piątek, 10 marca 2017

Chapter 10

Rodzice urządzili mu w domu piekło. Pierwszy raz w życiu. Do tej pory nie mieli mu za złe imprez, słabych ocen czy olewania jakichkolwiek obowiązków domowych na rzecz skoków. Prawdopodobnie przyjęli do wiadomości, że ich syn chce przejść przez szkołę jak najmniejszym nakładem sił i skupić się na sporcie. Ale kiedy okazało się, że ten nakład był... zbyt mały, skończyła się ich cierpliwość.
- Mam syna debila! No półgłówka po prostu! - pieklił się ojciec, a Phil musiał przyznać, że inteligencją w swoich ostatnich działaniach rzeczywiście nie grzeszył. Nie spodziewał się jednak, że to przyniesie jakiekolwiek konsekwencje.
- Ale właściwie do czego jest mi potrzebna matura? Przecież...
- Jasne, jak dla mnie możesz rowy kopać! 
- Tato, naprawdę myślisz, że zdanie jakiegoś tam egzaminu uwarunkuje to, ile będę w przyszłości zarabiał?
- A kto tu mówi o pieniądzach?! Chłopie, o twoją inteligencję tu chodzi. Jakąkolwiek.
- Dobre oceny nie są wyznacznikiem inteligencji.
- Dobre oceny! Nie bądź śmieszny! Czy ktoś w tym domu wymaga od ciebie dobrych ocen?! Ja bym tylko chciał, żebyś skończył szkołę! To tak dużo?!
- Może dużo! Może rzeczywiście jestem debilem!
- Nie jesteś debilem! - wrzasnął ojciec.
- Przed chwilą sam to powiedziałeś!
- Bo jestem zdenerwowany! Bo jesteś moim synem! Bo nie mogę patrzeć, jak marnujesz sobie życie!
- Nie. Potrzebuję. Matury - Phil założył ręce na piersi.
- Czy ty siebie słyszysz?! Trzymaj mnie, kobieto, bo nie ręczę za siebie!
- Phil, idź na górę - włączyła się mama.
- O co wam właściwie chodzi? Wielu sławnych ludzi nie skończyło szkoły...
- Co ty pierdolisz, chłopie?! - wściekał się ojciec.
- Chodzi mi o to - kontynuował Phil - że w skokach narciarskich nie przyznają punktów za zdaną maturę. Wszystko jedno czy będę ją miał, czy nie.
- Ja się zabiję - jęknął ojciec.
Po chwili trzasnęły drzwi wejściowe i w salonie pozostał już tylko Phillip z mamą. Kobieta uparcie się w niego wpatrywała, tak, że w końcu chłopak musiał spuścić wzrok.
- No co? - burknął, choć nie zabrzmiało to tak pewnie, jak chciał.
- Nie widzisz problemu? Naprawdę nie widzisz problemu? - głos matki zadrżał.
Phil spojrzał na nią i wydała mu się nagle małą smutną dziewczynką. Chyba bardzo potrzebowała, żeby ktoś ją przytulił. Ale Phil nie był w stanie się na to zdobyć. Po prostu nie umiał. Jego kontakt z rodzicami od dawna był czysto iluzoryczny i dziwnym wydawało mu się, że to mogłoby się tak po prostu zmienić.

*

Matury były zadziwiająco łatwe.
Nawet historia, której Ala obawiała się chyba najbardziej. Oddając arkusz i zamykając drzwi sali, miała wrażenie przyjemnego poczucia wolności. Szybko minęło. To było okropne. Wiedziała, że już nigdy nie poczuje się tak szczęśliwa, jak przed tym nieszczęsnym wypadkiem. Wciąż towarzyszyła jej niepewność i poczucie winy, choć przecież na pierwszy rzut oka wydawało się, że wszystko jest w porządku. Wciąż śmiała się, choć może nie tak szczerze jak wcześniej, spotykała się ze znajomymi, a nawet chodziła na imprezy. Ale świadomość głupiego błędu i jego możliwych konsekwencji nie dawała jej spokoju. Łudziła się, że może nic poważnego się nie stało, skoro lokalne gazety i portale milczały, ale tak naprawdę nie mogła mieć stuprocentowej pewności. Naprawdę ją to męczyło i nie potrafiła sobie z tym poradzić. A przecież ona nawet nie prowadziła tego samochodu! Momentami zastanawiała się, czy Phil w ogóle jeszcze o tym pamiętał, czy może zdążył już uciszyć wyrzuty sumienia alkoholem i sympatycznymi dziewczynami. On taki po prostu był i nie miała mu tego za złe. Czy mogłaby być taką hipokrytką? Przecież to właśnie pewność siebie, zadziorny uśmiech i nierzadko spora ilość alkoholu sprawiały, że tak dobrze się z nim bawiła. I to również one sprawiły, że dała mu te cholerne kluczyki.
Musiała przysiąść na ławce przed którąś z sal, bo mocno zakręciło jej się w głowie i miała wrażenie, że zaraz zemdleje. Głowa poniżej kolan i spokojne, głębokie wdechy.... Tak... Już trochę lepiej. Wyciągnęła butelkę z torebki i wzięła kilka łyków chłodnej wody.
- Ala, nic ci nie jest? Jesteś blada jak ściana - nagle pojawił się koło niej Michał, kolejny facet, który na najmniejsze skinienie jej palca przenosiłby góry. Cóż, jeszcze pół roku temu wydawało się jej to całkiem zabawne i doskonale czuła się w roli księżniczki rozstawiającej rycerzy po kątach.
Ale chyba nagle się jej to znudziło.
- Tak, w porządku - uśmiechnęła się niemrawo i wstała z ławki. - Po prostu chyba jestem już trochę zmęczona.
- Chyba potrzebujesz się trochę rozerwać... Robię wieczorem domówkę, wpadniesz?
Ala mała ochotę odmówić i spędzić resztę tego dnia na spaniu. Poza tym nie była pewna, czy ponowne zacieśnianie kontaktów z Michałem to dobry pomysł, ale... Może właśnie tego jej było trzeba.
- Czemu nie? Przyjdę.
Adres znała. Ale po drodze musiała chyba jeszcze zahaczyć o aptekę. Miała jednak szczerą nadzieję, że dmucha na zimne.

