piątek, 12 sierpnia 2016

Chapter 5

Głupio wyszło? Nie, wyszło okropnie. Jego mama naprawdę się nie popisała, a on, szczerze mówiąc, również nie bardzo. I teraz był zupełnie bezradny. Ala zwiała w środku nocy i nie reagowała na jego telefony. Siłą rzeczy nie znała tu wielu osób, więc miał pewne podejrzenia, gdzie mogłaby przenocować. A teraz, marznąc o siódmej rano pod domem Sjoeena, wcale nie był pewien czy chciałby, żeby jego przypuszczenia okazały się słuszne.
Po którymś kolejnym dzwonku drzwi otworzył mu Phillip. I od razu uśmiechnął się kpiąco.
- Już nie śpisz?
Johann przestąpił z nogi na nogę.
- Jest może u ciebie Ala? - wyrzucił z siebie, chociaż najchętniej zapadłby się pod ziemię.
- Jest... - z twarzy Phila nie znikał kpiący uśmieszek. - My też nie śpimy - dodał, i trzeba mu było przyznać, że potrafił powiedzieć to tak, żeby zabrzmiało to wystarczająco dwuznacznie. Zwłaszcza dla Johanna. Chciał coś mu odpowiedzieć, ale w tej chwili w głębi korytarza zobaczył Alę. Jej gołe nogi i rozczochrane włosy. Alę, która najprawdopodobniej miała na sobie tylko podkoszulek Sjoeena. Mimo woli, z jego piersi wydobył się jęk, na myśl o tym, że... Nie. Nie chciał sobie tego wyobrażać.
Phillip odwrócił się w jej stronę i roześmiał głośno.
- Ktoś cię poszukuje od samego rana - poinformował ją, zupełnie zbytecznie, nawiasem mówiąc.
Ale dziewczyna w ogóle nie zareagowała. Stała wciąż na bosaka, naprzeciw drzwi, a jej nogi zaczęły pokrywać się gęsią skórką. Nawet nie mrugała, tylko jej oczy robiły się coraz większe.
- Co tu robisz? - spytała wreszcie.
O Boże, co za beznadziejne pytanie. Co miał jej odpowiedzieć, zwłaszcza pod czujnym spojrzeniem Phillipa? Chciał ją przeprosić, chciał porozmawiać, ale przecież nie tutaj, nie w takich warunkach. Wyszukał wreszcie w miarę przystępną odpowiedź.
- Przyjechałem zabrać cię do domu. Masz tam przecież rzeczy.
Nie mogła zanegować tego argumentu, ale i tak nie chciała z nim pojechać.
- Po rzeczy mogę wpaść później.
- Ale... - zaczął i utknął.
- Ale - niespodziewanie jego wypowiedź pociągnął Phil. - Forfi ma rację. Musisz się przebrać. Przypominam, że dziś czeka nas zbiorowe przedszkole... znaczy wycieczka, chciałem oczywiście powiedzieć. No chyba nie będziesz się bujać po Trondheim w tej, skądinąd, całkiem przyjemnej sukience. Do twarzy ci w niej, wiesz? Czekaj, chyba jednak zmieniam zdanie. Powinnaś częściej w niej chodzić.
Ala najpierw rzuciła Sjoeenowi mordercze spojrzenie, ale w końcu wybuchnęła śmiechem. A Johanna zaczęło wprost skręcać z zazdrości. Nawet nie spodziewał się, że jest zdolny do takich uczuć.
- Okej, Phil - powiedziała Ala. - Przekonałeś mnie. Jadę.
- Ej! Zmieniłem przecież zdanie!
- Tak, ale ja też.
I tak dalej, i tak dalej. Jak dwa cholerne gołąbki. Albo inne ptactwo. Johann stał wciąż w drzwiach i oczom nie wierzył. W głowie miał tylko jedno pytanie. Kiedy to się stało? Kiedy między Alą i Phillipem powstała taka doskonała atmosfera, luz i porozumienie? Najgorsze było to, że jedyną odpowiedzią, jaka mu się nasuwała, była po prostu ta noc. A taka wizja go jednak przerastała.
- Hmm... cóż... jedziemy? - zapytał, przerywając im to radosne szczebiotanie.
Ala natychmiast spoważniała.
- Jedziemy. Daj mi dziesięć minut.

