piątek, 8 września 2017

Chapter 14

Miała taką cholerną ochotę na papierosa.
Nie paliła już od niemal pół roku, bo przecież przez pierwsze prawie trzy miesiące ciąży nie zdawała sobie sprawy z tego, że nosiła pod sercem dziecko. Nie chciała nawet dopuścić do siebie myśli, że te początkowe tygodnie nieświadomości mogłyby bardzo poważnie zaważyć na zdrowiu maluszka. A teraz, kiedy poród zbliżał się wielkimi krokami, coraz bardziej się denerwowała i zupełnie nie wiedziała, jak sobie z tym stresem radzić. Z jednej strony chciałaby to już mieć za sobą, a z drugiej - wolałaby, żeby ten moment nigdy nie nastąpił. Bo jakoś tak dziwnie przywiązała się do tego ponad dwukilogramowego ciężaru, który ciągle nosiła ze sobą. A poród miał być momentem ich ostatecznego rozstania.
Chciała zacząć studia, znów imprezować ze znajomymi, żyć jak wszyscy ludzie w jej wieku. Nie czuła się gotowa na zostanie matką, mimo iż teoretycznie była już dorosła. Nie wyobrażała sobie jak miałaby podporządkować niemal każdą sekundę swojego czasu małemu stworzeniu, które wymaga troski i zaangażowania. Jak miałaby sobie poradzić ze wstawaniem w środku nocy, zmienianiem pieluch, kąpaniem, płaczem, karmieniem... Nie chciała. Jeszcze nie teraz. Może za pięć, może za dziesięć lat - tak, ale w tym momencie czuła, że nic dobrego by z tego nie wyszło - ani dla niej, ani dla dziecka. A może przede wszystkim... nie chciała tego robić sama? Może kwestią zasadniczą nie była sama wpadka, tylko to, że była to wpadka z, nomen omen, przypadkowym człowiekiem?
Prawda była taka, że lubiła się dobrze bawić. Korzystać z życia, póki samo ją do tego zachęcało. Nie krzywdząc przy tym nikogo. Lubiła facetów. Co w tym złego? Nie ona pierwsza, nie ona ostatnia. Przecież żadnemu nie obiecywała miłości do grobowej deski. I, co chyba najważniejsze, nie przekraczała pewnej granicy. Nigdy. Drink, drugi, trzeci, taniec, buzi-buzi i koniec. Stop. Dobranoc, do zobaczenia jutro. A równocześnie zdawała sobie sprawę z tego, że nikt by jej w to nie uwierzył, gdyby zechciała się tymi informacjami z kimś podzielić.
Aż w końcu pojechała na tę przeklętą wymianę. I... no właśnie, co się stało? Zakochała się? To chyba za duże słowo. Ale po raz pierwszy poczuła coś więcej niż tylko te durne motylki w brzuchu. I wtedy wreszcie poczuła, że chce to zrobić. Z tym chłopakiem. A przecież... kiedy spędzała czas z Philem, Johann równie dobrze mógł nie istnieć. Wtedy liczyła się tylko dobra zabawa i poczucie bycia zdobywaną. Więc o co jej tak naprawdę chodziło? Co widziała w tym nieśmiałym, spokojnym Forfangu?
Może postanowiła go użyć do stracenia dziewictwa. Tak po prostu. Nie narażając się na pierwszy raz z facetem, który wszystko umie i który ją wyśmieje. Żeby ewentualnie później być już tą doświadczoną kobietą.
Być może. Sama nie była pewna. I bała się nad tym zastanawiać, żeby nie odkryć prawdy, która sprawiłaby, że rozczarowałaby się sama sobą. A jednocześnie, gdzieś tam w środku, chyba już tę prawdę doskonale znała. Już nawet nie wiedziała, czy bardziej wstydziła się swoich pobudek, czy bardziej żałowała, że udało jej się wszystko wykonać według planu. No, prawie wszystko.
A może nie udało się nic.