*

Johann nie był zwolennikiem treningu siłowego. Choć oczywiście zdawał sobie sprawę, że jest on koniecznością, najchętniej omijałby siłownię szerokim łukiem. Tym razem jednak było wyjątkowo interesująco. Przed chwilą budynek opuścił ojciec Phillipa, ale wydawało się, że ściany wciąż jeszcze odbijają jego głos. Porządnie wrzeszczał.
Trener zazwyczaj zwracał uwagę na to, żeby rodzina czy znajomi zawodników pozostawali w ich strefie prywatnej, nikt nie miał obowiązku się przed nim spowiadać z tego, co zjadł na obiad czy z kim był na randce. Tym razem jednak ojciec Phillipa postanowił się uzewnętrznić przez Stoecklem ze swoich problemów rodzinnych bez żadnego zaproszenia. A także bez ogródek. Wszyscy oczywiście udawali, że wciąż w skupieniu przerzucają tony żelastwa, ale na tę marną grę nie nabrałby się nawet pięciolatek. Alex nie miał jednak głowy do zwracania im uwagi. Najpierw oniemiały wpatrywał się z Sjoeena seniora, chyba do końca nie rozumiejąc, co mężczyzna do niego mówi, chwilę później próbował go uspokoić, a ostatecznie po prostu wyrzucił go za drzwi.
Twarz Phillipa w tym czasie przybierała coraz bardziej buraczkowy kolor. A przecież rola peszącego się młodzieńca przypadała zazwyczaj Johannowi.
- Phil, czy chciałbyś mi o czymś powiedzieć? - głos trenera był ostry jak brzytwa. Forfang pomyślał, że nie chciałby teraz być na miejscu kumpla.
Sjoeen zaczął coś mętnie tłumaczyć, ale Stoeckl szybko zorientował się, że rozmowa zaczyna przybierać formę przedstawienia. Wyszedł z Phillipem na zewnątrz i już do końca treningu nie pojawili się na siłowni.
Kiedy ponad pół godziny później Johann opuścił budynek, nieco zdziwił się na widok Phila, siedzącego na ławce ze spuszczoną głową. Chyba jego forma psychiczna pozostawiała wiele do życzenia. To bynajmniej nie było w jego stylu.
Odruchowo zrobił dwa kroki w jego stronę. Chwila, niby z jakiego powodu miałby go pocieszać? W ostatnim czasie Phil miał go totalnie w dupie i nic nie zapowiadało odmiany. A maturę przecież też sam sobie zawalił. Nikt nie kazał mu olewać matematyki. Johann już miał odejść, kiedy Sjoeen podniósł głowę i zapytał:
- Forfi, czy ty też uważasz, że jestem kompletnym debilem?
Zebrało mu się na refleksje.
- Nie. Kompletnym nie - rzucił Forfang i, odwróciwszy się na pięcie, ruszył w stronę przystanku autobusowego.

