piątek, 23 września 2016

Chapter 6

Domówki u Phillipa Sjoeena charakteryzowały się dużą ilością ładnych dziewczyn, alkoholu i zgonów. Oraz tym, że bardzo często organizowane były w samym środku sezonu. Sam komendant melanżu nie widział w tym problemu. Nikogo nie zmuszał do przyjścia, wręcz przeciwnie - ludność sama waliła drzwiami i oknami. Zasada była prosta i znali ją wszyscy kumple Phillipa - można przyprowadzać tyle lasek, ile dusza zapragnie. Ale od każdej sztuki należała się jedna wódka dla gospodarza. Nie miał zamiaru prowadzić działalności charytatywnej, a doprawdy nie wypadało, żeby goście siedzieli o suchym pysku. Jeśli chodziło o lokalizację - imprezy wciąż odbywały się w domu jego rodziców. Już od dawna nosił się z zamiarem wynajęcia własnego mieszkania, ale jakoś zawsze kasa gdzieś mu się rozchodziła, co stanowiło drobną przeszkodę na drodze do upragnionej wolności. Inną sprawą było, że rodzice specjalnie nie ograniczali jego swobody - już od dawna. A może nawet od zawsze. Tak więc nie było większych powodów do pośpiechu. A miło jednak było mieć codziennie ugotowany obiad i uprane gacie.
Przebiegł wzrokiem zwycięzcy po dziewczynach szepczących coś sobie przy kominku. Co chwilę wybuchały śmiechem i wyraźnie widać było, że wypiły już po kilka kieliszków. Kiedy ruszył w ich stronę, dostrzegł, że jedna z nich miała długie blond włosy. zgrabne nogi i świetny tyłek. I że była naprawdę podobna do Ali.
Cholera. Zatrzymał się w pół drogi, zawrócił do stołu i załadował dwa kieliszki. Sam nie był pewien, czy po to, żeby tamta lasia wydała mu się drugą Alicją, czy właśnie dlatego, że była do niej zbyt podobna i że opuściła go odwaga.
Nie, wróć. Phillip Sjoeen nigdy, przenigdy nie bał się dziewczyn, nie odczuwał w ich obecności onieśmielenia i nigdy nie tracił kontroli nad sytuacją. Wychylił więc trzeci kieliszek i ruszył zdobywać świat.
Ale po kilku minutach rozmowy okazało się, że tamta dziewczyna, poza wyglądem, nie miała za wiele do zaoferowania. Nie potrafiła inteligentnie mu się odciąć, nie potrafiła flirtować, nie umiała nawet powiedzieć nic w miarę interesującego. Śmiała się tylko idiotycznie z każdego jego tekstu i absolutnie jawnie się do niego śliniła. Boże, co za żenada.
Nie, żeby nie był przyzwyczajony do tego typu zachowań, ale zewnętrzne podobieństwo do Ali obudziło w nim nadzieję, że może to po prostu trochę słabsza wersja tej zajebistej dziewczyny. Cóż. Może przynajmniej była dobra w łóżku.