*

Sam nie wiedział, po co właściwie przyszedł na zawody, skoro już od dawna nie należał do kadry, nie trenował, a na dodatek nic nie zapowiadało jakiejkolwiek zmiany. Chyba trochę za tym tęsknił i był zwyczajnie ciekawy jak to wszystko w tym momencie wygląda. A może chciał po prostu jakoś oderwać się od tego, co ostatnio zajmowało jego myśli niemal nieustannie. Chyba wciąż jeszcze do niego nie dotarło, co zrobił. Bo jeśli to, co Ala mu powiedziała, było prawdą - a nie widział powodu, żeby jej nie wierzyć - był mordercą. Identycznym jak ci, którzy siedzieli w kryminale do końca życia. Różniło go od nich tylko to, że był na wolności. Czy to nie brzmiało niedorzecznie? Przecież był normalnym, porządnym człowiekiem, taki epizod, choć okropny, nie mógł zaważyć na całym jego życiu. Przecież nie wjechał w tych ludzi specjalnie. Może samochód miał niesprawne hamulce? Co prawda nic takiego sobie nie przypominał, ale był lekko pijany, więc mógł zapomnieć o kilku szczegółach. Coś przecież musiało go usprawiedliwiać.
Wciągnął głęboko powietrze w płuca i spojrzał na tablicę wyników. Cała drużyna wypadła nieźle, Fannemel i Gangnes zajęli miejsca w pierwszej dziesiątce, a wygrał... Forfang. Zrobił sobie prezent przedświąteczny, cholera jasna. Phil zaklął pod nosem i mocniej naciągnął kaptur na głowę. I tak niemal zasłaniał mu oczy, ale w tym momencie jeszcze bardziej zależało mu na tym. żeby nikt go nie rozpoznał. Cóż, tłum zgromadzony pod skocznią w Oslo i tak nie był specjalnie zainteresowany kimkolwiek poza swoim nowym bohaterem. Ludzie klaskali i skandowali nazwisko Johanna, a Phil, stojąc pomiędzy rozwrzeszczanymi nastolatkami, czuł, że ma coraz większą ochotę komuś przyłożyć. Uświadomił sobie nagle, że zazdrości Forfangowi. Zdobywał wszystko, o czym Phillip mógł tylko pomarzyć. I rzeczywiście w skrytości o tym marzył. O łatwo zdanej maturze, o wygranych w Pucharze Świata i o Ali oczywiście. Logicznie rzecz biorąc - olała ich obu, ale jeśli podejrzenia Phila były słuszne, Johann rzeczywiście ją... zdobył. Co za nonsens. To nie mogła być prawda. A jednak Sjoeen czuł, że to wcale nie jest bezpodstawne założenie. Dziesięć wspólnych dni, dziesięć nocy... No dobrze, część tego czasu Ala spędziła z Philem, ale i tak pozostawało go całkiem sporo na różne formy aktywności z innymi facetami. A ten ciapowaty Johann wyraźnie ją rozczulał. Niby niedorzecznym wydawało się, że taki układ mógłby ich zaprowadzić do łóżka... a jednak było to wysoce prawdopodobne. Na niektóre laski takie zaprzeczenie męskości naprawdę działało.
Kurwa, przegrał.
Przecisnął się między ludźmi w stronę blaszaków skoczków. Nie miał akredytacji, ale tutejsi ochroniarze przecież i tak doskonale go znali z czasów, kiedy trenował z kadrą. Chujowe określenie i chujowe uczucie, ale tak - czasy, kiedy należał do kadry minęły. Prawdopodobnie bezpowrotnie.
Rozejrzał się w poszukiwaniu Forfanga i wreszcie dostrzegł go w pobliżu grupki dziennikarzy, jednak zawołał go dopiero, gdy zamieszanie nieco ucichło.
- Cześć, Forfi! Gratulacje.
