jak? Trenujesz?
- Wiesz, jakoś przestało mnie to kręcić - powiedział Phil, starając się, żeby zabrzmiało to jak najbardziej nonszalancko. Co najmniej tak, jakby to była jego decyzja. Jakby to on zrezygnował ze skoków, a nie skoki z niego.
- Szkoda. To były fajne czasy, kiedy stawaliśmy razem na podium.
- O właśnie... - Phil postanowił przejść do rzeczy. - A propos fajnych czasów... Widziałeś się może ostatnio z Alą?
Johann spuścił wzrok i zacisnął usta.
- Nie - powiedział wreszcie. - A co?
- A nic. Tak tylko pytam. Chciałem porównać wrażenia, bo wiesz, ja akurat się z nią spotkałem dość niedawno... - Phil uważnie obserwował, jak oczy Johanna robią się wielkie, a usta, przed chwilą jeszcze zaciśnięte, bezwiednie się otwierają. - Jakby to powiedzieć... emmm... zmieniła się. Nawet bardzo.
- Tak? - zapytał Forfang cicho.
- Tak. Ogólnie to... jest w ciąży.
Sjoeen rzucił bombę i czekał na reakcję. A Johann po prostu jeszcze szerzej otworzył oczy i zaprezentował klasyczny opad szczeny.
- W ciąży? - powtórzył. - Jesteś pewien?
- No... jej brzuch był dość duży - powiedział Phil głupawo. Zaczęło do niego docierać, że Johann też nie miał o niczym pojęcia.
- Aha... to chyba... - Forfang odchrząknął. - To chyba super, nie?
- Nie no, jasne. Zajebiście. To znaczy, że co - nic nie wiedziałeś?
- A skąd miałbym wiedzieć? - zapytał Johann retorycznie, a Phil miał ochotę odpowiedzieć coś w stylu pomyślałem, że to na przykład twoje dziecko, więc może coś o tym słyszałeś.
- No tak. Właściwie trochę mi jej szkoda - powiedział zamiast tego. - No wiesz, taka laska, a będzie się grzebać w brudnych pieluchach...
- A skąd wiesz, że to nie było planowane dziecko?
Phil roześmiał się, szczerze rozbawiony.
- Kto z własnego wyboru pakuje się w bachora w wieku dziewiętnastu lat?
- Nie wiem - Johann wzruszył ramionami. - Tak tylko pomyślałem.
- Wiesz, jakoś nie wydaje mi się, żeby ona miała faceta. W sensie, że na stałe. Jednego wodzi za nos, z drugim się prześpi, a na trzeciego nawet nie spojrzy. Już ja znam takie jak ona - gadał coraz szybciej i coraz bardziej bez sensu. Jakby chciał sam siebie przekonać, że takich dziewczyn było na pęczki. Że Ala wcale nie miała w sobie nic niezwykłego.
- Myślałem, że jest inna. Ale chyba masz rację - przyznał Johann.
Phillip odchrząknął.
- Fajnie było cię zobaczyć. Muszę już lecieć, ale pewnie jeszcze wpadnę kiedyś na zawody.
- Koniecznie... dzięki za info i w ogóle.
- Jasne. Nie ma za co.
Phil zwinął się z prędkością światła w stronę przystanku autobusowego. Johann nie wiedział o ciąży Ali, to było więcej niż pewne. Nie był tak dobrym aktorem, żeby udawać totalne zaskoczenie. To nie on był ojcem dziecka, Phila najwyraźniej zawiodło przeczucie. Poczuł się nieco winny, bo chyba niepotrzebnie podłamał Johanna, który i tak był już beznadziejnie zakochany w Ali. Trudno. Niech się przyzwyczaja. Życie jeszcze nie raz kopnie go w dupę.

