piątek, 21 kwietnia 2017

Chapter 11

Gabinet ginekologa skojarzył się jej z tymi, w których przyjmują dentyści. Sterylna biel, oślepiające lampy, lśniące krzesełka.
Okropność.
Nawet fotel był podobny, z tym, że to nie strona na głowę była uniesiona. Prawie że roześmiała się nerwowo na tę myśl, choć przecież w jej sytuacji absolutnie do śmiechu jej nie było. A chwilę później leżała na tym fotelu, wsłuchując się w słowa lekarki jak w wyrok.
- Gratuluję, jest pani w ciąży.
Gratuluję.
Teraz to się dopiero zabawnie zrobiło. A przecież nie musiała nawet tego mówić - brzuch powoli stawał się naprawdę widoczny. Zacisnęła dłonie, wpatrując się w mały punkcik na ekranie, który pani doktor uparcie nazywała jej dzieckiem. Nagle przerwała opowieść o tym, co dzieje się z tym punkcikiem i spojrzała na Alę macierzyńskim wzrokiem.
- To była wpadka, prawda? - zapytała serdecznie.
Dziewczyna kiwnęła lekko głową, wpatrując się intensywnie w jakąś niewidzialną plamkę na ścianie.
- Boisz się?
Znów przytaknęła, nie odrywając wzroku od ściany. Lekarka westchnęła cicho.
- Porozmawiamy chwilę, dobrze? Ubierz się.
Kilka minut później Ala siedziała przy biurku i wciąż zaciskając nerwowo dłonie słuchała uspokajających słów lekarki.
- I naprawdę nie jesteś pierwszą młodą matką. Wszystko będzie dobrze. A... ten chłopak? Wie już?
Ala pokręciła przecząco głową, rumieniąc się jeszcze bardziej.
- Nie. Nie powiedziałam mu.
- A masz zamiar?
Milczała, przygryzając nerwowo wargę.
- Możesz na nim polegać? - ginekolog próbowała podjąć temat z innej strony.
- Widzi pani... To skomplikowane...
- To zawsze jest skomplikowane - zauważyła rzeczowo lekarka. - Jeszcze nie spotkałam kobiety, która zachodząc w ciążę uważałaby, że od tej pory wszystko będzie łatwiejsze. Oczywiście, że nie będzie. Jeszcze nie raz i nie dwa będziesz płakać z bezsilności albo zmęczenia. Ale właśnie dlatego tak ważne jest, żebyś miała przy sobie ludzi, którzy cię wesprą i pomogą. Przemyśl to. Ten chłopak zasługuje na to, żeby wiedzieć. W końcu to też jego dziecko.