*

Kreski były dwie.
Były tak wyraźne, że - nawet mimo najszczerszych chęci - nie mogła zanegować ich obecności.
Ala przysiadła na brzegu wanny, walcząc z zawrotami głowy i nawrotem mdłości.
Była w ciąży.
Chwilę później przytulała już muszlę klozetową. Znów. Rano przecież było to samo. I wczoraj. I przedwczoraj. Od kilku dni nosiła przy sobie test, ale dopiero teraz zdobyła się na odwagę, żeby go wykonać. Jej serce tłukło jak oszalałe, wewnątrz głowy coś pulsowało, a żołądek odmawiał współpracy.
Była w ciąży.
Ta irracjonalna wiadomość wciąż nie chciała do niej dotrzeć. Choć przecież już od kilku dni nachodziły ją takie podejrzenia. I choć przecież do tych podejrzeń miała absolutne podstawy.
Drżącymi rękoma włożyła test z powrotem do pudełeczka, przeczesała dłonią włosy i wyszła z łazienki, wkładając opakowanie do kieszeni bluzy. Czerwiec był w tym roku wyjątkowo zimny. Wyszła na zewnątrz, zapalając papierosa. Ledwie zaciągnęła się dymem, gdy dotarło do niej, co właśnie robi temu małemu stworzeniu w środku.
Była w ciąży.
- Niech to szlag! - syknęła, puszczając papierosa i przydeptując go czubkiem buta.
Wzięła głęboki wdech, mrużąc oczy przed słońcem, które właśnie wydostało się zza chmury. Przyłożyła dłonie do twarzy, wciąż próbując ogarnąć, co właśnie się wydarzyło. A właściwie wydarzyło jakieś trzy miesiące temu. Powinna właśnie się relaksować, czekać na wyniki matur i szykować papiery na studia.
Zdaje się, że jeden egzamin dojrzałości już zaliczyła.
Bardzo pozytywnie.
Była przerażona. Choć chyba jeszcze bardziej byłaby, gdyby ta informacja w pełni do niej dotarła. Czuła się zupełnie oszołomiona. I bała się. Bała cholernie. A przecież najgorsze było dopiero przed nią. Powiadomienie mamy, babci, jego... A przy okazji wszystkich sąsiadów. Których w gruncie rzeczy informować nie będzie trzeba. Sami się wszystkiego dowiedzą. A czego nie dowiedzą, to sobie dopowiedzą. Akurat co do tego nie było wątpliwości.
Rozpłakała się. Spazmatycznie, nerwowo.
Bardzo potrzebowała w tym momencie kogoś, kto by ją przytulił i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Tylko, że ten ktoś był w Norwegii. I wcale nie miała pewności co do tego, czy będzie taki chętny do pocieszania i brania odpowiedzialności.
Sama nie była.
Marzyła, żeby to wszystko okazało się tylko snem. Żeby nie musiała o tym nikomu mówić, żeby znów mogła skupić się na byciu najlepszą we wszystkim, co robiła. Tylko tyle.
Uwielbiała to. Uwielbiała swoje życie. Dotychczasowe życie. Bo to, które zbliżało się do niej wielkimi krokami, zupełnie jej nie pociągało.
__________

Tę ostatnią scenę napisałam już chyba ze dwa lata temu. Mniej więcej wtedy, kiedy w mojej głowie zakiełkował pomysł na to opowiadanie. Ostatnio znów dopadł mnie jakiś kryzys i miałam wrażenie, że nie ruszę dalej. Ruszyłam. A przynajmniej na tyle, żeby skończyć ten rozdział. Zobaczymy, co będzie dalej.
Przyznajcie, kto się tego spodziewał?

9 komentarzy:

  1. Matko... Kobieto, oskarżasz wyznawców gryzoni o nieskończoną pomysłowość, a sama chyba jesteś w tym jeszcze lepsza. Ja się boję czytać kolejnych rozdziałów tego opowiadania, bo nigdy nie wiadomo co nam jeszcze na głowę zrzucisz. I kurde, to się z rozdziału na rozdział robi coraz lepsze. Już mi nawet nie przeszkadza ani trochę, że to są Norwegowie, którzy ostatnio na nowo zaczęli mnie wpieprzać. Po prostu całkowicie jestem zanurzona w Twoim świecie. I niby ciąża to taka podstawowa konsekwencja, która kojarzy się z niedorosłością i po pierwszych odcinkach, nawet przyznam, że troszkę o tym myślałam. Ale ostatni rozdział zmienił wszystko i pokazał znacznie inne, możliwe że poważniejsze konsekwencje uważania się za wolnego od grawitacji. Więc pomyślałam, że teraz po prostu będziesz dążyć, aby jakoś to rozplątać. No. A tu spada kolejna bomba. Ja tam nie mam nic przeciwko, wręcz po ogarnięciu się z czytelniczego szoku, zacieram rączki. Jednak czy twoje ciołki to zniosą i jak, to już taka pewna nie jestem.
    Ale dobra, lubię komentować chronologicznie, więc nie zaczynajmy od ciąży. Tylko od początku.