*

Johann wcale nie był przekonany co do tego, żeby tu przychodzić. Ale do wyboru miał jeszcze scrabble z bratankiem i ostatecznie możliwość najebania się wygrała. Nie żeby lubił wódkę. Ale tęsknił. Za Alicją, rzecz jasna. A tęsknotę najłatwiej zapić.
Nie odzywała się. Odpisywała zdawkowo na jego wiadomości i wszystko wskazywało na to, że nie miała ochoty kontynuować tej znajomości. Nie to nie wmawiał sobie raz po raz, w nadziei, że sam siebie przekona, że jemu również na niej nie zależy. Że wcale nie wniosła w jego życie iskierki radości i odrobiny szaleństwa. I że wcale mu się to nie podobało. Tylko że oczywiście to się tak cholernie mijało z prawdą, że po prostu tracił szacunek sam do siebie.
Właściwie całkiem lubił imprezy u Sjoeena. Fajnie było ponabijać się trochę ze znajomych, którzy po kilku kieliszkach za dużo robili z siebie totalne pośmiewisko. Dzisiaj bynajmniej nie było inaczej. Ktoś tam tańczył na stole, ktoś pod nim leżał, a jeszcze ktoś inny rzygał w łazience. Grała niezła muzyka, a dziewczyny tańczące kilka metrów od niego zapewniały mu wrażenia estetyczne. Wódka dobrze wchodziła i w pewnym momencie zaczął się nawet zastanawiać nad tym, czy przypadkiem dzisiejszej nocy nie upije się pierwszy raz w życiu i to na dodatek na smutno. Żenujące, pomyślał i przechylił kolejny kieliszek.
W pewnym momencie zauważył siedzącą naprzeciw niego dziewczynę, przyglądającą mu się z delikatnym uśmiechem. Nie miał zielonego pojęcia, jak długo śledziła jego pasjonujące poczynania z butelką czystej, ale ile by nie trwało - raczej niespecjalnie jej zaimponował.
Oczywiście od razu się speszył, wykonał jakiś nerwowy ruch ręką i w efekcie przewrócił stojący przed nim kieliszek, jego zawartość wylewając sobie na spodnie.
A na zakończenie tego porywającego spektaklu spalił buraka stulecia.
Zerknął na dziewczynę z naprzeciwka. Oczywiście, że wszystko widziała. Boże, czy jemu było pisane odgrywanie roli narodowej sieroty?
Uśmiechnęła się szerzej, widząc, że już na dobre nawiązali kontakt wzrokowy. A może wcale nie z tego powodu.
- Nie szkoda ci wódki? - zapytała, rumieniąc się delikatnie. Cóż, prawda była taka, że nawet gdyby zarumieniła się mocno i tak nie przebiłaby barwą jego policzków. A przecież gdyby to było w ogóle możliwe, Johann zaczerwieniłby się w tym momencie jeszcze bardziej.
Uśmiechnął się, w założeniu uprzejmie, a w efekcie zapewne zupełnie żałośnie, i już chciał wstać od stołu, gdy dziewczyna znów się odezwała.
- Przepraszam... nie chciałam cię speszyć... Po prostu wydaje mi się, że skądś cię kojarzę...
Też mi sensacja, wystarczyło, że włączyła telewizor, przemknęło mu przez myśl, ale oczywiście nie powiedział tego głośno. Był na to zbyt wychowany, zbyt nieśmiały i zbyt ciapowaty. Cóż, przynajmniej nie miał zbyt wysokiej samooceny.
- Możliwe - zgodził się uprzejmie.
- Chodzisz do klasy z Phillem i Anną?
Przytaknął.
- Tak mi się właśnie wydawało. Przyjaźnię się z Anną - poinformowała go.
Znów uśmiechnął się uprzejmie, bo i co też miał zrobić. Tak naprawdę kojarzył Annę wyłącznie z widzenia. W ciągu trzech lat wspólnej nauki zamienił z nią może ze dwa zdania.
- Mam na imię Irene - przedstawiła się tymczasem jego nowa znajoma, wyraźnie oczekując od niego tego samego.
- Johann - wymamrotał więc, modląc się w myślach o to, by ktoś go od niej uwolnił.
Niestety. Przez kolejne pół godziny wysłuchiwał kolejnych historii z jej życia, przytakując, kiedy tego od niego oczekiwano, wtrącając co jakiś czas monosylaby i usiłując nie zasnąć. Była oczywiście bardzo sympatyczna, tylko że niestety cholernie nudna. A kiedy w myślach zestawił ją z Alicją, naszła go przykra myśl. Najprawdopodobniej nie miał szans spotkać w życiu drugiej tak fantastycznej dziewczyny.
- Przepraszam... czy ty mnie słuchasz? - wcięła się w jego rozważania ta... jak jej tam było?
- Muszę już iść - wymamrotał nieprzytomnie, wstał, zwinął po drodze swoją kurtkę i po prostu wyszedł na zewnątrz.