*

Nie odezwała się do niego ani razu przez cały czas jazdy samochodem. Nie miała zamiaru tłumaczyć się komukolwiek. Zapewne Forfang doszedł do interesujących wniosków po tym, jak zobaczył ją w koszulce Sjoeena, ale wciąż nie czuła potrzeby składania meldunku z ostatnich kilkunastu godzin. Była dorosła, Johann był dorosły i Phillip również. I nic nie łączyło jej z żadnym z nich. Jeszcze tylko kilka godzin i wróci do Polski.
Kiedy wysiedli z samochodu, odczuła coś w rodzaju zdenerwowania. Być może czekała ją konfrontacja z kobietą, która, delikatnie mówiąc, nie miała o niej najlepszego zdania.
- Twoja mama wpuści mnie do środka? - rzuciła pogardliwie, a Johann zareagował szczerym zdziwieniem na to, że w ogóle raczyła otworzyć usta.
- Eee... mamy nie ma. Pojechała na zakupy.
Musiała przyznać, że usatysfakcjonowała ją ta odpowiedź.
- Przepraszam cię za nią - ciągnął tymczasem Johann. - Ona nie jest zła, po prostu...
- No?
- Po prostu... - męczył się Forfang. - Zdenerwowała się. Bardzo.
- Zdążyłam zauważyć - wtrąciła Ala jadowicie.
- Wiem... Przykro mi.
W gruncie rzeczy nie wątpiła w to, że chłopak był z nią szczery. Nie kręcił, nie oszukiwał. Był wprost do bólu krystaliczny. Ale ona wciąż była niewyobrażalnie wściekła. Sama do końca nie wiedziała czy to na niego, na jego matkę, czy po prostu na to, że nie udało jej się zrealizować tego, co sobie zaplanowała.
- Nie ma sprawy - rzuciła. - Przecież dzisiaj wracam do domu. Więcej się nie zobaczymy - powiedziała i w tym samym momencie przypomniała sobie, że to nieprawda.
- Przecież przyjeżdżamy do Polski w marcu...
- Cóż, więc się jednak zobaczymy - powiedziała lekko. - Módl się, żeby mi się  do tego czasu poprawił humor.
- Tak... - zatrzymał się w pół kroku. - Ala, czy ty naprawdę chciałaś wczoraj...?
- Naprawdę. Ale jakie to ma w tym momencie znaczenie.
Johann zaczerwienił się po czubki uszu. Jeszcze wczoraj ta reakcja sprawiłaby, że rzuciłaby się na niego i zacałowała na śmierć. Dziś już nie. Dziś miała szczerą ochotę wracać do domu.
- Rozczarowałaś się mną, prawda?
Trudno było zaprzeczyć. Jej niema odpowiedź była dla Forfanga wystarczająca.
- Cóż, przyzwyczaiłem się, że wszystkich rozczarowuję.
Ala wywróciła oczami.
- Co to jest za tekst w ogóle? Weź się w garść, człowieku. I otwórz wreszcie te drzwi - dodała, bo klamka nie ustąpiła po naciśnięciu na nią z całej siły.
Johann wygrzebał klucze z kieszeni kurtki i po chwili zaprosił Alę do środka.
- Jeśli chcesz, możesz się spakować, a walizkę wrzucimy do samochodu. Nie będziesz musiała tu wracać... i widzieć się z moją mamą.
Ale Alicja nie odpowiedziała. Ściągnęła kurtkę i weszła po schodach na górę. Chociaż uznała, że propozycja Johanna to najlepsze, co do tej pory udało mu się wymyślić.