    Więc jednak nic nie wykombinował, żeby zdać tą maturę? Myślałam, że odstawi jakieś cyrki, błaganie, wykorzystywanie ludzi, mogących się za nim wstawić... No ale widać serio miał to w dupie i przerażenie po słowach nauczycielki, w poprzednim odcinku to nie było coś w stylu nagłego przebudzenia i szoku, że może tego wykształcenia średniego nie zdobyć, tylko raczej banalne oburzenie, że ktoś może JEMU, na drodze stanąć. Bo przecież on taki idealny i nieomylny.
    W każdym razie rodzicom jednak na nim zależy, to widać. Tyle, że on się zamknął tak na amen. I co zrobisz, jak nic nie zrobisz. Można walić głową w mur, ale w końcu ogarniesz, że dopóki ten mur, sam nie zacznie kruszeć, to jesteś bezradny. Żal mi się trochę ich zrobiło. Bo niby sami go wychowali, ale... To smutne. Masz dziecko, dajesz mu wszystko, a potem okazuje się, że tak na serio mogłeś się w ogóle nie wysilać, wyszłoby na to samo. Zresztą ta cała rozmowa to pokazała. To właściwie nie była rozmowa, tylko odbijanie piłeczki od ściany. Philip na każde oskarżenie reagował drwiną. I niby nie lubię fałszu, a najgorsza prawda jest lepsza od wszelkich słodkich kłamstw. No a jednak jakieś głupie przepraszam powinno tu paść, choćby dla zasady. W przypadku rodziców, żałujesz że robisz coś, przez co im przykro, nawet jak tak samemu we własnej duszy, nie czujesz się z tym jakoś bardzo źle. Oni chyba wiedzą, że wielka kariera skoczka też mu jakoś szczególnie nie grozi, bo do tego trzeba samozaparcia i zdolności do wyrzeczeń. A tego można w Sjoenie szukać ze świeczką i i tak się nie znajdzie.
    Tak czy siak, jego ojciec wychodzi trzaskając drzwiami, a mama się załamuje. I tu pada ta jego myśl, że przydałoby się ją przytulić. Kurde, on ma czasem takie przebłyski ludzkich uczuć, bardzo krótkie i natychmiast przytłaczane egoizmem, ale jednak. Nie da się tego ukryć. Sam ich wręcz nienawidzi i ma obsesję żeby nie wpłynęły, ale coś mi się widzi, że przed zakończeniem tej historii może się jeszcze przeliczyć. Debilem jest strasznym. Ale przy tym nie jest robotem, tylko człowiekiem. A tak to już z nami jest, że nie da się grać wiecznie. Kiedyś trzeba przyznać, że jest się zwyczajnym. Życie w ostatnim czasie raz po razie, przekonuje go, że nie wszystko będzie tak jak on sobie życzy i los może mu spłacać niezłe psikusy. Plus jeszcze dalsze skutki ich wypadku drogowego, bo coś mi się widzi, że nie odpuścisz jeszcze tego wątku.
    Jezu, czy ja nie za dużo filozofuję, a za mało komentuję? A potem jęczę, że mi tak niewygodnie to dzielić na części :P

    Ala mimo całego swojego szaleństwa, jest jednak bardzo opanowana. Ma ciągle olbrzymi mętlik w głowie. I co tu gadać, prawdopodobnie będzie go już mieć na zawsze. No chyba, że nie daj Boże, to skończyło się jednak tragicznie i przyjdzie im za to zapłacić, w takim najbanalniejszym, prawnym wymiarze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale potrafi się skupić na tym co najważniejsze. Chyba nie czuje nawet, że musi czekać na wyniki, bo lata pracy zaowocowały i może być pewna, iż znajdzie się na szczycie listy wyników. A jednak wie, że jej szczęście nie będzie już niezmącone. Niby pozornie nic się nie zmienia (oczywiście mówię o momencie przed zrobieniem testu). Z tym, że dziewczyna, traci to, co najbardziej ją budowało. Mianowicie w tym całym wariactwie, braku hamulców i niezbyt fajnym poczynaniu sobie z facetami, była zawsze cholernie naturalna. I chyba właśnie to sprawiało, iż czytając człowiek mógł jej dużo wybaczyć. Po prostu kupowała, przynajmniej mnie, swoją umiejętnością okazywania prawdziwej, niewymuszonej radości, w tym sztucznym świecie. A teraz? Nadal jest towarzyska, śmieje się i imprezuje. Z tym, iż to już nie to. W jej życie wkradła się ta charakterystyczna nutka fałszu i udawania, która charakteryzuje większość ludzi. I sama nie próbuje sobie wmawiać, że jest inaczej. Ale ciągle liczy, że to wszystko da się 'przerobić'. I widzi lekarstwo na tamtą noc, w robieniu rzeczy, które sprawiały jej radość. Dlatego zgadza się na pierwszą lepszą domówkę i marzy, aby utonąć w zabawie...
      Tu nam wkracza ta apteka. Zwrot, który nie mógł paść zupełnie przypadkowo. I chyba z miejsca kojarzy się tylko z jednym. Z tym, iż tu mi jeszcze coś nie pasowało. Bo aż sprawdziłam, nie doczytując nawet najpierw rozdziału do końca, ile minęło od tej wymiany. Trzy miesiące. To raczej wystarczający okres czasu, aby pomyśleć, że wpadłaby na opcję z ciążą dużo wcześniej. Chyba, że byłaby to kwestia jakiegoś przypadkowego gościa i panowie Norwegowie palców w tym nie maczali. No ale zaraz potem oświeciło mnie magiczne słówko 'matura', plus fakt, że niesie ono za sobą dokładnie te same objawy co ciąża. A Ala miała jeszcze dodatkowy, nadprogramowy stres, więc nic dziwnego, iż nie powiązała faktów. Albo i powiązała, tylko odwlekała uparcie moment prawdy. Mówi się, że prawda jest najlepsza, jednak często zachowujemy się w trudnych chwilach, jakby było zupełnie na odwrót. Chcemy się karmić ostatnimi momentami ułudy, która wcześniej czy później przeminie bezpowrotnie.