Johann wyraźnie spiął się na jego widok.
- Dzięki - uśmiechnął się niepewnie.
- Pomyślałem, że wpadnę, zobaczę co słychać w kadrze. Świetnie sobie radzicie.
- Staramy się. A ty jak? Trenujesz?
- Wiesz, jakoś przestało mnie to kręcić - powiedział Phil, starając się, żeby zabrzmiało to jak najbardziej nonszalancko. Co najmniej tak, jakby to była jego decyzja. Jakby to on zrezygnował ze skoków, a nie skoki z niego.
- Szkoda. To były fajne czasy, kiedy stawaliśmy razem na podium.
- O właśnie... - Phil postanowił przejść do rzeczy. - A propos fajnych czasów... Widziałeś się może ostatnio z Alą?
Johann spuścił wzrok i zacisnął usta.
- Nie - powiedział wreszcie. - A co?
- A nic. Tak tylko pytam. Chciałem porównać wrażenia, bo wiesz, ja akurat się z nią spotkałem dość niedawno... - Phil uważnie obserwował, jak oczy Johanna robią się wielkie, a usta, przed chwilą jeszcze zaciśnięte, bezwiednie się otwierają. - Jakby to powiedzieć... emmm... zmieniła się. Nawet bardzo.
- Tak? - zapytał Forfang cicho.
- Tak. Ogólnie to... jest w ciąży.
Sjoeen rzucił bombę i czekał na reakcję. A Johann po prostu jeszcze szerzej otworzył oczy i zaprezentował klasyczny opad szczeny.
- W ciąży? - powtórzył. - Jesteś pewien?
- No... jej brzuch był dość duży - powiedział Phil głupawo. Zaczęło do niego docierać, że Johann też nie miał o niczym pojęcia.
- Aha... to chyba... - Forfang odchrząknął. - To chyba super, nie?
- Nie no, jasne. Zajebiście. To znaczy, że co - nic nie wiedziałeś?
- A skąd miałbym wiedzieć? - zapytał Johann retorycznie, a Phil miał ochotę odpowiedzieć coś w stylu pomyślałem, że to na przykład twoje dziecko, więc może coś o tym słyszałeś.
- No tak. Właściwie trochę mi jej szkoda - powiedział zamiast tego. - No wiesz, taka laska, a będzie się grzebać w brudnych pieluchach...
- A skąd wiesz, że to nie było planowane dziecko?
Phil roześmiał się, szczerze rozbawiony.
- Kto z własnego wyboru pakuje się w bachora w wieku dziewiętnastu lat?
- Nie wiem - Johann wzruszył ramionami. - Tak tylko pomyślałem.
- Wiesz, jakoś nie wydaje mi się, żeby ona miała faceta. W sensie, że na stałe. Jednego wodzi za nos, z drugim się prześpi, a na trzeciego nawet nie spojrzy. Już ja znam takie jak ona - gadał coraz szybciej i coraz bardziej bez sensu. Jakby chciał sam siebie przekonać, że takich dziewczyn było na pęczki. Że Ala wcale nie miała w sobie nic niezwykłego.
- Myślałem, że jest inna. Ale chyba masz rację - przyznał Johann.
Phillip odchrząknął.
- Fajnie było cię zobaczyć. Muszę już lecieć, ale pewnie jeszcze wpadnę kiedyś na zawody.
- Koniecznie... dzięki za info i w ogóle.
- Jasne. Nie ma za co.
Phil zwinął się z prędkością światła w stronę przystanku autobusowego. Johann nie wiedział o ciąży Ali, to było więcej niż pewne. Nie był tak dobrym aktorem, żeby udawać totalne zaskoczenie. To nie on był ojcem dziecka, Phila najwyraźniej zawiodło przeczucie. Poczuł się nieco winny, bo chyba niepotrzebnie podłamał Johanna, który i tak był już beznadziejnie zakochany w Ali. Trudno. Niech się przyzwyczaja. Życie jeszcze nie raz kopnie go w dupę.