*

Uwielbiał mieć nad wszystkim kontrolę. Bawić się, ale wiedzieć, że jest panem sytuacji. Tymczasem w ostatnim czasie wszystko się skomplikowało. Najpierw ten cholerny wypadek, później matematyka, a na koniec problemy ze skokami. I jako wisienka na torcie - Ala. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się, żeby jakaś dziewczyna siedziała mu w głowie tak długo. Złapał się na tym, że na ulicy odwracał się na widok długich jasnych włosów, a radosny, dźwięczny śmiech brzmiał w jego uszach niczym sygnał alarmowy. Ale za każdym razem były to tylko dziwne złudzenia, marne substytuty, zwyczajne zbiegi okoliczności. Naprawdę starał się jakoś sobie z tym radzić, choć zupełnie mu to nie wychodziło. Chodził na imprezy i zaliczał kolejne laski. A jednak jakoś przestawało go to bawić. Żadna, absolutnie żadna dziewczyna nie wzbudzała w nim takich emocji jak Ala. Jakie to było, kurwa, dziwne. Czuł się totalnym desperatem, ale tak naprawdę miał ochotę wsiąść w samolot i polecieć prosto do Polski. Olać te głupie wydarzenia z ostatniej nocy wymiany i zwyczajnie zapytać, czy nie skoczyłaby z nim na imprezę. Albo do kina. Albo do łóżka. Gdziekolwiek. Bo inne skoki też nie bardzo mu wychodziły. Oczywiście ojciec zrzucił winę za niedopuszczenie go do matury na treningi - cóż, Phil znał ten sposób postępowania doskonale - sam również niezbyt lubił się przyznawać do tego, że coś zawalił. A w tym przypadku zawalił ewidentnie. Choć może byłoby lepiej i łatwiej... o tak, łatwiej na pewno, gdyby po prostu podkulił ogon i grzecznie przeprosił za te swoje trudne relacje z matematyką. Ale, do cholery, to przecież było jego życie! Był dorosły i miał prawo popełniać błędy. Nikomu nic do tego. Tylko, niestety, musiał również ponosić konsekwencje tych błędów. A to okazało się niezbyt przyjemne. Bo, w jakiś magiczny sposób, niedopuszczenie do matury doprowadziło go do wylotu z kadry A.
Stoeckl nigdy nie wymagał od nich doktoratów, ale zawsze powtarzał, że życie nie kończy się na skokach i muszą w siebie inwestować. Brzmiało to oczywiście bardzo pięknie i niezwykle wzniośle, ale Phil niezmiennie miał to w dupie. Aż nagle okazało się, że trenerowi rzeczywiście na tym zależy. Powiedział Sjoeenowi kilka ciepłych słów o braku motywacji, opierdalaniu się, coraz gorszych wynikach i zerowym wykształceniu. I zaprosił go do drużyny, kiedy jednak postanowi zdać maturę. Zajebiście.
A przecież właśnie teraz, pomijając same aspekty dotyczące tego, że kochał skakać, przydałoby się mu być w kadrze. Bo za miesiąc odbywały się zawody Letniej Grand Prix w Wiśle. A z Wisły nie jest przecież tak daleko do Krakowa. I do Ali. I bardzo dobrze brzmiałoby, że wpadł ot tak, przejazdem. I nawet za bardzo nie mijałoby się z prawdą.
A tak? Nawet nie było go w tym momencie stać na bilet. Co za żenada.