      Scena na siłowni kryje w sobie pewną nutkę tajemniczości, bo nie rozumiem o co ojciec Sjoena, zrobił awanturę Stocklowi. Że niby skoki sprawiły, że nie zdał matury? Zdenerwowany człowiek może szukać winy we wszystkim, więc nie byłoby to nic dziwnego, choć przecież wiemy, iż to nie treningi tak uparcie odwodziły Philipa od nauki. Ale to pytanie trenera czy chciałby mu coś powiedzieć, plus wściekłość? Nie wiem czy brak egzaminu dojrzałości to wystarczające wytłumaczenie dla tej sytuacji. No... Choć nie widzę innej opcji, chyba że JESZCZE COŚ przed nami ukrywasz. Bo przecież o wypadku nie wie nikt poza Norwegiem i Alicją, a żadne jakoś szczególnie skore do spowiadania się z tego przed kimkolwiek się nie wydaje. Chyba, że mowa o jakimś wypaleniu, braku motywacji czy czymś innym w tym stylu, bo przecież to i w realnej wersji skocznego świata jest u młodych Norwegów w modzie. Albo raczej to wszystko się skumulowało, tworząc, delikatnie mówiąc, mocno niefajną całość. W każdym razie widzimy to na co trochę już chyba czekałyśmy - pewnego siebie egoistę, który zaczyna tracić grunt pod nogami. Zostaje ośmieszony na oczach kadry, przed którą pewnie też grał niezłego maczo. A potem sam zastanawia się czy serio jest idiotą (nie ma tu chyba kompletnie nic do zastanawiania, ale cieszmy się i z tak małego postępu). Co więcej mówi do na głos. Do Forfanga, którego zawsze uważał za takie śmieszne dziecko, z którym niby się kumpluje, jednocześnie niemiłosiernie z niego drwiąc.
      Do samego Johanna zaczęło chyba to wreszcie docierać. Dalej jest w nim coś z tego dobrego, kochanego chłopca i właśnie ta jego część, chciała odruchowo podejść i pocieszyć Philipa. Ale pojawiło się też coś nowego. Jakieś trzeźwe spojrzenie, podpowiadające mu, iż po co pochylać się nad kimś, kto ma go w dupie.

      Usuń
    2. Pozornie można faktycznie powiedzieć - tak jak padło w prologu - że pokłócili się o Alicję. Z tym, iż przecież podobnie między nimi było zawsze. I akurat w tej jednej kwestii, Polka była tylko bodźcem, dzięki któremu Forfang przejrzał na oczy.

      I dochodzimy do punktu kulminacyjnego. Mam ochotę po prostu się pozachwycać tym, w jaki sposób to opisałaś, jak idealnie oddałaś emocje dziewczyny. Ale najpierw, żeby nie było tak przyjemnie, muszę sobie zadać pytanie elementarne i bardzo przyziemne - przepraszam bardzo, kto jest ojcem? Przyznam, że chwilę musiałam sobie poukładać fakty. Bo Ala sama stwierdziła, iż to ten moment sprzed trzech miesięcy. Więc myśl, że coś stało się później, bez udziału Norwegów można wykluczyć. Co dalej? W ostatnim rozdziale, przy wspomnieniu pocałunków w toalecie, wzięłam za pewnik, iż oni poszli tam na całość. Jakoś wątpiłam, żeby którekolwiek z nich miało opory przed samym całowaniem i dotykiem w miejscach publicznych i chciało tracić czas na chowanie sie po kiblach. Ale gdyby faktycznie doszło do czegoś więcej... To przecież to był dzień po dniu. Nie wiedziałaby z kim jest w ciąży. A widać ma w tej kwestii absolutną pewność. Więc... Jednak w klubie niczego nie było i maluch będzie forfangowy? Na to raczej wygląda, co przy braku doświadczenia Johanna w sprawach damsko-męskich jest całkiem prawdopodobne. Tylko ta niepewność czy będzie chciał wziąć za swoje czyny odpowiedzialność, mnie troszkę zmyliła, bo co jak co, ale potencjalne tchórzostwo pasowałoby dużo, dużo bardziej do Sjoena. Choć... Tak naprawdę my znamy Forfanga (zresztą Philipa też, ale dziecko raczej jest 'sprawką' tego pierwszego) lepiej niż ona. Serwujesz nam ich dylematy i przemyślenia, które są dla Alicji jedną wielką tajemnicą. Wie, że to słodki chłopaczek, który z miejsca na nią leciał. Ale przecież nie on jeden. A otworzenie kobiecie drzwi, nie jest równe chęci wychowywania w wieku dziewiętnastu lat dziecka, którego się nie planowało. Tym bardziej jeśli nie wie się wiele o jego matce. Bo prawda jest taka, że nawet jeżeli ludzie nie są razem, to gdy pojawia się ich potomek muszą się nauczyć ze sobą rozmawiać, nawet na tematy ważne i intymne. A oni przecież... Spędzili razem w życiu dwa tygodnie. Licząc na wyrost. Właśnie.
      W tym wszystkim cieszy jednak, że Ala z miejsca, nawet jeszcze nie nie do końca świadoma faktów, potrafi myśleć. Przyznam, iż na samym początku, gdy wpatrywała się z niedowierzaniem w dwie kreski, chcąc aby zniknęły, bałam się, że przyjdzie jej do głowy pozbyć się tej ciąży. Ale potem, gdy wyrzuciła pospiesznie papierosa, gdy nazwała swoje dziecko 'małym stworzeniem', a nie jakimś 'tym czymś', trochę się w tej kwestii uspokoiłam. Ona ma jednak w sobie pewną czułość i raczej to by nie było w jej stylu. Na całe szczęście.