*

Ala zamknęła książkę od matematyki i spojrzała na zegarek. Dochodziła pierwsza. Ziewnęła i upiła łyk, chłodnej już, kawy. Uch, paskudztwo. Nawet nie zauważyła, kiedy upłynęło tyle czasu. Powinna zająć się jeszcze francuskim. ale... Ale jakoś ostatnio spadła jej motywacja. Kiedyś nie przeszkadzało jej zarwanie jednej nocki na naukę, kolejnej na imprezę i następnej znów na powtarzanie jakichś pierdół z wosu czy innej geografii. Lubiła to. Potrzebowała rywalizacji na jakimś polu i potwierdzenia, że jest najlepsza. A w międzyczasie uwielbiała się zabawić. Jak tlenu potrzebowała w swoim życiu tych dwóch elementów. Ale od kiedy wróciła z Norwegii zauważyła, że coś się zmieniło. Trudno było jej się skupić na czymkolwiek, często jej myśli odpływały w nieodpowiednim kierunku i wiadomości nie wchodziły do głowy tak gładko jak wcześniej. Potrafiła przesiedzieć pół godziny, wpatrując się tępym wzrokiem w dąb za oknem. Przed wyjazdem byłoby to coś zupełnie nie do zaakceptowania.
Nie zmieniło się za to nic w kwestii imprezowania. A może nawet zwiększyła się częstotliwość wyjść ze znajomymi i liczba przechylonych kieliszków wódki. Raz się żyje. Zbliżająca się matura i tak była w jej wypadku czystą formalnością. Wiedziała, że ją zda. I to nie była kwestia przechwałek, tylko wrodzonej inteligencji i lat intensywnej nauki.
Wyszła na balkon, otulając się szczelnie grubym swetrem, i zapaliła papierosa. Ostatnio częściej paliła. Nie była uzależniona i w każdej chwili potrafiłaby z tego zrezygnować, ale przyjemniej stało się na balkonie nocą, w ujemnej temperaturze, puszczając w powietrze obłoczki dymu. Odgoniła z głowy myśl o tym, że dobrze byłoby mieć towarzysza do tego zajęcia. Takiego, który objąłby ją i przytulił, chroniąc częściowo przed zimnem, albo zapalił razem z nią. A najlepiej jedno i drugie.
Godzinę temu minęła północ, a więc były już Walentynki. Pieprzone Walentynki. Jeden kretyński dzień w roku, kiedy wcale nie czuła się idealna, najlepsza i fantastyczna.
Nie było osoby, która pomyślałaby o niej, używając chociaż jednego z tych określeń.
Tak, tak, zapewne sama sobie po części na to zapracowała. Ale przecież życie było takie zabawne! Nie chciała się zmieniać. Jak miałaby zrezygnować z wszystkiego, co lubiła, tylko po to, żeby pchać się w stały związek z pierwszym lepszym facetem? Dwuznaczne rozmowy, pocałunki w deszczu, taniec, śmiech i alkohol. To było to.
Ale jednak, mimo wszystko, pewnie miło byłoby mieć w swoim życiu jakiś stały, niezawodny element. Czuła, że w świetle dnia będzie umiała inaczej na to wszystko spojrzeć, ale spowita mrokiem nocy odważyła się dopuścić do głosu tę myśl.
Zobowiązania nie były fajne, bo... do czegoś zobowiązywały. A jeśli przypadkiem nie udało się z nich wywiązać - sprawa robiła się przykra. Coś o tym wiedziała. Była dzieckiem z wpadki. Zanim do tego doszło, jej ojciec był podobno dla jej mamy po prostu do rany przyłóż, obiecywał jej złote góry i składał szumne deklaracje. A kiedy tamta poinformowała go o tym, że zaszła w ciążę - cóż, spierdolił na drugi koniec świata. Choć obiecywał, że nigdy jej nie zostawi. Tak więc Ala nie miała najlepszych wzorców w kwestii trwałych związków. Dobrze im było z mamą we dwie. Miały tylko siebie i nie przeszkadzało im to. Lubiły w soboty siedzieć w łóżku do południa i pić kakao, oglądać po raz dwudziesty Przyjaciół i chodzić na wspólne zakupy. Ale... czasem miała wrażenie, że to nie do końca tak powinno wyglądać. Że czegoś brakowało. Zgasiła papierosa i wróciła do pokoju. Tego by tylko brakowało, żeby przeziębiła się przez myślenie o ojcu.
Książka od francuskiego wciąż spoglądała na Alę z uchylonej szuflady. Dziewczyna westchnęła głęboko i sięgnęła po nią. Jeśli chce się być najlepszym, nie można sobie odpuszczać.