*

Nie pamiętał, kiedy - i czy kiedykolwiek - jakieś zawody Letniej Grand Prix wzbudzały w nim tyle emocji. Nie zdarzyło mu się jeszcze z żadnymi wiązać takich nadziei. Choć, w gruncie rzeczy, te nadzieje nie dotyczyły samych konkursów, a dnia po nich. Johann był niesamowicie dumny ze swojego planu. Postanowił odwiedzić Alę i poważnie z nią porozmawiać. Wciąż uważał, że jest nieprawdopodobnie onieśmielająca, ale uznał, że to jedyne rozwiązanie, które może dać mu jakąkolwiek nadzieję. Bo pisanie, a nawet dzwonienie nijak nie mogło się równać z poważną rozmową twarzą w twarz. Obawiał się, że Ala po prostu go wyśmieje, ale jednocześnie czuł, że nie może nie wykorzystać tego, że jest tak blisko. Bo okropnie za nią tęsknił. A teraz siedział w jakimś telepiącym się busie i był już niemalże u celu podróży. Zadziwiające, jak doskonale pamiętał całą drogę do jej domu. Wysiadł na przystanku i poprawił spadającą z ramienia torbę. Była dość ciężka, mimo iż cały sprzęt narciarski powierzył swoim kolegom wracającym prosto do Norwegii. Zapowiedział trenerowi, że ma kilka spraw do załatwienia w Krakowie i obiecał, że dołączy do ekipy najpóźniej za dwa dni. Nie usłyszał słowa sprzeciwu i szczerze go to ucieszyło - chociaż jeden etap załatwiania tych spraw poszedł gładko. Spodziewał się, że później będzie tylko trudniej.
Po mniej więcej pięciu minutach marszu poboczem dotarł pod dom Alicji. Tak. Pierwszy raz w życiu postąpił nierozsądnie, zupełnie lekkomyślnie i poszedł za głosem serca. A właściwie zachowywał się tak nieprzerwanie od momentu poznania Ali. I naprawdę go to przerażało.
Popchnął lekko furtkę i wszedł na podwórko. Jeszcze kilka kroków i już stał przed drzwiami, naciskając dzwonek. I nagle naszła go okropna, ale jakże prawdopodobna myśl - Ala przecież mogła gdzieś wyjechać. Na pewno zdała doskonale maturę i powinna teraz wypoczywać w jakichś ciepłych krajach. I pewnie przyjechał tu na darmo. Pocałuje klamkę i będzie musiał wrócić do domu, wciąż nic nie wiedząc.
I w tym momencie otworzyły się drzwi. Zobaczył Alę. Taką śliczną. Taką uroczą. Miała na sobie jakiś luźny podkoszulek i krótkie spodenki, a włosy związane w niedbałego kucyka - a i tak była najpiękniejsza na świecie. Najpierw uchyliły się jej usta, a potem zamrugała dwa razy. Chciała, żeby zniknął czy co?
- Co tutaj robisz?
O tak, to powitanie tylko potwierdzało jego hipotezę. Byłoby najlepiej, gdyby się rozpłynął. Po co on tu w ogóle przyjechał? Co on sobie wyobrażał?
- Chciałem... chciałem cię odwiedzić.
O Boże, jak to w ogóle brzmiało. Powinien był przemyśleć, co jej dokładnie powie.
- Jak się chce przyjechać, to najpierw się dzwoni.
- Dzwoniłem... kiedyś. Nie odbierałaś. I właśnie dlatego przyjechałem.
Ala lekko się zarumieniła. Chyba pierwszy raz w historii ich znajomości to nie on przybrał buraczkowy kolor.
- Może wejdziesz? - zapytała, zupełnie jakby nie usłyszała jego poprzedniej wypowiedzi. - Mama jest w pracy, więc możemy usiąść i... no... porozmawiać.
Johann skinął głową i wszedł za Alą do środka.
- Napijesz się czegoś?
- Może być sok... czy tam woda... właściwie obojętne... - zaplątał się.
Atmosfera była dziwnie nerwowa, choć nie byłby w stanie wytłumaczyć - dlaczego. Widział jednak doskonale, że Ala nie jest zadowolona z jego obecności. Rozumiał, że być może ją zaskoczył, ale zupełnie nie mógł pojąć, z czego wynikała ta niemalże wrogość. Wrogość i zdenerwowanie. O tak. Siedziała przy stole naprzeciw niego, zaciskała palce na kubku i gryzła wargę. Przed oczami stanęła mu w ramach kontrastu scena sprzed kilku miesięcy, kiedy przy tym samym stole uroczo z niego kpiła i posyłała mu słodkie uśmiechy. Cóż takiego się wydarzyło, że aż tak bardzo zmieniło się jej nastawienie?
- Jak ci poszła matura? - zapytał, szukając możliwej przyczyny jej złego nastroju.
- W porządku - odpowiedziała, unikając jego wzroku.
Nie no, to było bez sensu. Johann wziął głęboki wdech i przygotował się na trzęsienie ziemi.
- Ala - zaczął. - Bardzo za tobą tęskniłem. Przyjechałem, bo myślałem, że... że może ty też coś do mnie czujesz. Przecież... - zrobił długą pauzę. - Przecież nie idzie się z kimś do łóżka bez powodu, prawda? - zakończył niemal błagalnie.
Ala najpierw niesamowicie zbladła, a po chwili przybrała zielonkawy kolor. I nagle wybiegła z kuchni. A Johann kompletnie nic z tego nie rozumiał.