      Zaczęła więc szykować się na trudny okres. Na wyznawanie prawdy i ciekawskie spojrzenia. I chyba na odpowiedzialność. Bo to właśnie ten moment, w którym o lubieniu swojego życia, wyraża się w czasie przyszłym, jest kluczowy. To koniec jej dzieciństwa. Pojawił się ktoś mały i bezbronny. A ona jest tą dorosłą, tą która ma podejmować wszystkie decyzje, tą poważną.
      I fakt,że wcale nie czuje się na to gotowa, życie ma głęboko gdzieś.

      Boże, jak super jest sobie czasem skomentować dobry tekst, nawet jak twój komentarz to jedno wielkie pitolenie o niczym:) W każdym razie to opowiadanie robi się coraz lepsze i mogę tylko bardzo niecierpliwie czekać na więcej. Mam nadzieję, że wena będzie Ci dopisywać, plus że jeszcze troszkę rozdziałów przed tym końcem będzie❤️
      Buziaki.

      Usuń
  2. No no no no.... To się podziało :D
    Na pierwszy ogień biorę sytuację w domu Phila, czytając to słyszałam własną wymianę zdań z moimi rodzicami kilka lat temu :P Świetnie to opisałaś, reakcje rodziców zawsze są takie same :D
    No cóż co do Ali jak wspomniałaś i aptece wiedziałam, że będzie w ciąży przed przeczytaniem ostatniego fragmentu :) zastanawia mnie tylko z którym z sympatycznych Norwegów zaskoczyła :P bo chyba jednak jestem tak kiepska z matmy jak Phil, bo nie mogę się doliczyć :P
    No nic czekam na następny i życzę dużo weny :*
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Już 4 razy pisałam ten komentarz i za każdym razem się kasował... Więc krótko : jest świetnie, czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Kłótnia Phila z ojcem, to jakbym swoich rodziców słyszała. To znaczy w domu nikt mnie od debili nie wyzywa (w sumie, nie ma do tego podstaw, że tak nieskromnie powiem :P), ale chodzi mi o sam klimat. Bo widać, że są na niego źli, że działa poniżej swoich możliwości, ale jednocześnie wynika to z ich troski o niego. Ale na miejscu Phila nie stawiałabym tylko na skoki. Po pierwsze nie idzie mu fenomenalnie (jeżeli skonfrontujemy to z rzeczywistością, to well... XD), a po drugie nie można wykluczyć przypadków losowych typu kontuzja. I wtedy papa sport, trzeba znaleźć inny sposób na życie. A do tego matura już może być potrzebna (jakkolwiek działa norweski system edukacji).
    "Nie widzisz problemu? Naprawdę nie widzisz problemu?" - cholera, to słyszę aż za często. To jest ten moment, kiedy rodzice myślą, że ich dzieci nie rozumieją, choć tak naprawdę rozumieją, ale maja inne podejście do sprawy. Tylko, że Phil naprawdę nie widzi problemu, nie myśli przyszłościowo.
    Ale w tym wieku, każdy myśli, że jest najmądrzejszy i wszystko rozumie.
    Ah, i jeszcze ta "iluzoryczna więź z rodzicami". Mnie takie rodzinne sprawy zawsze bardzo tykają. Np. na dramatach, nie rozczula mnie śmierć bohatera, ale jak się ojciec godzi z córką to płaczę jak mops. więc tu tego, smutno mi się zrobiło.

    Słowa "matury były zadziwiająco łatwe" brzmią mocno podejrzanie XD. Nie ma czegoś takiego jak łatwa matura, bo zawsze może być wredny klucz, o! Nie daj się zwieść, Ala!
    Taaak! Nie ma lepszego uczucia na świecie, niż wyjście z sali po ostatnim egzaminie! Jeszcze jeśli te ostatni to ten najtrudniejszy i/lub najważniejszy!
    Ale Ala nie potrafi się tym cieszyć, bo wciąż dręczy ją ten nieszczęsny wypadek. Ja też mam wrażenie, że Phil o tym zapomniał, ale chyba tak naprawdę zagłusza to po prostu lepiej niż Ala. Faktycznie dobrze się bawi w jego towarzystwie, ale są do siebie zbyt podobni, nie równoważą się i dlatego nie wróżę im przyszłości. Zresztą po tym wszystkim, Ala już raczej nie będzie utrzymywać kontaktów z Norwegiem.
    O, Michał. Coś dużo tych chłopaków dookoła Ali (i kto to, kurde, mówi, nie? XD). Sama przyznaję, że już jej nie sprawia przyjemności rozstawianie po kątach swoich rycerzyków, gotowych zrobić dla niej wszystko. Czyżby Ala... dorosła? Dostrzegła co jest ważne w życiu (czy tu miał być kontrast z wciąć lejącym na wszystko Philem?).
    A mimo to, wybiera się na imprezę. Żeby się trochę rozerwać, odciągnąć smutne myśli. Może zapomnieć o norweskich kolegach i pobawić się trochę na własnym, bezpiecznym podwórku? Stara się wrócić na stare tory i to gwałtownie, bo jeżeli wybiera się do apteki to chyba nie po 2KC, co nie?
    Aczkolwiek, czy to bardziej zapobiegawczo, czy też...?
    Czy też moje gdybania z bardzo, bardzo, bardzo wczesnych etapów komentowania (na dodatek chyba średnio zwerbalizowane, ale cały czas mi chodzi to po głowie) są jak najbardziej trafne? Cóż, zaraz zobaczę (albo i nie).