*

Klasyczna matematyka i klasyczne wysiłki Sjoeena pod tablicą. Niemal widać było, jak paruje mu mózg. Musiał być chyba naprawdę tępy. Johann może też nie był matematycznym geniuszem, ale z takimi zadaniami dawał sobie radę. No bez przesady, trzeba w końcu jakoś tę maturę zdać.
Phillipa wybawił dzwonek kończący lekcję, ale nie ulegało wątpliwości, że było to tylko swoiste odroczenie wyroku. Johann pokiwał głową nad tym debilem, zebrał swoje rzeczy i w towarzystwie kumpli wyszedł z sali.
- No panowie, dzisiaj Walentynki - powiedział znacząco Robert i szturchnął Johanna. - Szkoda, że ta twoja laseczka jest w Polsce, nie?
- Ty i tak nie miałbyś na co liczyć, więc co to dla ciebie za różnica? - włączył się Phillip, któremu po zakończeniu matematyki wyraźnie poprawił się humor.
- Bo ty niby miałbyś na co - prychnął Robert.
- Tu akurat trafiłeś - odpowiedział Phil i zaśmiał się, może nawet zbyt głośno i zbyt beztrosko. Tak, jakby zależało mu na tym, żeby ktoś koniecznie ten śmiech usłyszał.
I rzeczywiście usłyszał.
- Pozwól na chwilę - rzucił krótko Johann do Sjoeena, a w środku aż się gotował. - Komu chcesz coś udowodnić? - zapytał, gdy reszta kumpli już nieco się oddaliła.
Phillip zaśmiał się po raz kolejny.
- Absolutnie nikomu.
- Tak? To co to miało być?
- Zwykłe stwierdzenie faktu. Bo wiesz - Phil ściszył głos do konspiracyjnego szeptu - może i Ala spała u ciebie, ale to nie oznacza, że nie mogła też spać... ze mną.
Na to była tylko jedna odpowiedź. Bynajmniej nie werbalna. Dali sobie po mordach, jak przystało na dwóch facetów, zazdrosnych o tę samą dziewczynę, ale już po chwili rozdzieliło ich kilku nauczycieli. Tak więc niestety uczniowie zgromadzeni na korytarzu, liczący na niezłą rozrywkę, musieli obejść się smakiem. Nie obyło się za to bez moralizatorskiej pogadanki i postraszenia wizytą u dyrektora. Ale nie takie rzeczy już ta szkoła widziała, więc po dziesięciu minutach wszystko wróciło do normy. Wszystko, poza relacjami Phillipa Sjoeena i Johanna Forfanga.
__________

Pisanie wciąż idzie mi dość opornie, ale naskrobałam taki rozdział. Co powiecie?

8 komentarzy:

  1. Obiecałam, jestem!
    Przy fragmencie o zobowiązaniach mój chory mózg zaczął sam sobie nucić "Obligatio est iuris vinculum, quo neccessitate..." i tak dalej, i tak dalej. Takie tam zboczenie pochodzące z prawa rzymskiego XD
    I co ja miałam napisać..
    Ta Alka namieszała facetom w głowach, to widać. Niemniej to coś więcej aniżeli blond włosy, niebieskie oczka i długie nogi. Zaimponowała im również intelektem. Jestem tym faktem troszkę zdziwiona, ale też pozytywnie zaskoczona.
    A sama Alka? Nie jest zła, mówiłam to od początku! Jest jej ciężko, nawet bardzo. No cóż, zobaczymy, co z tego wyniknie. Mam nadzieję, iż same dobre rzeczy, z chłopaczkami na czele.
    A co do chłopaczków: w sumie to czekałam, aż sobie dadzą po mordach, to było nieuniknione. Tylko żeby Forfang nie uwierzył Pfilowi, bo może więcej Ali nie zaufać, nawet jeśli będzie czuł do niej coś więcej - a chyba już czuje.
    Buziaki, kochanie! :* I wybacz za tak nieskładny komentarz, niemniej gorączka daje o sobie znać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano tak, Ala chłopakom zaimponowała pod różnymi względami. I masz rację - danie sobie po mordach prędzej czy później było nieuniknione. Dziękuję za komentarz. Wracaj do zdrowia! :*

      Usuń
  2. Cieszę się że wracasz z nowym rozdziałem :D
    Cóż zacznijmy od tego, iż mam pewne domysły na temat Ali, z dzisiejszego rozdziału można wywnioskować, że Ale w przeszłości mogło spotkać coś nieprzyjemnego, jej podejście do życia jest dość... Inne od normalnego ;) myślę że niedługo dowiemy się trochę więcej o Ali :D
    Co do Panów to powiem szczerze, że czekałam kiedy dojdzie do jakiejś konfrontacji :P
    Uwielbiam Johanna i już mi źle z myślą że będzie cierpiał przez Ale...
    No cóż pisz dla nas dalej ;)
    Życzę duuuuużo weny :D
    Buziaki dreams :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie doszukujcie się wielkiego życiowego dramatu u Ali, już w tym rozdziale bardzo dużo na jej temat wyjawiłam ;)
      Dziękuję ślicznie za komentarz! <3

      Usuń
  3. Jakżem obiecała takem jestem. Chciałam uniknąć komórkowego sadzenia literówek, więc stąd ten poślizg.
    Sprawa pierwsza: Sjoeen.
    Jego podejście do organizowania domówek, jest zdecydowanie zdrowe. Jedna osoba = jedna flaszka i alkoholu na pewno nie braknie.
    Ala zdecydowanie w głowie mu namieszała i jak widać, nieco różniła się od typowych dziewczyn, które zdarzało mu sie podrywać. Bo te blondynki, które mu się po chałupie kręciły to jednak nie było to.
    ...co nie przeszkodziło Philowi pójść z nią do łóżka. Cóż, jakoś trzeba wynagrodzić sobie ten nieudany flirt.
    I czy ja dobrze czuję, że Sjoeen się w Ali zadurzył nieco bardziej, niż mu się zdawało...?
    Sprawa druga: Forfang.
    Tu sprawa ma się podobnie. Forfi tęskni, choć nieco inaczej niż Phil. Ala nieco go zlewa, próbuje się więc upić na smutno, robi z siebie głupka, ale dochodzi do skądinąd słusznego wniosku, że Ala miała w sobie coś niepowtarzalnego.
    Ale co z tego, jak o poprawę relacji będzie się mógł pokusić dopiero za parę miesięcy...?
    Sprawa trzecia: Ala
    Ala mianowicie również wizytę w Norwegii przeżyła nieco inaczej niż przewidywała. Miała tam pojechać, zabawić się poderwać fajnego kolesia, poromansować i wrócić. A co wyszło?
    Wyszło z tego nie do końca to, czego się spodziewała i na doatek, ciągnie się za nią aż do Polski, odwracająć jej uwagę od matury.
    Szczerze, początkowo nie brałam jej za taką pilną uczennicę, bo wydawała mi sie osobą raczej imprezową, ale jak widać dobrze łączy obie te role.
    Ta myśl o Walentynkach była taka prawdziwa. (ja też nie lubię, ale cii) Bo przez wszystkie dni roku Ala może flirtować, być na topie i błyszczeć, ale tego jednego dnia, nie ma tej jednej osoby, z która mogłaby spędzić miło ten dzień. Dzień, w którym uświadamia sobie, że wartoby było jednak mieć kogoś na trochę dłużej niż parę dni romansu.
    Ale Ala tak nie potrafi. I być może fakt, że w jej życiu rodzinnym brak mężczyzny, brak tego ojcowskiego ma na to wpływ. A raczej na pewno.
    Ciekawi mnie jedynie, o czym nasza bohaterka tak rozmyśla, kiedy dopada ją ten stan "bezmyślnego" patrzenia w okno. Myśli o Forfangu? Czy o Sjoeenie? A może o nich obu? Może zastanawia się co poszło nie tak? Czy któryś z nich nadaje się na tego 'walentynkowego' ktosia?
    Kto wie?
    Sprawa ostatnia: konfrontacja
    Bo nawet najlepsi przyjaciele - bo wbrew różnicom, Forfi i Phil to jednak dobrzy kumple - nie odmówią sobie mordobicia, jeśli podoba im się ta sama dziewczyna. Sugestie (nieprawdziwe, zresztą) Phila nie mogły ujść mu płazem, bo Ala w serduszku Forfanga na stałe zegrzała miejsce.
    Swoją drogą ciekawi mnie, że Ala Johanna do łóżka chciała zaciągnąć, ale Philowi nie pozwoliła się zbliżyć. I fakt, że była nie w sosie, jest słabym wyjaśnieniem tej sytuacji.
    Dlatego uważam, że to ten pierwszy ma u niej większe szanse. Bo Sjoeen jest do niej zbyt podobny i jeżeli dziewczyna szuka (podświadomie, ale jednak) stabilizacji, to Phil nie jest dobrą opcją. W przeciwieństwie do Johanna.
    Ale to zobaczymy, jak panowie zawitają do kraju nad Wisłą :>