*

To było równocześnie zupełnie niemożliwe i bardzo prawdopodobne. Przecież wiedział, skąd biorą się dzieci, choć pewnie Sjoeen na takie stwierdzenie zaśmiałby się mu prosto w twarz. To nie była przyjemna rozmowa. Johann musiał niechętnie przyznać, że już dawno przestali być kumplami. Zostali tylko... chyba nawet nie rywalami, bo ze skakania Phil sam się wyeliminował, natomiast ze znajomości z Alą wykluczyła ich obu właśnie ona. Kim byli? Starymi znajomymi. Chyba tyle. Owszem, Phil nigdy nie był wzorem przyjaciela i Johann nie postrzegał go w ten sposób, ale wspólnie dorastali już od czasów przedszkola i świadomość, że zawsze obok jest ktoś znajomy, była w pewien sposób pokrzepiająca.
Po raz kolejny wybrał numer Ali. Nie odbierała i już sam ten fakt dawał mu sporo do myślenia. Dlaczego nie chciała z nim rozmawiać? Czy dlatego, że zwyczajnie się nim znudziła i nie chciała utrzymywać kontaktu czy bała się konfrontacji, bo powinna go o czymś poinformować?
Musiał wiedzieć, czy to było jego dziecko!
A może... nagle do głowy przyszedł mu całkiem prawdopodobny scenariusz... może Phillip kłamał. Może chciał się upewnić, że Ali i Johanna nic nie łączy i ma drogę wolną, żeby do niej startować. Jakby co najmniej Forfang mógł być faktyczną przeszkodą dla kogokolwiek.
Dlaczego ta dziewczyna nie odbierała?
Czuł, że trzęsą mu się ręce. To były za poważne sprawy, żeby miał tak tkwić w niepewności. Owszem, to mogło być dziecko kogoś innego. Ale mogło być też jego. Zaczął nerwowo liczyć miesiące. Marzec, kwiecień...
Pukanie do drzwi.
- Proszę.
- Zejdziesz na kolację?
Akurat kolacji mu teraz było trzeba!
- Wiesz, mamo, nie jestem głodny. Poszliśmy na zapiekanki po treningu, więc tym bardziej nie powinienem już dziś nic jeść.
- Jak tam chcesz - powiedziała mama i zamknęła drzwi, chyba trochę za głośno. Była klasyczną babcią - we wszystkich wpychała jedzenie. Czy dziecko Johanna traktowałaby tak samo jak dzieci Daniela? Ala od początku jej się przecież nie podobała.
Usiadł na łóżku, bo zaczęło mu się kręcić w głowie. Policzył miesiące. Dziewięć wypadało za jakieś... dwa tygodnie. O matko. Być może Ala właśnie siedziała przy stole z ogromnym brzuchem i zjadała kolację za dwoje. Może miała już spakowaną torbę do szpitala. Znów wybrał jej numer. To musiało być okropnie uciążliwe na przykład wiązać buty z taką piłką przed sobą. Boże, czemu ona nie odbierała? Przecież by jej pomógł... jakoś.
No chyba że to nie było jego dziecko. To by tłumaczyło, dlaczego Ala nic mu nie powiedziała. Musiał się jakoś tego dowiedzieć, bo dosłownie można było zwariować.
Kliknął w ikonkę messengera i zaczął pisać do Ali.
Cześć, jesteś w ciąży? Czy to moje dziecko?
Skasował wszystko. Chyba zbyt bezpośrednio. I jakoś tak... ofensywnie. Jeszcze raz.
Hej, dlaczego nie odbierasz ode mnie telefonu?
Znów jakoś agresywnie. Ależ on był wybornym dyplomatą.
Cześć, chciałbym z Tobą porozmawiać. To bardzo ważne.
Okej, to brzmiało już bardziej po ludzku. Po namyśle dopisał jeszcze:
Zadzwoń, proszę.
I wysłał.
Nie miał pewności, że Ala mu odpisze. Nie miał nawet pewności, że odczyta jego wiadomość. Ale nie miał też pewności, czy nie zostanie niedługo ojcem, więc równocześnie nie miał innego wyboru. Musiał poznać prawdę. Musiał.
__________

Jeszcze po południu nie wiedziałam, że wstawię dziś ten rozdział, bo nawet nie był skończony. Przepraszam za ewentualne niedociągnięcia, bo poprawianie tekstu dosłownie kilkadziesiąt minut po napisaniu nigdy nie daje rewelacyjnych efektów. 
Czytelników chyba coraz mniej, w każdym razie na pewno mniej komentarzy - dlatego tym bardziej dziękuję tym, którzy niezmiennie zostawiają po sobie ślad! 

7 komentarzy:

  1. Jak obiecałam, tak przybywam. Górnolotne to raczej nie będzie, ale chcę, żebyś wiedziała, że jestem, czytam, uwielbiam i zawsze z wytęsknieniem czekam na nowe rozdziały.
    Tak sobie czytam o tej Twojej Ali i przypominam sobie Twoje gdybanie na tt, że ciekawe kiedy ją znielubimy. Ja tam lubię ją od początku, nawet jeśli swoje miała za uszami - choć jak teraz się okazuje, to ukazałaś nam niezłą diablicę, a ona wcale taka do końca nie była - i zawsze po ewentualnym wkurzeniu sie na nią, znajdywałam wytłumaczenie odnośnie jej postępowania. No i teraz też jak najbardziej ja rozumiem, a wręcz podziwiam. W sumie już wcześniej (za drugim czytaniem, bo za pierwszym to myślałam, że ten jej wyjazd to jest do Norwegii, żeby się rozprawi z konsekwencjami, ale później załapałam) że ona nie zamierza zatrzymać tego dziecka, a tutaj w sumie dostajemy tego potwierdzenie. Jak pisałam na tt - tak się zgrałaś z tym tematem - uważam, że urodzenie dziecka to jedno, ale znacznie ważniejsze jest aby to dziecko wychować, a żeby je odpowiednio wychować trzeba być w stanie je utrzymać. Jak Ala miałaby utrzymać to maleństwo sama? Ok, ma mamę, która na pewno by jej pomogła, ale coś czuje, że jej mama i tak by się uparła, żeby Ala poszła na studia, a dziecko (hallo, była płeć dziecka i zgubiłam, czy nie było a mi się uroiła dziewczynka?) tak naprawdę wychowywałaby mama Alicji. Może więc lepiej oddać dziecko komuś, kto o nim marzy i otoczy je prawdziwą troską, miłości i wszystkim czego zamarzy (bo wierzę w Ciebie, że właśnie takie rozwiązanie nam dasz, a nie dzieciak w sierocińcu czy coś. Trochę słodyczy prosimy, zresztą myślę, że zdrowe noworodki jednak często trafiają do ludzi, którzy nie mogą mieć dzieci ale o nich marzą). Dlatego zupełnie nie neguję postępowania Ali, wręcz uważam, że postępuje w ej kwestii najlepiej jak może. Jedyne do czego można by się czepić to, że ukrywa prawdę przed Johannem. Tylko że tutaj też jestem w stanie ją zrozumieć, bo chyba za każdym razem jak sama wymyślałam wpadkowego dzieciaka, to bohaterka bała się powiedzieć prawdy. Także chyba już coś w mojej głowie takiego siedzi i obawiam sie, że na miejscu Ali też bym słowem nie pisnęła.
    Może pomijajac fakt, że o niebo lepiej, żeby Forfang dowiedział się tego od niej niż od Sjoeena! Ranyyyyy, jak ja tego gościa nie trawię! W poprzednim rozdziale odrobinkę mi zaimponował domyślnością, ale teraz znów mam ochotę go zamordować. Niby dobrze że Johann się dowiedział, że chyba zacznie działaś w tym kierunku, aby wydusić z Ali prawdę. No tylko to wyznanie Sjoeena było takie... takie jednocześnie wredne i egoistyczne. Jakby po prostu chciał się pobawić z Forfangiem i zobaczyć jak tamten to wszystko zniesie. Bryyyy, nie ma chyba szans, zebym się do tego typa przekonała!
    Postawa Johanna natomiast jak najbardziej mi się podoba i mam nadzieję, że wytrwa w swojej zaciętości i chęci poznania prawdy. Nie, nie widzę ich z Alą i dzieckiem. Myślę że nawet gdyby doszło do konfrontacji, Ala powinna postawić na oddaniu dziecka do adopcji. No chyba że mieliby żelazne zapewnienie od dziadków, że wezmą na siebie część odpowiedzialności za wychowanie.
    Ok, nie gdybam, jestem po prostu bardzo, bardzo ciekawa jak to pociągniesz i rozwiniesz.
    No i jeszcze ten wypadek. Mówiłam, że lubisz się nad nimi znęcać. Tylko że ta sprawa jeszcze bardziej przekonuje mnie, że Sjoeen to pajac, który przejmuje się tylko sobą, a Ala to naprawdę porządna i dobra dziewczyna.
    Pisz nam tych ciołków (i Manieczkę też <3), nie przejmuj się głupotą blogsotów, które się odwracają od fajnych, dobrych historii, bo masz kilku czytelników, którzy uwielbiają Cię czytać - nawet jak się czasem nie odzywają.
    Staram się nie przejmować, że ten komentarz taki marny, ale i tak mi wstyd, że przy takim super opowiadaniu, ja piszę takie cuś.
    Buziaczki