    Tak się właśnie zastanawiam czasami, czy młodsi zawodnicy muszą spełniać jakieś edukacyjne wymogi, by mogli jeździć na zawody (taki Domen i zadanie z pszyrki na przykład :P). Tak czy siak, pewnie jak się rodzic wnerwi, że dziecko sobie za bardzo bimba to używa autorytetu trenera (btw trener ma często większy autorytet niż rodzic). Nic więc dziwnego, ze pan Sjoeen poszedł do Stoeckla i wywalił co mu leży na wątrobie. A Phil potem zebrał od trenera i chyba trochę otrzeźwiał, choćby minimalnie.
    A Forfi ma nadal takie dobre serduszko i chce pomóc koledze, choć ten go ma głęboko w rzyci. Nawet jeśli próbuje w sobie zahamować ten odruch. Bo Phil faktycznie jest debilem. Ale nie takim całkiem skończonym. I może jeżeli ładnie Forfanga poprosi, to ten jeszcze mu pomoże się z tą matmą wygrzebać?

    CDN

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam.
      I powiem Ci szczerze - choć Tobie się to pewnie nie spodoba - że wiedziałam to od samego początku, od pierwszy rozdziałów. A może nawet sam tytuł "niedorośli" mi to zasugerował?
      Nie czuj się szybko rozszyfrowana, ale takie myśli już od dawna chodziły mi po głowie. Zwłaszcza po tym jak poznałam styl życia Ali. I póki to ona pociągała za sznurki, to ona była osobą rozdającą karty - miała wszystko pod kontrolą. Ale w Norwegii wpadła jak śliwka w kompot i już jej tego opanowania zabrakło. Przyszła chwila zapomnienia no i efekt jaki jest, każdy widzi - dwie kreski.
      Pytanie tylko jak Ala sobie z tym wszystkim teraz poradzi. Czas dorosnąć, i to szybko.Ale nie tylko ona będzie musiała dorosnąć. Dorosnąć musi także Forfang (prawda...?), który żyje sobie w Norwegii z stanie błogiej nieświadomości. A on do brania odpowiedzialności może wcale nie być taki chętny - w końcu Ala nie potraktowała go najlepiej, mówiąc krótko, trochę go olała. Nawet bardziej niż "trochę". Z drugiej strony Frofang to taka urocza owieczka, która Ali samej w potrzebie nie zostawi... choć ta znajomość też go nieco zmieniła, zahartowała, nauczyła stawiać opór.
      Ale... są sprawy ważne i ważniejsze.
      (duży plus dla Ali za zgaszenie tego papierosa!)
      No, jestem bardzo ciekawa, jak to się wszystko rozwinie. Bo a nuż zafundujesz nam tu jeszcze jakiś zwrot akcji, hm?
      Czekam na następny rozdział! Nie każ nam długo się niecierpliwić! ;)

      PS: Kurczę długo już to piszesz :O Chyba tylko dzięki Tobie niektórzy jeszcze pamiętają o Sjoeenie.