    No. Nie wiem ile ma sensu to, co napisałam, bo mnie jakieś grypsko chyba bierze, ale proszę.
    Wysyłam ciężarówki weny (te co nas w drodze z Wisły dziś wyprzedzały), bo Ci się przyda, żebyś nie trzymała nas zbyt długo w niepewności. Może to i trochę egoistyczne, ale pisaj nam dalej zdrowo <3
    Buziaczki! E_A :*

    OdpowiedzUsuń
  4. No dobra. Ostatnio nie dość, że nie umiem pisać, bo to już norma i codzienność, to jeszcze z komentarzami potrafię wisieć tygodniami. Więc zbieram się, żeby ogarnąć nieco co się dzieje u tego pogmatwanego trio. A w zasadzie to nie wiem co się dzieje. I bardzo mnie to cieszy, bo ja lubię robić wielkie oczy do opowiadań. Bardzo, bardzo, bardzo.
    Równie bardzo chyba, jak ciągle wkurza mnie to Sjoeen, doprawdy nie wiem coś Ty zrobiła, bo przecież zwykle lubię czekać z wnioskami o bohaterach, a nie wyzywać ich od najgorszych pod pierwszymi odcinkami. Ale o tym już chyba gadałam. Ewidentnie czuje się panem świata. Nawet na tych swoich domówkach. On dyktuje zasady, a reszta ma się po prostu dopasować. I nie ma obaw, że się nie dopasuje, zbuntuje i pójdzie szukać szczęścia gdzie indziej. Bo przecież nie mogą zapomnieć kto tu rządzi. Zdecydowanie osobowość autorytarna. Widać nawet jego rodzice to przyjęli i zaakceptowali jako zwyczajną porcję codzienności, skoro nie dość, że zajęli się bez gadania jego koleżanką z wymiany, której wątpliwe nawet, iż pamięta rysy twarzy, to jeszcze opuszczają dom kiedy tylko synek ma potrzebę melanżu. Co się zdecydowanie przydarza nie od święta. Oczywiście, nie krytykuję tu młodych ludzi, którzy lubią się bawić. Absolutnie nie, czasem to takim nawet zazdroszczę tego talentu do swobody i szaleństwa. Ale kurde, traktowanie własnych rodziców jako pralni i jadłodajni to już trochę inna sprawa. Hah, choć gdyby szło o kogoś kogo lubię, pewno broniłabym go teraz, że to taka smarkata poza dla zachowania pozorów. Zresztą może i to jest smarkata poza... Ale to co się z nim dzieje przez Alę... Zdaje mi się, iż tylko potwierdza to co napisałam powyżej. On próbuje wyprzeć to, że ona obala jego światopogląd. Lub już go obaliła. Była zwyczajnie inna niż cały świat. Nie chciała mu przysłwiowo bić pokłonów, ani zatapiać się głupawo w jego oczach. Śmieszyły ją jego nienaruszalne zasady postępowania z ludźmi, bo miała własne. I nie była bierna, umiała wyjść z inicjatywą. A on może to sobie wytłumaczyć na dwa sposoby. Albo ona jest tak wyjątkowa, plus ma nad nim ogromną przewagę, albo on wcale nie jest równie mocno nadzwyczajnym, zniewalającym ciachem, co we własnej głowie. Nie wiem, która opcja bardziej go wpieprza. Bo coś go jednak trafiło. Przecież łatwowierne laski bez polotu, które budzą się rano w jego sypialni to chyba coś zupełnie codziennego. Coś co mu pasuje. A tu nagle nie. Może idzie o to, że facet ma naturę zdobywcy i nagle