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie martw się niedociągnięciami, ja w przypływie radości że jest nowy rozdział nie pamiętam o tym żeby na to zwracać uwagę. ;) Jejku ale mi się to podobało, naprawdę czekałam na ten rozdział! Jest nadzieja, że Forfang się nareszcie dowie o potomku. Powinien przemyśleć czy Phil to przypadkiem jednak nie jest jego przyjaciel... Bez niego mógłby nigdy nie dowiedzieć się o ciąży. On może nie miał tak szczerych intencji pytając Forfanga o ciążę, ale jednak bez niego mogłoby być słabo. Chyba jednak nie jest taki zły.
    Pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  3. Z lekkim opóźnieniem ale obecna :D
    Mam nadzieję że Ala jak weźmie swojego maluszka na ręce to nie będzie chciała już go oddać. Domyślam się że to straszne w takim wieku, ale nie ona pierwsza i nie ostatnia.
    Co do Forfanga to czekałam aż się dowie i jaka będzie jego reakcja, ale nie spodziewałam się że dowie się tego od Sjoeena... Tu mnie zaskoczyłaś.
    No nic czekam na następny, mam nadzieję, że Ala odpisze do Forfanga i wyjaśni mu wszystko.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobra ja zazwyczaj ostatnio komentuje dopiero gdy pojawia się deadline i kolejny rozdział za pasem, ale w zasadzie co szkodzi postanowić wrócić na dobrą drogę i się poprawić. W końcu żyjemy w kraju, w którym nawet pociągi spóźniają się o pięć godzin, więc można powiedzieć, że moje spóźnienie tu, to żadne spóźnienie i jestem na czas. Chciałam napisać, że wbrew pechowemu numerkowi rozdziału trzynaście, ale przecież to już czternastka, a nie jestem Kraftem, więc liczenie w zakresie dwudziestu już opanowałam. Chyba nawiasem mówiąc nie byłabym sobą, gdybym napisała Ci jakiś komentarz, bez choćby jednego, malutkiego docinka pod adresem szczurowiewióry xD

    Gratulowałam Ci już zaskoczenia, jakie wywołałaš tym odcinkiem. Bo chyba od początku chętnie stawiałam tu tezę, że Ala mocno gra i miota się pomiędzy swoją prawdziwą osobowością, a jakąś bliżej niesprecyzowaną maską. Tworząc przy tym dodajmy niezły mętlik, z którego często trudno coś wyczytać. Ale akurat do tego, że w oczach mężczyzn jest taką kompletną, kompletną femme fatale, to byłam totalnie przekonana. Ok. Faceci ją za taką mają. To w niej samej toczą się o wiele bardziej skomplikowane wewnętrzne gierki.

    Początkowa scena, w które dej myśli o maluszku miała w sobie coś takiego ciepłego i kochanego. Bo jednak dziewczyna utożsamia się z tą istotką. Nie ma tu takich przykrych, a jednak częstych epizodów jak wyzwanie owocu niechcianej ciąży od paskudztw, czy wewnętrznych pasożytów. To smutne, ale ludzie często wolą wyładować agresję na niewinnym skutku swoich błędnych decyzji, niż na samym sobie. A ona bierze to na klatę. Wie, że ten człowieczek sam się na świat nie pchał i że jej obowiązkiem jest aby urodził się cały, zdrowy i niezatruty przez alkohol czy dym tytoniowy. Za to szacunku. Chociaż tak sobie myślę... Odpowiedzialność odpowiedzialnością, ale chyba pojawiła się w niej też taka drobinka instynktu macierzyńskiego. Mała i absolutnie stłamszona przez zdrowy rozsądek, ale jednak CHCE żeby dziecko miało szczęśliwe, dobre życie, a nie wyłącznie robi to co powinna.