*

Siedziała w łazience już chyba z dziesięć minut, ale nie potrafiła się pozbierać i wyjść do Forfanga, żeby słuchać jego dalszych wyznań. Cała ta scena wydawała się jej jakaś irracjonalna. Skąd on się tu w ogóle wziął? Po prostu sobie przyjechał? Tak się nie robi! Ona nie była gotowa na takie wstrząsy! Samo wspomnienie przyczyny jej aktualnego stanu spowodowało, że jej organizm się zbuntował. Przecież poranne mdłości to za mało, dołóżmy do tego również popołudniowe. Ala spojrzała w lustro. Cóż, jej twarz była lekko zaokrąglona, podobnie zresztą jak i brzuch, ale skoro mama jeszcze niczego nie zauważyła, Johann też nie powinien.
- Ala, wszystko w porządku? - Forfang stał pod drzwiami, gotowy w każdej chwili do niesienia pomocy. Nie potrzebowała tej pomocy. A już na pewno nie od niego.
Wyszła na zewnątrz.
- Tak. Po prostu się zdenerwowałam.
Wydawał się przygnębiony.
- Czyli wspomnienie tego, co między nami było... powoduje u ciebie tylko zdenerwowanie, tak?
- Nie dramatyzuj - uśmiechnęła się krzywo. - Na tym polega życie - wyminęła go i weszła do kuchni. - Ludzie się spotykają, dobrze razem bawią, a potem każdy idzie w swoją stronę.
- Ala... - głos uwiązł mu w gardle. - Naprawdę tak uważasz?
- Naprawdę.
Pierwszy raz w życiu czuła się tak podle. Wiedziała, że ten chłopaczek był w niej zakochany po uszy i że w tym momencie nieodwracalnie łamie mu serce. Ale sytuacja stała się zbyt poważna, żeby wciąż bawić się w niewinne flirty. Czasy niewinności już dawno minęły.
- Popatrz na to inaczej - odezwała się po chwili kompletnej ciszy, - To i tak nie miałoby sensu. Ja mieszkam tutaj, ty w Norwegii... Zresztą prawie w ogóle się nie znamy. Nic nas nie łączy.
Prawie nic.
- Ale przecież moglibyśmy spróbować, prawda? Mogłabyś do mnie przyjechać, są wakacje.
- I co? Jeść obiadki z twoją matką? Nie, dzięki.
Johann zarumienił się i spuścił wzrok.
- Wciąż jesteś zła na moją mamę?
- Nieważne. To nie ma nic do rzeczy. Po prostu nie widzę dla nas żadnej przyszłości.
- Ale może kiedyś...
- Nie. Nigdy.
- No tak... - Johann kiwnął głową. - Przecież od początku wiedziałem, że to się tak skończy. Chyba... chyba już pójdę.
- Tak będzie najlepiej - powiedziała i poczuła, jak okropnie palą ją policzki. Ze wstydu.
Forfang chwycił plecak i bez słowa wyszedł z domu. Przez okno zobaczyła, że wyciera dłonią oczy. Pierwszy raz w życiu pomyślała, że łamanie serc jednak nie jest tak przyjemnym zajęciem, jak kiedyś się jej wydawało.
__________

Sama nie wiem, co myśleć o jakości tego rozdziału. Poprawiając go, wylałam na niego wiadro pomyj, ale mam nadzieję, że może jestem trochę przewrażliwiona i że jednak nie jest aż tak tragicznie. W każdym razie zostawiam Wam go do oceny.
P.S. Jeśli jednak jest bardzo żenujący - walcie śmiało.

6 komentarzy:

  1. No już się bałam, że chłopcy wpadną do Ali w tym samym momencie :P
    Szkoda, że Ala nie powiedziała Forfangowi, że będzie tatą :(
    Myślę że chłopak by się zdziwił, ale po czasie napewno by się ucieszył ;)
    Za to jego mama chyba zawału by dostała :P
    No nic czekam na następny :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Idealne imię dla dziecka - Stefan albo Stefania!