      Usuń
  5. Jest dziwna godzina (zaczynałam ten koment wczoraj w nocy, stąd ten dziwny początek :P), ale w sumie przez te słoweńskie zarazki mój poziom myślenia jest niezmienny bez względu na godzinę, więc zaryzykujmy. Najwyżej się przerazisz tym, co ja tu nawypisuję. Szczególnie że my z Norami to się ostatnio tak BARDZOOO lubimy, że aż przez nich polubiłam Krafta (tak, przez nich i nikogo więcej :P). Ostatnio zauważyłam jednak, że Frans wciąż mi się bardzo mocno kojarzy z tą historią i jakoś tak mi się zdarza zamiast gęby Forfanga to widzieć buźkę szwedzkiego małolata :P Natomiast z jechaniem po Sjoeenie jakoś nigdy nie mialam większych problemów.
    Zacznę jednak od tego, że jestem jak: WOW, WOW, WOW... ŻE CO, PROSZĘ??? Może i jakoś bym tę ciążę przewidziała, bo przecież wiadomo było, że ta sielanka wiecznie trwać nie będzie, że w końcu coś runie i rozwali ten ich nastoletni świat w drobny mak, no ale po ostatnim rozdziale myślałam, że to już się stało, że ten wypadek to było to wielkie bum. No bo przecież było. Jak żyć ze świadomością, że być może pozbawiło się kogoś życia, albo możliwości normalnego funkcjonowania? Widać było - przynajmniej po Ali, chociaż Philipa też ruszyło, nie będę mu odmawiać tej cząstki człowieczeństwa tylko dlatego, że całokształtem mnie od siebie odpycha - że mocno to nimi wstrząsnęło, że wraca to do nich w każdej możliwej i często dość nieodpowiedniej chwili. U Alicji wyraźnie znikła ta beztroska, a Sjoeen przynajmniej przy tej tablicy zachowywał się całkiem odpowiednio do sytuacji, w której się znaleźli ze względu na wypadek. Nie dziwę się, że w tamtej chwili zachował się opryskliwie i olał nauczycielkę, ale nie oszukujmy się, na to co się stało, zapracował sobie znacznie wcześniej i znacznie więcej niż jedno zrozumiałe dla niego i dla nas - czytelników - zdarzenie. I jedyne co mi przychodzi do głowy, kiedy myślę o tej całej sytuacji Philla z matmą, to to,co powiedział Forfang przy pytaniu o kompletnego debila. Z tym wyjątkiem, że ja nie byłabym aż tak miła i stwierdziła, że owszem, jest KOMPLETNYM DEBILEM! Może nie tak umysłowo, bo umysłowo sobie całkiem chyba radzi, ale jest odpychającym, życiowym matołem, który wręcz chce udawać kompletnego debila, bo tak mu się łatwiej żyje.
    No i dlatego też zupełnie nie byłam przygotowana na to, że w zaledwie następnym rozdziale zrzucisz na nas kolejną bombę. Może nawet większą... w sumie ciężko mi to porównać, chyba dlatego że tak do końca nie wiadomo, co stalo się z tym człowiekiem, którego potrącili. Jeżeli go zabili, to chyba nawet nastoletnia ciąża nie jest w stanie tego przebić. No ale właśnie... mamy nastoletnią ciążę. Aż się boję, co zrzucisz biednej Alicji na łeb kolejnym razem. Chyba że teraz będzie jakieś bom łączące Forfanga i Sjoeena. No bo wypadek to Ala i Sjoeen, ciąża to CHYBA Ala i Forfang, więc brakuje jakiegoś kataklizmu wspólnego dla obu panów, bo rozwalenie przyjaźni to chyba aż takie wielkie bum nie jest.
    Po tym rozdziale stwierdzam jednak, że Phillip nie potrafi dorosnąć. O ile w poprzednim było mi go nawet szkoda i byłam w stanie zrozumieć jego zachowanie, to tutaj wrócił ten głupkowaty szczyl zapatrzony tylko w siebie. Ala dorosła i to bardzo, Forfang ma złamane serduszko, ale w sumie wciąż jest tym uroczym, nieporadnym i milym chłopcem (zobaczymy, co się stanie jak Alicja odważy się powiedzieć mu prawdę), natomiast Sjoeen to się chyba cofa w rozwoju zamiast dorastać. Ta jego rozmowa z rodzicami to był po prostu żal nad żale, tzn chodzi mi o jego postawę, bo Ty napisałaś to świetnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ten chłopak w ogóle sam siebie słyszał, co on piepr*ył? No ludzie, ręce mi opadły i dziwiłam się, że jego rodzice aż tak dzielnie to znieśli, bo ja bym gnojowi po prostu przyrżnęła i to tak, żeby zapamiętał raz na zawsze! Plus zagroziła, że albo się zacznie uczyć i zda maturę albo koniec ze skokami. I nie ma, że jest dorosły. Jak jest dorosły, to sio zarabiać na swoje skakanie! Eh, ehhhhh, nie trawię gościa, którego nam tu wykreowałaś. No po prostu mam ochotę wejść w to opowiadanie i nim potrząsnąć, albo mu dać po gębie kilka razy. Ale to znaczy, że świetnie go tworzysz, bo wzbudza naprawdę żywe emocje.
      Ciekawa jestem, bardzo ciekawa jak Ala sobie z tym wszystkim poradzi, no i jak Johann zareaguje na taką rewelację. No bo chyba nie planujesz nam tu kolejnego, wielkiego BUM i się okaże, że to, iż w tekście nie było pokazanego zbliżenia Alicji i Phillipa, nie znaczy iż takowego nie było. Nieeee! O ile jeszcze Johann jakoś tam nadaje się na ojca, to sorry, ale Sjoeen to brzmi jak kiepski dowcip. Na miejscu Ali w takim wypadku chyba bym zaczęła myśleć o czymś bardzo złym. Nie, nie, nie! Zupełnie nie biorę tego pod uwagę. Była scena Ali i Johanna, a z Phillipem tylko się całowali. Nic więcej! Tatuśkiem jest Forfang i tego się trzymam.
      Ciekawa jestem, bardzo ciekawa, jak to teraz wszystko się potoczy, bo wywróciłaś tym dzieciakom życie do góry nogami i już nic nie będzie takie samo – chyba ze moja nienawiśc do Sjoeena. Dlatego proszę o kolejny odcinek jak najszybciej.
      I przepraszam za jakość tego co tu nawypisywałam, szczególnie że po tak długim czasie przybywam i wypadałoby w zamian napisać coś porządnego :(
      Czekam na nowych ciołków :D

      Usuń