    Jeszcze jedno się w sumie w oczy rzuca. Bo kobiety w ciąży zwykle stereotypowo są nadpobudliwe, hormony buzują i te sprawy. No a Ala zdaje się być bardziej wyciszona i przygaszona niż kiedykolwiek. Może to poczucie, że przez jej szaleństwo życie za bardzo się pokomplikowało? Może troszkę. Ale jednak ciężko dopatrzeć się w niej totalnego kryzysu osobowości. W końcu nadal tęskni do imprez, znajomych i normalnego studenckiego planu dnia. Więc... Bardziej bym upatrywała ciągle przyczyny w wypadku. Bo to taka historia, która pewno nigdy nie wyjdzie na jaw, chyba że któreś samo by się przyznało, ale na to się nie zapowiada. A ukryte tajemnice zwykle zjadają od środka. Niektóre wyrzuty sumienia możemy pokonać naprawiając coś, przepraszając. Tu się nie da i zostaje tylko tłamszenie.
    Plus jeszcze nie zapominajmy, że w Ali musi być pełno zwyczajnego, banalnego strachu. Poród jest owiany masą legend. Nawet kobiety w pełni świadomie decydujące się na dziecko mają często obawy, w kwestii bólu, bezradności, czy trudności z powrotem do wcześniejszego wyglądu czy formy. A ona... Owszem, po części dobrowolnie, ale załatwiła to tak, iż nikogo przy niej nie będzie. W sensie nikogo bliskiego. Natomiast, choćbyśmy nie wiem jak wydawali się sobie silni, czasem trzeba po prostu osoby trzymającej za rękę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy oddanie dziecka to dobra decyzja? To dość złożony problem, więc i tak i nie. Ala nie jest gotowa. Mogłaby pozwolić ojcu malucha wziąć udział w tym wszystkim, ale przecież on jest jeszcze bardziej niegotowy. A rodzicielstwo to nie zabawa. Nie możesz powiedzieć, że nie masz siły i teraz idziesz spać, a jutro spróbujesz ponownie. Choć z drugiej strony, to też będzie ją dręczyć. Bo będzie sobie żyć, studiować, bawić się, kiedyś może założy rodzinę... Jednak czasem będą ją nawiedzać myśli co to dziecko teraz robi? Jak się nazywa? Czy rodzice zastępczy są dla niego tak dobrzy jak powinni? Czy wie, że jest adoptowane i zastanawia się skąd pochodzi? I tak dalej. Niestety, nie mozem zajrzeć w przyszłość i zobaczyć co będzie najlepsze z perspektywy, w której staniemy za dziesięć lat. Choć jej myśl, że nie wie czy nie postąpiłaby inaczej, gdyby nie była z tym sama też wiele mówi. Robi to, co zdaje się dawać więcej plusów niż minusów. Ale zdaje sobie sprawę, iż to też nie wyjście idealne. I bądź tu człowieku mądry.

      Wrócę jeszcze na momencik do wątku femme fatale i relacji Ali z mężczyznami. Bo tak. Ja jako niepoprawna romantyczka, uważam że to piękne i sensowne, że ludzie potrafią czekać. Ale zwykle to ma jednak jakiś konkretny powód. Albo ktoś jest bardzo religijny, albo uparcie czeka na tą jedną jedyną ukochaną osobę, z którą warto. Albo po prostu cierpi na brak zainteresowania strony przeciwnej. To ostatnie jej z pewnością nie dotyczy. Na kobietę liczącą ślepo na związek jak z bajki też nie. Zresztą przecież sama odrzuca tego, z którym przeżyła pierwszy raz. Więc czy serio chodziło tylko o wykorzystanie naiwnego chłopca, żeby nikt jej nie wyśmiał. Sama mówi, iż tak. Choć naiwnego poczciwca znalazłaby i w Polsce. Czyli... Myślę, że to było też trochę podszyte mottem 'brak oczekiwań, brak rozczarowań'. Związki na odległość są cholernie ciężkie i dla realistów - do których jednak ją zaliczam, często wręcz nierealne. Więc była naiwnie przekonana, że taki wybór jej nie skrzywdzi. Plus... Na samym początku, jeszcze w części norweskiej... Zakochanie to to nie było. Ale zauroczeną, zafascynowaną jego innością, to bym ją nazwała.
      I już ostatnie w tej kwestii. Paradoksalnie to kończenie na buzi buzi, tylko nakręcało facetów na skakanie dookoła niej. Bo każdy myślał, iż tylko konkretnie z nim nie chce pójść o krok dalej. Więc starał się być coraz lepszy, atrakcyjniejszy i bardziej męski. I tak utworzył się ten wianuszek wielbicieli, który raz ją cieszył, a raz wpieprzał.

      To jeszcze krótko i na temat o części norweskiej. O panu idealnym się wypowiadać nie będę, bo faza noża w kieszeni trwa niezmiennie. Właściwie ciężko komentować jego postawę, bo to ten - swoją drogą interesujący - typ bohatera, który nie ewoluuje. Okoliczności się zmieniają, życie idzie do przodu, a on tkwi w miejscu. Bo powiedzmy sobie szczerze, maturę można zdać. Można podchodzić do niej nawet dziesięć lat z rzędu (hehe), jak komuś się tak podoba. Skoki? Do formy też da się wrócić. Tylko trzeba odrobiny wyrzeczeń, diety i treningów, ale to nic niemożliwego. Kto wraca do dyspozycji, wraca do gry. Sport nie będzie wypominał błędów młodości. Potrzebne jedynie chęci i zejście z banalnej drogi 'należy mi się'. Tak mało. A jednak jak widzimy na załączonym obrazku - jednocześnie tak wiele.