*

To było równocześnie zupełnie niemożliwe i bardzo prawdopodobne. Przecież wiedział, skąd biorą się dzieci, choć pewnie Sjoeen na takie stwierdzenie zaśmiałby się mu prosto w twarz. To nie była przyjemna rozmowa. Johann musiał niechętnie przyznać, że już dawno przestali być kumplami. Zostali tylko... chyba nawet nie rywalami, bo ze skakania Phil sam się wyeliminował, natomiast ze znajomości z Alą wykluczyła ich obu właśnie ona. Kim byli? Starymi znajomymi. Chyba tyle. Owszem, Phil nigdy nie był wzorem przyjaciela i Johann nie postrzegał go w ten sposób, ale wspólnie dorastali już od czasów przedszkola i świadomość, że zawsze obok jest ktoś znajomy, była w pewien sposób pokrzepiająca.
Po raz kolejny wybrał numer Ali. Nie odbierała i już sam ten fakt dawał mu sporo do myślenia. Dlaczego nie chciała z nim rozmawiać? Czy dlatego, że zwyczajnie się nim znudziła i nie chciała utrzymywać kontaktu czy bała się konfrontacji, bo powinna go o czymś poinformować?
Musiał wiedzieć, czy to było jego dziecko!
A może... nagle do głowy przyszedł mu całkiem prawdopodobny scenariusz... może Phillip kłamał. Może chciał się upewnić, że Ali i Johanna nic nie łączy i ma drogę wolną, żeby do niej startować. Jakby co najmniej Forfang mógł być faktyczną przeszkodą dla kogokolwiek.
Dlaczego ta dziewczyna nie odbierała?
Czuł, że trzęsą mu się ręce. To były za poważne sprawy, żeby miał tak tkwić w niepewności. Owszem, to mogło być dziecko kogoś innego. Ale mogło być też jego. Zaczął nerwowo liczyć miesiące. Marzec, kwiecień...
Pukanie do drzwi.
- Proszę.
- Zejdziesz na kolację?
Akurat kolacji mu teraz było trzeba!
- Wiesz, mamo, nie jestem głodny. Poszliśmy na zapiekanki po treningu, więc tym bardziej nie powinienem już dziś nic jeść.
- Jak tam chcesz - powiedziała mama i zamknęła drzwi, chyba trochę za głośno. Była klasyczną babcią - we wszystkich wpychała jedzenie. Czy dziecko Johanna traktowałaby tak samo jak dzieci Daniela? Ala od początku jej się przecież nie podobała.
Usiadł na łóżku, bo zaczęło mu się kręcić w głowie. Policzył miesiące. Dziewięć wypadało za jakieś... dwa tygodnie. O matko. Być może Ala właśnie siedziała przy stole z ogromnym brzuchem i zjadała kolację za dwoje. Może miała już spakowaną torbę do szpitala. Znów wybrał jej numer. To musiało być okropnie uciążliwe na przykład wiązać buty z taką piłką przed sobą. Boże, czemu ona nie odbierała? Przecież by jej pomógł... jakoś.
No chyba że to nie było jego dziecko. To by tłumaczyło, dlaczego Ala nic mu nie powiedziała. Musiał się jakoś tego dowiedzieć, bo dosłownie można było zwariować.
Kliknął w ikonkę messengera i zaczął pisać do Ali.
Cześć, jesteś w ciąży? Czy to moje dziecko?
Skasował wszystko. Chyba zbyt bezpośrednio. I jakoś tak... ofensywnie. Jeszcze raz.
Hej, dlaczego nie odbierasz ode mnie telefonu?
Znów jakoś agresywnie. Ależ on był wybornym dyplomatą.
Cześć, chciałbym z Tobą porozmawiać. To bardzo ważne.
Okej, to brzmiało już bardziej po ludzku. Po namyśle dopisał jeszcze:
Zadzwoń, proszę.
I wysłał.
Nie miał pewności, że Ala mu odpisze. Nie miał nawet pewności, że odczyta jego wiadomość. Ale nie miał też pewności, czy nie zostanie niedługo ojcem, więc równocześnie nie miał innego wyboru. Musiał poznać prawdę. Musiał.
__________

Jeszcze po południu nie wiedziałam, że wstawię dziś ten rozdział, bo nawet nie był skończony. Przepraszam za ewentualne niedociągnięcia, bo poprawianie tekstu dosłownie kilkadziesiąt minut po napisaniu nigdy nie daje rewelacyjnych efektów. 
Czytelników chyba coraz mniej, w każdym razie na pewno mniej komentarzy - dlatego tym bardziej dziękuję tym, którzy niezmiennie zostawiają po sobie ślad!