    OdpowiedzUsuń
  3. Trochę mi zajmie dotarcie do ciołków, ale wiadomo, że ostatnio niezbyt wesoło, więc będę tak sobie skrobać komentarz po troszeczku. I muszę zacząć od powiedzenia po raz kolejny, że fascynuje mnie Ala. Cholernie ciężko rozgryźć co w tej dziewczynie siedzi. A może sęk jest wlasnie w tym, że tu nie ma nic do rozgryzania. Po prostu po świecie przechadzają się przedstawiciele tego skomplikowanego gatunku ludzi, którzy czują chyba dwa razy mocniej niż inni, a jednocześnie milion razy bardziej starają się to ukrywać przed światem. I to nie jest ta - jakże typowa - maska pozorów tylko coś więcej. Poczucie, że o pewnych rzeczach się nie gada i pewne sprawy są nie dla nas. Ten typ osobowości, co zresztą tu widzimy, może dość mocno wykończyć swoje otoczenie. Ale wykańcza też siebie. Tylko czy na końcu danego okresu życia, przynosi mu to tryumf czy spadek na dno? A może to kwestia ślepego losu i charakterek jedynie pozornie wpływa na to, co nam pisane? To chyba są pytania, do których lepiej zdecydowanie będzie odnieść się w czasie komentowania epilogu.

    Gabinet ginekologiczny. Skojarzenie z dentystą chyba dość uzasadnione, o wszystkie przychodnie lekarskie wyglądają i pachną podobnie. Z tym, że co świetnie pokazałaś między słowami, opisując nam uczucia Ali, jest pewna różnica. Do stomatologa chyba nikt nie lubi chodzić, to taki przykry obowiązek. A wizyty ciążowe są już znacznie mniej jednoznaczne. Mogą być największym koszmarem życia. Ale mogą też stanowić, choć to pewnie infantylnie trochę brzmi, najwspanialsze chwile, które spajają i wzmacniają związek dwójki ludzi. No i pewno patrzenie w poczekalni na takie parki, dla przyszłej samotnej matki, kompletnie nieplanującej przyjścia na świat jakiegoś małego człowieczka, widok takich rozanielonych parek to dodatkowy cios. Choć w przypadku Ali i to nie jest jednoznaczne, bo przecież zamyka sobie nawet czysto hipotetyczną szansę na taki stan rzeczy. Ale o tym może za chwilkę.
    Widać w niej coraz więcej takiej dojrzałej goryczy, z którą przyjmuje 'gratulacje'. W zasadzie już od wypadku to było zauważalne, a teraz tylko ów stan rzeczy postępuje coraz to dalej i dalej. Bo skoro pada tu zdanie, że brzuch stawał się coraz bardziej widoczny to trochę czasu minęło (choć Forfang raczej tego brzucha nie zauważył, ale to można tłumaczyć po prostu będącym wielkim synonimem spostrzegawczości słowem 'facet'). Więc pozostawiłaś nam w sferze wyobraźni to jej informowanie wszystkich o ciąży. A pewnie to też przyniosło wiele rozczarowań, nawet jeśli nie ze strony najbliższych, to reszty świata. No chyba, że to ciągle tajemnica i skoro nie powiedziała jemu to pozostałe osoby, które wymieniła w poprzednim rozdziale też żyją ciągle w nieświadomości, myśląc że przytyła troszkę ze stresu przedmaturalnego. W sumie nie wiem czy gorsze już te plotki i wymowne, ciekawskie spojrzenia, czy tłamszenie prawdy w sobie.
    'I wcale nie będziesz pierwszą młodą matką'. Co prawda to prawda, ale jak komuś się wali świat to zawsze wydaje mu się, że jego sytuacja ma w sobie coś wyjątkowego. Tacy już jesteśmy.
    W każdym razie ta lekarka chyba ma już dość spory staż pracy i niejedno widziała, bo mówi do Ali prosto i dość sensownie. Bo przecież ona nie wyleci z tym dzieckiem w kosmos. Dookoła są ludzie, zawsze gdy dobrze się poszukać, to znajdzie się przynajmniej jedna osóbka chętna do pomocy. Tylko tłumacz to komuś, kto zawsze był silny i przyzwyczaił się, że ciągnie za innych jak za sznureczki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Plus kluczowa kwestia - Forfang. Bo wiadomo, że to dziewczyna w takiej sytuacji ponosi większą odpowiedzialność za swoje czyny. Ona nie może uciec, machnąć ręką, czy powiedzieć 'to nie moje'. Ale jednak fakt jest faktem, do łóżka idą dwie osoby. I facet też ma prawo do decyzji. Do jakiegoś przygotowania się na to wszystko. I do miłości. Bo obowiązek to mogą być alimenty. Natomiast miłość zawsze jest wyborem. Alicja nie powinna mu odbierać szansy na poznanie prawdy. Jemu i temu dziecku. A w sytuacjach, gdy bardzo boimy się czegoś komuś wyznać, często działa banalna zasada 'bo z czasem będzie tylko gorzej'. Niezależnie od skutków, szczerość jednak od czegoś uwalnia.