      Usuń

    2. Wiesz co jeszcze jest trochę śmieszne? On nie ma problemu z samym faktem, że mógł przegrać z Forfangiem. Problemem jest, iż właśnie to (a nie jego wcześniejsze wyczyny) budzi w nim wstyd. Baaa, samo wpadnięcie na wizję hipotecznej nocy Ali i Johanna zdaje się być peszące. Bo jak taka pokraka mogła dostać więcej niż wielki maczo. No przecież nijak. Wszystkie laski powinny przecież gubić majtki tylko przed nim, ignorując istnienie na świecie kilku miliardów innych facetów.
      Swoją drogą, detektywa jednak by dobrego z niego nie było. Dość szybko zwątpił we własną teorię (w którą dodajmy chciał zwątpić). I to na jak banalnej podstawie. Na podstawie zadziwienia na twarzy Forfanga.
      Kurde, gość całe opowiadanie nawijał jak to on i Ala są bratnimi duszami, wyjątkowo dobrze się dogadują, rozumieją bez słów... A wychodzi na to, że to też było tylko w jego małej, egoistycznej główce. Bo nie wie totalnie jaki to typ kobiety, skoro jest przekonany, że powiedziałby - nomen omen przypadkowemu - ojcu swojego dziecka o ciąży. I tyle w temacie.

      Johann za to zareagował bardzo po swojemu. Potrzebował czasu, aby w ogóle coś zrozumieć, ale gdy już to zrobił to wszystko do niego dotarło. Teoretycznie. Gdyż przecież... Philip nawijał ilu to ona pwnie miała facetów, a on jakby w to uwierzył. A przecież ten który jest pierwszy, po prostu to wie... Chyba biedak już tak zgłupiał z miłości, że podstawowe fakty do niego nie docierają... W zasadzie już od dość dawna.
      Ciekawi mnie, czy dziewczyna przemilczy sprawę, odpowie mu, że Sjoeen się naćpał i bredzi, czy też postawi na konfrontację. Która nie należałaby do łatwych, bo zdaje mi się, że on by pragnął spróbować zatrzymać to dziecko, a Ala niby jest zdecydowana, ale to bardzo kruche i wrażliwe sprawy. Nie których nie ma miejsca na błędne decyzje i gadanie, że MOŻE się wszystko udźwignie i da radę.
      Bo kluczowe dla całego problemu nie-dorosłošci jest to zdanie - 'pomógłby jej przecież, JAKOŚ'. Często chcemy dobrze. Czysto i z głębi serca. Bez żadnych podtekstów. Ale zwyczajnie nie wiemy jak. Brak nam doświadczenia. A niezawinione błędy, które z tego wynikną, mogą zdemolować nam życie na amen. I zresztą nie tylko nam.

      No nic. Pisz szybko tą piętnastkę, bo tu się coraz większe napięcie robi xD
      Buziaczki :*

      PS. Sorry za błędy, mój telefon zwariował na amen.

      Usuń
  5. Dobra, lecimy :)
    Ala trzym się, może przynajmniej dzięki temu rzucisz? I nie martw się, będzie dobrze.
    O proszę, a ja Ale o wieksza rozpustę podejrzewałam. A przed Forfim to był tylko zwykły flirt. To zmienia obraz sytuacji!
    A Phil się katuje oglądaniem kolegów, wpadł jak śliwka w kompot. A Forfi mu samooceny wcale nie podnosi. Wręcz przeciwnie.
    WIEDZIAŁAM, ŻE TA MAŁA MENDA WSZYSTKO WYPAPLE! Borze szumiący, co za dwa matoły. Ciołki no, regularne ciołki w ciapki! Fioletowe!
    I na dodatek durne jak tabaka w rogu!
    Ech rozpadła się taka fajna męska przyjaźń. Myśl, Forfi, myśl! Dyplomacja levle mastah xD

    Ech ten komentarz jest jeszcze słabszy od poprzedniego, ale cóż. Wypadłam z obiegu i wprawy. Nie każ mi samej się domyślać co dalej, dobrze? Proooooooooszę...!
    Buziaki, E_A

    OdpowiedzUsuń