zobaczył, że oprócz banalnego brania jest jeszcze skomplikowane polowanie? Skoro wszystkie jego myśli, były porownaniem tej laski z imprezy z Alicją, to może końcówka też. Ta przynajmniej będzie dobra w łóżku. Bo Ala nie wylądowała w nim w ogóle. Nie chciała. I nawet jeśli (a tego nie wiemy) jedynym powodem tego był fakt, iż nie miała zamiaru, aby kolejna kobieta w średnim wieku oglądała ją w bieliźnie i wyzywała od dziwek, to jednak on przecież nie musi tego wiedzieć. Plus może bać się, że Forfang, którego uważa za pokrakę, okazał się lepszy niż on.

    Jasna cholera, jak ja już po kimś jadę to nie umiem przestać.

    A Johann może i jest trochę pokraką. Ale przynajmniej jedyny tutaj wie co czuje. I co stracił, praktycznie nie z własnej winy, jeśli już to tylko troszeczkę. Tak to jest, iż te spokojne, stonowane osoby, czasem zakochują się w kimś, kto jest ich totalnym przeciwieństwem. Nagle czując, że jednak spokojne życie, choć bezpieczne, wcale nie jest idealne. Bo brakuje tej iskry w czyiś oczach. Kogoś kto chce wprowadzić do ich świata, odrobinkę szaleństwa. I nagle chciałoby się spędzać codzienność mniej biernie. Ale z tym konkretnym, szalonym wymarzonym człowiekiem. A Ala mu uciekła. My możemy się spodziewać, że to nie na zawsze i to dopiero początek ich przygody. Ale on przecież nie. Dla niego wydaje się to dość smutnym końcem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie walentynki chyba bardziej dają do myślenia singlom, niż faktycznie zakochanym. Bo takie szczęśliwe pary pojadą sobie w góry, zjedzą kolacje przy świecach, pocałują się... I dobrze im, nie trzeba do tego dopisywać jakiejś filozofii. Ale Ci wmawiający sobie, że życie bez uczuć jest super, wtedy cierpią najbardziej. I to wcale nie za tymi romantycznymi scenami rodem z filmów. Tylko za banalną codziennością. Bo naprawdę smutno przytulać tylko poduszkę. Z tym, że Ala przeżywa takie rozdarcie rozsądnie. Wie, że albo szczęście w miłości, albo brak zobowiązań. Czarno na białym, nie da się znaleźć opcji pośredniej. Wiesz, genialnie to odpisałaś:) I jej życie tylko z mamą. Z jednej strony poznanie innej Ali, bo trochę ciężko tylko po tych początkowych scenach, było sobie wyobrazić ją oglądającą seriale i pijącą kawę do południa, z mamą. A przecież widać, iż to też dla niej ważne. I świetnie wybrałaś tą jej historię rodzinną, do jej charakteru. Jest ból i zadra z przeszłości, ale myślę nie ma co szukać jakiś niebywale wielkich ukrytych tragedii i dodatkowych traum. Jest ciężko, ale życiowo. Ona sobie radzi. Choć o facetach ma opinię wyjątkowo odgórnie wyrobioną. Natomiast czy tęskni za Johannem czy za Sjoeenem? Ja bym chyba zaryzykowała tezę, że za żadnym. Ich imiona nie pojawiają się w jej głowie ani razu. Myślę, że idzie po prostu o prawdziwą bliskość drugiego człowieka. Nie przypisaną do jakiejś konkretnej osoby.