      No dobrze, to przejdźmy do pana doskonałego, któremu życie zaczęło wreszcie dawać w dupę, ale on sam jest ciągle równie mocno irytujący co wcześniej. Niby przyznaje się, że zawalił, ale ciągle szuka milionów usprawiedliwień. Wyleciał z kadry bo ojciec pogadał ze Stoecklem? No cóż... Gdyby naprawdę był w wybitnej formie i wybijał się na tle zespołu, to nawet brak świadectwa ukończenia podstawówki nie przeszkadzałby mu szczególnie w utrzymaniu się w kadrze A. Zresztą na zapleczu też można trenować, można się przebijać i można startować. A do matury można podejść za rok, przecież nikt od niego nie wymaga żadnych wybitnych wyników, tylko minimum, za które dostaje się papierek zwany świadectwem dojrzałości. Ale skoro ktoś woli głośne imprezy i zaliczenie kolejnych panienek to cóż. Taki jego wybór. Gada, że już go tak to nie bawi, jednak nawet raz przez myśl mu nie przeszło, że mógłby tak po prostu przestać i spróbować jak to jest z tą monogamią. Bo fascynuje go Ala, bardzo fascynuje. A wątpię czy tydzień by w czysto hipotecznym związku na odległość, bez zdrady wytrzymał. I może to już wyłącznie kwestia tego, że od początku tej historii chce mi się go wysłać kopniakiem na Syberię, ale jak padło to przekreślone 'albo do łóżka' to pomyślałam sobie, iż jego najbardziej ze wszystkiego nakręca to, że nigdy się z Alicją nie przespał. I to go właśnie boli, bo fakt ów niszczy mu stuprocentowy współczynnik zaliczania dziewczyn, na które ma ochotę. W każdym razie gada czego by chciał, co by zrobił... A w istocie stoi w miejscu, tak sobie gorzkniejąc. Bez ani jednego kroku na przód.
      I na dodatek ciągle wisi w powietrzu kwestia tego wypadku. Coś mi się nie chce wierzyć, że tak to sobie zostawisz, utrzymując Alę, Sjoena i nas już na zawsze w niepewności. Czuję, że to wróci ze zdwojoną siłą w najgorszym możliwym momencie i jeszcze przyjdzie im za to zapłacić. Pytanie czy oby wszyscy wytrzymają tą sytuację psychicznie. Bo już teraz granice zburzenia własnych, życiowych zasad są już mocno nagięte. U całej trójki, choć Forfang ciągle żyje w błogiej nieświadomości. Wielu faktów.