*

Nie było chyba głupszej instytucji od szkoły. Taka myśl nachodziła Phillipa ostatnio coraz częściej. Oni by się przecież wszyscy doskonale sobą zajęli. Ale nie. Ciągali ich po jakichś durnych muzeach, które nikogo nie obchodziły i wmawiali, że w ten sposób poszerzają swoje horyzonty. Przy okazji Sjoeen podłapał kilka razy spojrzenie swojej nauczycielki od matematyki i mógł być po prostu pewien, że po wyjeździe Polaków zajmie się jego ocenami. A tego jednak, w miarę możliwości, wolałby uniknąć. Byleby machnąć jakoś tę maturę i mieć święty spokój z matematyką do końca życia.
To muzeum było niewiarygodnie nudne. Nigdy nie jarała go sztuka, te dziwne bohomazy, patrząc na które, nie miało się pojęcia gdzie jest góra, a gdzie dół. Ale to przecież taka atrakcja. To, że wyjście tutaj zarządziła jego matematyczka, wiele tłumaczyło.
Zobaczył, że Ala, chociaż cała grupa poszła już dalej, wciąż stała przed jakimś obrazem, powoli żuła gumę i kręciła na palcu pasmo włosów.
Wrócił się o kilka kroków i zapytał:
- Taka jesteś tym zafascynowana?
- Nie - mruknęła, nawet na niego nie patrząc. - Czekam, aż się ktoś do mnie przyczepi.
Zgłupiał. Naprawdę nie wiedział, czy go spławia czy żartuje.
- Co cię tak przytkało? - odwróciła się i stanęła z nim twarzą w twarz, w odległości najwyżej pół metra.
Była zjawiskowa. Naprawdę, naprawdę piękna. A do tego zabawna, ironiczna i pewna siebie. Była idealna.
Aż się przeraził tej myśli. Czegoś takiego nie było w planie.
- No? - zapytała Ala buntowniczo, opierając dłonie na biodrach.
Phillip wziął głęboki oddech, odrzucił wszystkie przerażające myśli na bok i po prostu ją pocałował.
- Wow - usłyszał po chwili z tych uroczych ust. - Tak w muzeum to chyba nie wypada, nie?
- Chyba nie - potwierdził. - Więc musimy zmienić lokal na bardziej sprzyjający.
- Podoba mi się twój tok rozumowania.

*

- Czyli co, jedziemy sobie teraz na zbiórkę i liczymy na to, że czeka tam mały Forfang z twoją walizką, tak? - zapytał Phillip, włączając lewy kierunkowskaz.
- Dokładnie - odpowiedziała Ala, bawiąc się przyciskiem do otwierania okna.
- Nie chciałbym ci przerywać tego pasjonującego zajęcia - Sjoeen rzucił szybkie spojrzenie w jej stronę - ale co zrobisz, jak jednak nie będzie na ciebie czekać z tą walizką?
- Będzie - powiedziała z niezachwianą pewnością. Bo i też była o tym w stu procentach przekonana. Mogła zniknąć na pół dnia z Philem, a ten mały ciołek i tak będzie się zastanawiał czy przypadkiem czymś jej nie uraził i czy to nie jego wina, że go olewa. Ala doskonale wiedziała, że tak się nie da funkcjonować, ale przecież Johann sam wytworzył sobie taki system działania i twardo się go trzymał. System przepraszania za to, że żyje. Phil był inny. Phil był podobny do niej. Umiał się bawić i umiał korzystać z życia. A te kilka godzin, które spędzili razem w jego domu były prawdopodobnie najlepszym, co ją tu spotkało. Teraz powinna go chyba opieprzyć za to, że prowadzi mając promile, ale w gruncie rzeczy wcale jej to nie przeszkadzało. Jeździł dobrze i pewnie, samochód go słuchał, silnik nie warczał, a kilometry uciekały szybko. Czyż mogło być lepiej? Mogło, oczywiście, że mogło, bo cel ich podróży był niespecjalnie sympatyczny. Nie, nie chodziło o to, że nie chciała wracać do domu, bo szczerze mówiąc o niczym innym nie marzyła, ale wcześniej musiała przecież odebrać tę cholerną walizkę. A to nie zapowiadało się atrakcyjnie.
Kiedy dojechali na miejsce, Phillip wstrzymał się chwilę z otworzeniem drzwi.
- To co teraz? - zapytał.
- Teraz jadę do domu, a co niby?
- Może się ze mną jakoś ładnie pożegnasz?
- Zapomnij - roześmiała się i wyszła z samochodu. - Cześć!
Rozejrzała się po parkingu, aż wreszcie dostrzegła Johanna chodzącego nerwowo w tę i z powrotem. Pokiwała z politowaniem głową i podeszła do niego.
- Hej, masz może moją walizkę?
Wyglądał na szczerze zdziwionego jej widokiem, tak, że ledwo co powstrzymała się przed roześmianiem się mu prosto w twarz. To byłby szyderczy śmiech, gwoli ścisłości. Ale była jednak jako tako wychowana i przygryzła tylko wargę.
- Tak, tak. Jasne że tak.
- Tak myślałam. Dzięki.
A już kilka minut później siedziała w autokarze, bawiła się telefonem i czekała na odpalenie silnika. I na powrót do domu.
__________

Nie spodziewałam się, że wstawię dziś cokolwiek, bo nie jestem w stanie właściwie ani nic pisać, ani czytać. Ale jako że ten rozdział miałam niemalże gotowy, musiałam go tylko dokończyć. Tak czy inaczej myślę, że moja działalność w blogosferze będzie w najbliższym czasie mocno ograniczona.