      A końcówka była po prostu taka jak być musiała. I takie męskie bójki często rozładowują emocje i na następny dzień jest podanie sobie ręki. Ale to chyba nie tutaj. Na pewno nie tutaj.
      No, przymykam się i pisz nam dalej tak pięknie<3
      Buziak:*
      PS. A wydawało mi się, że dziś się wreszcie zmieszczę w jednym komentarzu.

      Usuń
  5. Na wstępie chciałabym Cię bardzo przeprosić, że jestem tutaj dopiero dzisiaj. Rozdział przeczytałam już jakiś czas temu, ale oczywiście zabrakło mi czasu na skomentowanie #TypowaCierpienie W związku z tym łaskawie proszę o wybaczenie i ewentualne błędy, które popełnię przez zapomnienie. A co do Mańki, będę. Kiedyś na pewno. Prawdopodobnie nie dzisiaj, bo mam lekkie ograniczenia czasowe :/ Wybacz.
    "rodzice specjalnie nie ograniczali jego swobody" -> widać. I to moje stwierdzenie ma trochę złośliwy wydźwięk. Rodzice zdecydowanie na zbyt wiele mu pozwalają. Patrząc na niego jestem przeciwniczką bezstresowego wychowania. Sama chyba zostałam wychowana w ten sposób, ale z tego, co widzę, zachowuję się trochę bardziej odpowiedzialnie niż on. Wspominałam już, jak bardzo mnie on denerwuje? Już wolę wychowanie pani Forfang, która wyrzuciła dziewczynę, która chciała uprawiać seks z jej synem. To o wiele bezpieczniejsze xD
    Czyżby Sjoeenowi brakowało Ali? No kto by pomyślał!
    Forfang jest nie lepszy. Swoją drogą, ja nie rozumiem, co może ich aż tak kręcić w tej Ali. Może problem tkwi w ich wieku i tym, że chcą szaleństwa, a nie kogoś normalnego? Ja na ich miejscu wolałabym taką Irene od Ali. Jakoś wybitnie jej nie polubiłam. Zwłaszcza, że przez nią wydarzy się coś złego I:
    "Nie była uzależniona i w każdej chwili potrafiłaby z tego zrezygnować" - każdy uzależniony tak mówi. Nie to, że coś sugeruję Ali. Z tego, co widzimy, w niej też coś się zmieniło. Jej także brakuje dwóch głupków z Norwegii (albo przynajmniej jednego z nich).
    A między Forfangiem i Sjoeenem coraz gorzej się dzieje. Jakoś specjalnie nad tym nie ubolewam, ale jednak... Cóż, martwię się trochę tym, co się wydarzy w przyszłości. Zwłaszcza pamiętając prolog tej historii. Swoją drogą, przed chwilą miałam dziwne wrażenie, że jesteśmy w około 11 rozdziale tej historii i się zdziwiłam, że to dopiero szóstka xD
    Podobał mi się ten rozdział. No i oczywiście ze zniecierpliwieniem czekam na ciąg dalszy.
    Całuski :*

    OdpowiedzUsuń