      Oj ten biedny, biedny Johann. Siedziałam jak na szpilkach, bardzo szybko pochłaniając tekst, gdy czytałam po raz pierwszy tą scenę. Byłam pewna, że nadszedł idealny moment na informacje o ciąży i ciekawiło mnie jak zareaguje. Czy wyjdzie z niego ta dziecinna poczciwość, czy jednak przeważy gorycz, zawód i strach. No ale na to sobie jeszcze poczekamy.
      Złapał się jedynej możliwej nadziei, stawiając wszystko na jedną kartę. Albo może bardziej chciał nieświadomie pożyć troszkę chwilą? W końcu raz jechał już do Ali gdy byli pokłóceni i ich relacje wydawały się bardzo dalekie od ideału. A jednak wszyscy wiemy jak to się skończyło. Więc kto powiedział, że historia nie lubi się powtarzać? No cóż. Los, który zadecydował tak, a nie inaczej. Może gdyby Ala nie miała żadnych pamiątek po ich spotkaniu, znowu podarowałaby mu noc naiwnej nadziei.
      'Jak się chce przyjechać to najpierw się dziwoni'. Czy to był szok, czy raczej furia? Pewnie nie raz myślała ostatnio o konieczności pogadania z nim, a ten nagle jakby spadł jej z nieba, choć powinien być na drugim krańcu kontynentu (bo raczej wątpię, czy ona pofatygowała się, żeby śledzić jakieś tam składy na LGP).

      Usuń
    2. Nie dało się nie wyczuć tej sztucznej atmosfery między nimi. Zwłaszcza ze strony Ali, bo spięty Johann to akurat zjawisko, które znacznie łatwiej wytłumaczyć. A gdy spytała go, tak bardzo oficjalnie czy nalać mu sok, zaraz stanął mi przed oczami kontrast, w postaci sceny zamawiania przez nich pizzy w tym samym miejscu. Wtedy nawet z banalnej dyskusji o jedzeniu dało się zrobić pole do flirtu. Teraz ten flirt zastąpiła wrogość. I patrząc, że podkreśliłaś tu bezlitośnie nękające dziewczynę mdłości, to można zadać sobie pytanie na ile jej zachowanie wynika z faktu, że hormony buzują, a na ile naprawdę postanowiła wyprzeć się siebie.
      'przecież nie idzie się z kimś do łóżka bez powodu, prawda'. Po tym zdaniu to mi się go już autentycznie żal zrobiło. Bo niby otrzymał już tą swoją małą, życiową porcję goryczy, a jednak ciągle tkwi w nim ten ufny, poczciwy chłopak. Fakt, że wypowiedział te słowa mówi sam za siebie. Słowa - mega przykro mi to mówić jako cholernej, absolutnej romantyczce - w dzisiejszym świecie bardzo, bardzo naiwne. Jakże prościej by było gdyby wszystkie porywy chwil, które czasem nazywamy potem błędami, były obustronnie popełniane z miłości. Wtedy przynajmniej to by miało jakiś logiczny sens.
      'Skoro mama jeszcze niczego nie zauważyła, Johann też nie powinien'. No to mam odpowiedź na swoje dywagacje, przy fragmencie u ginekologa. Ala jest na etapie ukrywania prawdy przed światem i samotnego tkwienia w swoim pogubieniu.
      'Nie potrzebowała tej pomocy. A już na pewno nie od niego'. Czy mi się wydaje, czy ona, choć to jest bardzo niedorzeczne, wini go za swoją ciążę? Zaczynam się obawiać, iż to nie jest szok na jego widok, skutki wpieprzających mdłości lub plan aby powiedzieć mu, że będzie ojcem bez tego elementu bliskości, na odległość, przez telefon albo facebooka. Tylko... Ona sobie wszystko ułożyła do kupy i nie zamierza wyznać mu tego nigdy. I to jest najgorszy możliwy wybór. Bo ok. Ja rozumiem, że nie wierzy w komediowe love story i nie chce się próbować związać z kimś, kogo praktycznie nie zna. W porządku, to jej prawo. Ale decydowanie za nienarodzone dziecko, iż nie będzie mieć ojca raczej przekracza granice wolnych wyborów. No chyba, że ona po urodzeniu chce je komuś oddać, bo nie padają tu jakieś konkretne deklaracje, choć raczej wtedy nie byłoby ciągle mowy o konieczności dorośnięcia.
      Rzuca się jeszcze w oczy, iż Alicja nie wspomina, ani nie myśli nic o studiach. Czyżby była tak bardzo przytłoczona, że przestała myśleć o maturze, wynikach i procentach, a bycie najlepszą zeszło nagle na bardzo daleki plan?
      Chciała tylko, żeby Forfang już poszedł. I co tu gadać załatwiła to dość okrutnie. Chyba zgasiła w nim nadzieję tak gwałtownie, iż on już nie będzie próbował. I jeżeli ona nie zrobi tego decydującego kroku, to... Będzie brutalnie mówiąc pozamiatane.
      Łamanie serc nie jest fajne. Bo my łamiemy ludzi. Ale życie wcześniej czy później może złamać nas.

      No nic, jakiś bełkotliwy wywód mi wyszedł. Pisz szybko ciąg dalszy, bo tu się atmosfera coraz bardziej zagęszcza i ja już chce wiedzieć co dalej.
      Buziaki i wenki :* ❤️

      Usuń
  4. Najpierw zaległości, potem przyjemności, ot co! Choć takie niedorosłe ciołki, to zawsze jest przyjemność! <3
    No tak, wypadałoby w tej sytuacji do ginekologa jak najszybciej dotrzeć. Gabinety lekarskie nigdy nie są miłe, fuj. Też mi się ten fotel tak skojarzył, co jest ze mną nie tak? Xd
    Jakoś tak jest, że ciąży się zawsze gratuluje, choć to przecież nie zawsze jest osiągnięcie, nie? Czasem faktycznie, to efekt długich starań i wtedy uszczęśliwienie rodzice zbierają gratulacje, ale u tak młodej osoby jak Ala to "gratuluje" brzmi bardzo prześmiewczo. "Gratuluję nierozwagi", "Gratuluje ukończenia poziomu >dzieciństwo<", "Gratuluje odwagi, że tu przyszłaś".
    Ale Ala akurat na fajną lekarkę trafiła. Zaraz poskłada dziewczynę do kupy, co nie? No, nos do góry, moja droga.
    Pora zburzyć komuś innemu dzieciństwo.

    Fragment Phila? Zasugerowało mnie to, ale... nieee, tak nie będzie. Nie, nie, nie. Choć kontrast byłby niezły. Phil ma inne zmartwienia związane z Alą. Nadal dręczy go wypadek i na dodatek ta okropna matematyka! No, nieźle go trafiło. Ale sądzę, że Ala na kino i imprezy ochoty nie ma. O pozostałych rzeczach nie wspominając. Sorry, Phil. Dorosła. W trybie natychmiastowym i przymusowym.
    Oj, Filipku. Jak się wali, to się wali. Nie znasz tego? Siądźże ty do tej matmy i pokaż im, na co cię stać!

    Za to Forfang chyba nie wie, w co się pakuje. Ale chyba dobrze się składa, że zobaczy się z Alą twarzą w twarz. Przynajmniej dziewczyna nie stchórzy z wyjaśnieniami, nie? A może wręcz przeciwnie?
    Logiczne myślenie chyba nie jest mocną stroną Forfiego, ale skoro mu zawróciła Ala w głowie, to co się dziwić? Oboje są skrępowani i ja się im nie dziwie, ale to jest takie uroczo-zabawne :P.
    "Nie idzie się z kimś do łóżka bez powodu" - oj, panie Forfang, mało pan wie o życiu.
    A Ala chyba już naprawdę będzie się musiała wytłumaczyć.

    ALICJO NIE-PAMIęTAM-JAK-SIĘ-NAZYWASZ-A-NIE-CHCE-MI-SIĘ-SPRAWDZAĆ! Proszę mi tu go nie okłamywać, tylko natychmiast wyznawać prawdę! Raz, dwa, trzy!
    I rodzicielce też by wpadało powiedzieć, sama tego dziecka nie wychowasz!
    Zdenerwowałam się. Uch.
    Ech. TCHÓRZLIWA TCHÓRZOFRETKA z tej Ali. Jestem oburzona.
    No biegnij za nim, głupia!

    ...idę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń