piątek, 30 czerwca 2017

Chapter 12

Kiedy była dzieckiem, zastanawiała się czasem, jak by to było wychowywać się z ojcem. Mieć komu wręczać laurki dwudziestego trzeciego czerwca, chodzić z nim na spacery, a może do kina, czasem ulepić bałwana. Nie umiała sobie tego wyobrazić. Wydawało jej się to jakimś niemożliwym do spełnienia marzeniem, a z czasem po prostu się z tym pogodziła. Chyba. Nie była już uroczą ośmiolatką z dwoma kucykami, która pełnym ufności wzrokiem spoglądała na mamę, pytając: "Czy tatuś kiedyś do mnie przyjedzie?"
Nie przyjechał. Nigdy. Nauczyła się, że mają z mamą tylko siebie nawzajem. Nie był to może szczyt marzeń, ale nie czuła się z tego powodu gorsza od innych dzieci. Dla niej normalność to był właśnie taki stan rzeczy. Ale czy dla swojego dziecka chciałaby tego samego? Nie była o tym przekonana.
Ostatnia wizyta u tej samej lekarki przed wyjazdem. Chyba że nagle zmieniłaby zdanie. Bo przecież mogłaby o wszystkim powiedzieć mamie. Pewnie by zrozumiała. Sama znalazła się w niemal identycznej sytuacji prawie dwadzieścia lat temu. Ala czuła jednak, że tak będzie najlepiej. Dla wszystkich.
Siedziała w poczekalni, co chwilę poprawiając sukienkę i uciekała wzrokiem od tych wszystkich par, siedzących naokoło. Nie znała ich sytuacji, ale podświadomie czuła, że się wspierają. Żadna z tych dziewczyn nie była zdana tylko na siebie, nawet jeśli wcale nie planowała zachodzić w ciążę. Nagle przez głowę Ali przebiegła myśl, że chyba bardzo wiele traci. Że to nie tak powinno wyglądać. Owszem, czasem zdarzało jej się myśleć o zakładaniu rodziny, kolejnych dzieciach i psie. Tak, koniecznie chciała mieć psa. I przede wszystkim od początku tej przygody... bo przecież była to swego rodzaju przygoda... powinien być obok niej mężczyzna jej życia. Ale była to odległa perspektywa, pozostająca raczej w sferze marzeń. Wcale nie miała ochoty jej przybliżać. Cóż, stało się. Ani psa, ani mężczyzny. Za to coraz większy brzuch, tysiące wątpliwości i samotność. Tak, była z tym wszystkim sama. Był to jej świadomy wybór, ale coraz mocniej zaczynała odczuwać jego minusy. Brak jakiegokolwiek wsparcia dobijał, choć przecież w jej głowie krystalizował się już plan działania na najbliższe miesiące. Może po prostu potrzebowała, żeby ktoś ją przytulił i powiedział jestem z tobą.
Po drugiej stronie korytarza zobaczyła jeszcze jedną samotną dziewczynę. Chyba termin jej porodu wypadał na dniach, bo jej brzuch był wprost gigantyczny. Ali zrobiło się słabo na samą myśl o tym, że również przybierze takie rozmiary. A potem będzie musiała wypchnąć dziecko na świat...
Podeszła do dziewczyny i zajęła krzesło obok. Może jej współczuła. A może chciała usłyszeć, że to nie takie straszne, na jakie wygląda.
- Chyba już niedługo, prawda? - zapytała.
I nawet nie spodziewała się, że w tym momencie zaczęła rozmowę, która miała tak znacząco wpłynąć na jej życie.

*

Szczerze nie znosił chodzić do pracy. Ale nie miał wyboru - rodzice odcięli mu dopływ gotówki, a bunty i obrażanie się na niewiele się zdały. Nagle okazało się, że pieniądze nie spadają z nieba i Phil był tym faktem wysoce zniesmaczony. Później doszedł też do wniosku, że ta nieszczęsna matematyka wciąż się za nim ciągnie. Alex kategorycznie stwierdził, że nie życzy go sobie w kadrze A (Phil wciąż nie dopuszczał do siebie myśli, że wpływ na to mogła mieć również jego beznadziejna forma), a każdy porządny zakład pracy życzył sobie jakiegokolwiek papierka potwierdzającego, że Sjoeen nie jest kompletnym debilem. Niestety tego papierka Phil nie mógł okazać.
Tym sposobem wylądował w McDonaldzie. To było tragiczne. Bardziej męczące niż treningi, nawet te na siłowni. Bardziej irytujące niż kujony w szkole. Bardziej denerwujące niż nieudany podryw. Masakra. Owszem, traktował to jako okres przejściowy, bo miał przecież zamiar wrócić do skoków na najwyższym poziomie, ale na razie to nie ta myśl mu pomagała. W tym momencie miał inny cel. Cel miał zgrabną figurę, blond włosy i imię Alicja. Jeszcze mu nie przeszło. I było to równocześnie przerażające i intrygujące. Nie roztrząsał tego faktu bardziej niż należało, bo bał się, że może dojść do niepokojących wniosków. Lepiej było po prostu brać z tego motywację do zarabiania pieniędzy.
- Przepraszam, Phillip Sjoeen, to ty?!
Nie lubił sytuacji tego typu. Co prawda dziewczyna, która podeszła do kasy, była bardzo atrakcyjna i chętnie zawarłby z nią bliższą znajomość, ale warunki zupełnie temu nie sprzyjały. Jak miał się jej wydać zabawnym, przystojnym i porywającym facetem, skoro stał przed nią w tej głupawej czapeczce i już szykował się do nabicia na kasie ceny jej zamówienia? Niestety to zdarzało się nazbyt często. Z jednej strony świadomość, że jest rozpoznawalny, była całkiem przyjemna, ale z drugiej... anonimowość, jak się okazało, też mogła mieć swoje dobre strony.
- Eee...nie. To jakaś pomyłka - mruknął, chwaląc się z duchu za to, że plakietkę z imieniem jak zwykle trzymał w kieszeni, a nie paradował z nią na piersi przed całym światem.
- Niesamowite! Dałabym sobie rękę uciąć! - drążyła dziewczyna. - Takie podobieństwo!
Phil uznał, że chyba jednak była tępa, ale niespecjalnie mu to przeszkadzało. W swoim aktualnym położeniu życzyłby sobie samych tak naiwnych klientów.
- Co podać? - zapytał, ukrywając znudzenie.
- Sałatkę.
O proszę, kolejna fit idiotka. Pojebało je wszystkie z tymi dietami. Przypomniało mu się jak razem z Alą jedli o północy kebaba i zapijali go piwem. A później wypalili papieroska. A jeszcze później...
Westchnął.
- Trzy dwadzieścia.
- Proszę... - dziewczyna podała mu odliczoną kwotę. - Wiesz, rzeczywiście może trochę się różnicie... Phillip jest chyba wyższy. I szczuplejszy. No ale on przecież skacze na nartach - zachichotała głupawo. - Tak... on to jest dopiero przystojny.
Phil spojrzał na nią z niesmakiem. Właśnie dowiedział się, że jest mniej atrakcyjny od samego siebie. Żenujące.
- Mam na imię Agnes - wyszczerzyła się dziewczyna. Najwyraźniej aż tak jej nie przeszkadzało, że jest mniej przystojny od Phillipa Sjoeena.
- Aha. Sałatka - mruknął i postawił przed nią pudełeczko. A potem zszedł na zaplecze. Zmęczył się już tym byciem kimś innym.

*

Alicja ledwo była w stanie przypomnieć sobie, co mówiła do niej lekarka podczas wizyty. Ciąża rozwija się prawidłowo, ma przyjmować dużo żelaza i chodzić na spacery. To chyba było najważniejsze. Aha, bardzo nie podobało jej się, że Ala ma zamiar wyjechać, bo nie powinno się zmieniać lekarza prowadzącego w trakcie ciąży. Powinno czy nie, ale ona i tak nie miała innego wyjścia. Przysiadła na brzegu łóżka i pomasowała się po lędźwiach. Momentami kręgosłup zaczynał boleć i nie mogła być z tego powodu zachwycona, zwłaszcza zważając na walizkę, która leżała na podłodze i powoli zapełniała się ubraniami. Co prawda nie było tego dużo - Ala nie łudziła się, że za miesiąc wciąż będzie się mieścić w rzeczach bardziej zgrabnych niż worek na ziemniaki - i właśnie dlatego był już najwyższy czas na wyjazd.
Nie mogła na niczym się skupić. Przed oczami znów miała wydarzenia tej okropnej nocy. Na zmianę z twarzą Marty, która usiłowała nie płakać, opowiadając swoją historię.
Bo dziewczyna z poczekalni miała na imię Marta.
A jej historia splatała się z historią Ali.
W pewnym sensie poznanie prawdy było oczyszczające, uwalniające - nie musiała już żyć w tej okropnej niepewności - ale równocześnie pozbawiające złudzeń. Bo o ile wcześniej mogła wmawiać sobie, że na pewno nikomu nic się nie stało, teraz nie było już żadnych wątpliwości. Prawda była brutalna.
Ala wzięła głęboki wdech, usiłując się uspokoić. Wiedziała, że stres może mieć zły wpływ na rozwój dziecka, a im więcej o tym myślała, tym bardziej się denerwowała. I nagle przyszła jej do głowy myśl, być może powodowana egoizmem, ale na pewno nie bezpodstawna - że nie tylko ona powinna się teraz denerwować. Bo nie tylko ona tamtej nocy siedziała w tym samochodzie. I w gruncie rzeczy nie ona go prowadziła.
Tak, Phil powinien wiedzieć, do czego doprowadził. Co później z tą wiedzą zrobi - jego sprawa, ale Alicja czuła, że nie zdoła tego dusić w sobie. Musi z nim porozmawiać. I, co najgorsze, nie jest to rozmowa na telefon.
Podeszła do okna, odruchowo poprawiając bluzkę. Weszło jej już w nawyk zasłanianie brzucha w każdy możliwy sposób. Nawet w domu musiała się pilnować, bo mama mogła coś zauważyć. Ala cieszyła się, że to jeszcze nie nastąpiło, choć nie mogła się pozbyć przekonania, że mama po prostu nie chce nic widzieć. Może czekała na to, aż córka w końcu sama zdecyduje się ją poinformować o tym, że zostanie babcią. Cóż, Ala nie miała zamiaru tego zrobić. Nigdy.
Podniosła z biurka telefon i wyszukała w książce telefonicznej numer Sjoeena. Nie chciała wracać do tego rozdziału swojego życia, choć przecież wciąż jeszcze go nie zakończyła. Wiedziała, że nigdy nie wymaże z pamięci następstw tych kilku dni, łączących ją już na zawsze z Norwegią.
Długo się wahała, nim w końcu kliknęła w ikonkę zielonej słuchawki. Wzięła głęboki wdech i odchrząknęła. Phil odebrał po trzecim sygnale.
- Ala?
- Tak... tak, to ja.
- No niesamowite. Już myślałem, że nigdy nie zadzwonisz.
Ona też tak myślała.
- A jednak dzwonię. Czy jesteś w stanie przylecieć do Polski? - zapytała. - Jak najszybciej, najlepiej jeszcze w tym tygodniu?
W słuchawce zaległa cisza.
- S-serio? - zapytał wreszcie Phillip.
- Bardzo serio. Musimy poważnie porozmawiać.
- Okeeej... Dla ciebie zawsze, mała. Sprawdzę połączenia i dam ci znać wieczorem, więc nie idź spać za wcześnie...
- Świetnie. Dzięki. I cześć - rozłączyła się.
A potem po prostu wybuchnęła płaczem.
__________

Jestem wreszcie - po ponad dwóch miesiącach. Nie wiem, czy ktoś jeszcze czeka, mogę mieć tylko taką nadzieję. Zwłaszcza że powoli zbliżamy się do końca. [I to jest ten moment, w którym żebrzę o komentarze XD]

5 komentarzy:

  1. Ja jestem u zawsze czekam na dalszy ciąg :D Mam nadzieję, że Ala nie pozwoli swojemu dzidziusiowi dorastać bez taty, sama ma przykre wspomnienia i wie jak to jest więc liczę na to, że przekonana samą siebie do rozmowy z chłopakiem.
    Co do Phila to cóż dotknęło go samo życie nie zawsze mamy wszystko podane na srebrnej tacy.
    Jestem ciekawa jak potoczy się rozmowa Ali z Philem, bo na pewno nie będzie prosta, ale życzę jej żeby wszystko poszło dobrze ;)
    Czekam na następny :D
    Pozdrawiam i życzę dużo weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. I oto znowu ja, hehe!
    Miałam swego rodzaju teorię na temat jej dorastania bez ojca, A TERAZ ONA TO ROBI WŁASNEMU DZIECKU!!!
    Tak, będę na nią krzyczeć, dopóki się nie opanuje!
    I, chwila. Czy ona ucieka przed matką? Czy ona jest normalna? Halo!?
    Ooo, a co to za dziewczyna? *trybiki pracują na wysokich obrotach*
    Jeśli nie wyjaśnisz tego w tym rozdziale, to Cię znajdę i będę tak długo nad tobą wisieć, aż nie napiszesz następnego!
    ASIK!!!

    TO PIENIĄDZE NIE SPADAJĄ Z NIEBA JAK TO?!
    Oj, Phil... ja już nie mam do Ciebie sił.
    Już wiem, czemu mówisz o nich "ciołki", totalnie pasuje.
    Nie przeszło mu? Hm, Alicja już nie jest taka zgrabna, Phil. Nadal zainteresowany? :P
    Borze zielony, co za idiotka.
    (Phil. pokarało, sorry Winnetou!)
    A wspomnienia z Alą są fajne, tylko mają nieprzyjemny finał, co nie?
    "Właśnie dowiedział się, że jest mniej atrakcyjny od samego siebie. Żenujące." - XDDDDD

    Dobra, czyli Cię nie zabiję.
    W TYM SAMOCHODZIE JECHAŁ JEJ CHŁOPAK?
    (a zmiana lekarza prowadzącego w trakcie ciąży jest zła, lekarka ma rację!)
    Tak, Phila trzeba dobić jeszcze bardziej. Ale kłopoty dzielone na pół są mniejsze nie? To skoro już jedzie (zapewne) do niego, by powiedzieć mu, co narobił, to może przy okazji pogada z Forfim, co? Dwie pieczenie na jednym ogniu, hm?
    OGARNIJ SIĘ, DZIEWCZYNO, BO ZASADZĘ CI KOPA W TYŁEK, BEZ WZGLĘDU NA TWÓJ BŁOGOSŁAWIONY STAN.
    Ej, jak to nigdy nie chce informować matki? Czy ona ma zamiar zwiać definitywnie? Zmienić nazwisko i takie tam?
    KRE-TYN-KA.
    Wolałabym, żeby to ona pofatygowała się tam, ale cóż. Niech będzie.
    PROSZĘ MI NATYCHMIAST TĘ ALKĘ OGARNĄĆ, BO INACZEJ W NASTĘPNYM ROZDZIALE ZROBIĘ KRZYWDĘ I JEJ I TOBIE.
    No, wyrzuciłam to z siebie.
    Czekam na następny, bo jak zwykle jest super! Nie narzekaj tylko pisz nam ładnie, Asiku, dalej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurde, kiedy ja ostatnio coś komentowałam, bo za cholerę nie mogę sobie przypomnieć. W każdym razie wiesz jak jest. A jako, że nie lubię siadać do Manieczki w złym humorze, bo jej świat to lekarstwo na całe zło świata, to zabiorę się najpierw za ciołki. Tu raczej mój nastrój będzie o wiele bardziej dopasowany.
    Bo dorosłość coraz bardziej daje im w kość. Niby stało się już wszystko co się stało. Niby wychodzą na jaw już tylko szczególiki. Ale gdy człowiek czuje się już przywalony przez życie, to każdy detalik dodatkowo wgniata go w ziemię. A poza tym... Chyba tajemnice czasem nie są najgorsze. Najgorsze jest trwanie w pełnej świadomości i oczekiwanie na to co sami sobie naważyliśmy i z czym nie możemy już nic zrobić. Tylko gdybać.

    Dzieci tak mają, że przyzwyczajają się do sytuacji. Normalne wydaje im się to wszystko co składa się na ich własne życie. Niby Ala miała świat zewnętrzny. Widziała inne dzieci, które mają oboje rodziców, przeżywała te dnie ojca... Ale czy to w niej zostało? Czy to ma wpływ na to jaka jest, na jej stosunek do facetów? Ciężko powiedzieć. Tak czy owak ona sama uważa, że nie. Przywykła do posiadania tylko mamy i nie uważa się, za jakąś gorszą czy wypaczoną. Nie używa tego dość lubianego we współczesnej psychologii słowa 'trauma'.
    Co jednak nie zmienia faktu, iż własne dzieciństwo oddziałuje na jej myślenie o dziecku. Niby nie chce, żeby nie miało ojca, a jednak czuje... Że to będzie lepsza wersja? Chyba tak. Pytanie czy przemawia przez nią egoizm, myśl że z nie takim typem faceta chciałaby się związać na stałe? Czy jednak realizm? Może serio myśli tylko o dziecku i nie chce, aby widziało w przyszłości dwoje skwaszonych ludzi, którzy porywają je sobie, jednocześnie nie dając rady na siebie patrzeć.
    Jej mama i ona są dowodem, że się da. Co dodaje jest odrobinki siły. Chyba, bo ja tutaj w sferze psychologicznej mało czego jestem pewna.
    'Chyba że nagle zmieniłaby zdanie'. Powiem Ci, iż jak to przeczytałam, to przestraszyłam się, że Ala jednak usuwa ciążę. Niby wykluczyłam już tą ewentualność na samym początku, wtedy co zgasiła i przydeptała papierosa, ale jednak nagły wyjazd i decyzja tak mi jakoś zabrzmiały. No. Na szczęście błędnie co nie zmienia pewnych faktów.
    Po pierwsze. Widzę, że jednak zrezygnowała ze studiów, odpuszczając zupełnie temat ambicji. Kto wie, czy w ogóle się wynikami matury zainteresowała. A po drugie, czy ona ma gdzie jechać? Czy raczej (zanim przez tą dziwną rozmowę wybrała kierunek Norwegia) po prostu miała zamiar się wałesać po świecie, nie dając żadnego znaku życia. W zasadzie świetnie pokazałaś tu kolejną pułapkę świeżo upieczonej dorosłości. Bo pozornie ona wcale nie chce uciekać od konsekwencji. Przecież musi pokazać, że nie jest już dzieckiem. Naważyła piwa to je wypije, sama (ok, sama nic nie naważyła, ale na momencik odstawmy ten wątek). Z tym, że w tej typowej dla osób, które same sobie muszą udowodnić dojrzałość dumie, zapomina, że jest pewna różnica pomiędzy tchórzliwym zrzucaniem odpowiedzialności na innych, a przyjęciem wciągniętych pomocnych dłoni. Bo czy można wychować szczęśliwe dziecko bez ojca? Jasne, że można. Ale czy można to zrobić bez rodziny, przyjaciół, kogokolwiek komu po prostu wolno Ci wieczorem wypłakać się w słuchawkę, gdy już nie dajesz rady być silna? Nie chcę przesądzać, jednak wydaje się to dużo mniej realne. Trzeba by być jak ze stali. A poza tym dzieci są ufne i lgną go świata. Lubią jak otacza je przynajmniej kilka osób, które mogą przytulić czy pochwalić się im nową zabawką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hormony i stres zrobiły swoje. Dziewczyna podejmuje decyzję... Której żałuje zanim jeszcze wprowadza ją w życie. No ale czemu się tu dziwić skoro pojawia się ten typowo bolesny obrazek, który tak często wkurza singielki na ulicy. Wspierające się pary. W sumie dziwnie byłoby ich nie spotkać w poradni dla przyszłych matek. I pewnie Ala musiała sobie pomyśleć, że wygląda im na laskę porzuconą z brzuchem przez jakiegoś skurwysyna. A prawda jest dużo bardziej złożona. Mogłaby być trzymana za rękę przez ojca swojego malucha. Mogłaby słuchać potencjalnej listy imion i wybierać niemowlęce ciuszki (i psa). Ale... Bała się, że nie czułaby się jak te szczęśliwe kobiety. Że niepewność, poczucie porażki i głosik w głowie wrzeszczący, iż to nie ten facet, przysłoniłyby wszystko. I pozorna sielanka byłaby tylko gierką, plus udawaniem przed światem. Więc z jednej strony ciężko jej nie zrozumieć. A z drugiej kto nie ryzykuje, ten nie ma. Czasem rzeczy, które wydawały się absurdem, z czasem stają się naszym największym szczęściem. I POWIEDZ TU KURDE, CO LOGICZNIE POWINNO PRZEWAŻYĆ NO. Jedna wielka LAMPA, jakby to szczurowiewiórka podsumowała.
      Ale jest jeszcze rozmowa z tą dziewczyną z przychodni. Na początku myślałam, że to będzie taki symbol. Inna kobieta, która radzi sobie sama i walczy, znak dla Ali, iż można. Zresztą... Ona sama przyznała, że po to zaczęła rozmowę. Chciała usłyszeć, iż to nie takie straszne, jak sobie wyobraża. A los? Jak to los. Postanowił najwyraźniej zakpić z niej jeszcze bardziej. Chyba powiedziałaś to zupełnie wprost, choć lepiej wrócę do tego, jak dojdę do ostatniego fragmentu.

      Ooooo, pan wkurzający. Półtora roku po rozpoczęciu opowiadania wciąż otwiera mi scyzoryk w kieszeni, więc chwała tobie za budowanie emocji i kreacji:)
      Może nie powinnam się z niego śmiać, bo sama się przekonuję, że praca dorywcza w gastronomii nie należy do jakiś szczególnych przyjemności, ale jednak gość przegina (choć w macu to w sumie mają jeszcze gorzej, bo im pachnie pysznymi frytkami :P). Zero ewolucji. Serio myśli, że wyrzucili go z kadry, bo nie zdał matury,? Czy ktoś zabroni startować mistrzowi świata lub olimpijskiemu ze względu na słabe wykształcenie? Nie. Jak widać po minionym sezonie mistrzem świata można zostać nawet osoba z ilorazem inteligencji... Powiedzmy tak miło - lekko ujemnym xD Ale jego lenistwo zmiksowane z postawą roszczeniową obejmuje każdą dziedzinę życia. Wyleciał, bo imprezy i panienki wydawały mu się dużo fajniejsze od treningu, ot tyle (CHYBA CZĘSTO POWTARZAM TEN WNIOSEK W KOMENTARZACH). Z resztą to już by można pominąć, w porównaniu z faktem jak szybko wyparł z pamięci wypadek. Ostatni raz wydaje mi się, myślał o nim wtedy przy tablicy. A teraz? Nic. Nowe problemy. Nowe rozdanie kart. Warstwa bezpiecznego kurzu. A przecież to kwestia czyjegoś życia, które zawisło na włosku. Albo raczej skoro prawda jest brutalna, a dziewczyna w kolejce była smutna i samotna, skończyło.
      Śmieszne jest natomiast, że on się wręcz
      wstydzi tej pracy. Skoro przypadkowe fit laski biorą go za gorszą kopię samego siebie. (Na boku będąc fit nie powinno się wybierać sałatki w maku, bo niekiedy wychodzi na to, że ma tyle kalorii co cheesburger, ale pamiętajmy, iż mamy do czynienia z odwiecznym wrogiem matematyki, który z całą pewnością nie liczy wartości odżywczych).
      No a jeszcze całkiem na serio, chyba dobitniej nawet od tego wyparcia zniszczenia cudzego życia, mówi o jego olewaniu stosunek do Ali, sposób w jaki o niej myśli. Bo ewidentnie myśli jako o idealnej zdobyczy, która powinna być jego, a tym czasem ciągle nie jest i nie była. Więc jednak totalny egoizm ma w nim przewagę nad wyparciem, gdyż wypierając okrutne fakty, zwykle unikamy osób, których one dotyczą, a nie myślimy jak super by się było z nimi przespać. I w zasadzie ciekawi mnie, co się stanie jak przyjedzie do Polski i Ala powie mu co się naprawdę stało. Czy jest aż tak zły (bo wtedy by już chyba nie wystarczył wyraz IDIOTA), że każe jej trzymać buzię na kłódkę i zapomnieć, czy jednak to przesunie szalę i wyjdzie z niego człowiek, któremu włączy się sumienie.

      Usuń
    2. Zresztą Ala chyba się spodziewa, że go to nie rusza i właśnie dlatego chce mu wylać na głowę kubeł zimnej wody. Choć to nie sprawi, że sama poczuje się lepiej. On prowadził. Ale to ona dała mu kluczyki. I razem uciekli. Niby był ktoś (ta dziewczyna z przychodni?) kto wezwał pogotowie, więc nie można tego pod końca podciągnąć pod zostawienie człowieka na pewną śmierć. Jednak czy to coś zmieni w głowie Ali. Nie. Ona będzie to przeżywać już całe życie. A przecież chce być samotną matką. Musi się zebrać, bo doskonale wie, iż maluch nie może oglądać całe dnie jawnie skwaszonej, znerwicowanej, nieszczęśliwej baby. Tylko czy ściąganie Sjoena to oby na pewno dobra metoda? Zwłaszcza, że jak już wspominałam - to jak zwraca się do niej 'mała dla Ciebie zawsze' świadczy, iż ma zupełnie inną niż ona wizję przebiegu tej wizyty. Zresztą obawiam się, że podczas niej wyjdzie na jaw i ciąża, a wątpię żeby matoł umiał połączyć fakty i trzymać język za zębami.
      I jeszcze mi się tak nasunęło, że smutne jak Ala odsuwa się od mamy, patrząc jak zawsze miały mimo wszystko dobry kontakt. Nie ma nic gorszego niż udawanie, że nie ma czegoś co jest. Udawanie, które rozwarstwia bliskość.

      No nic, buziak:* Ogarnę się i ponadrabiam także jemiołę i te sprawy, bo powyższy komentarz do tych wysokich lotów raczej się nie zalicza.
      Pisz nam dalej tak pięknie.
      PS. CZEMU TU TAK PUSTO. HALO LUDZIE? Rozumiem, że Kraft może nie umieć pisać, ale wy umiecie więc klikać w klawiaturki i komencić (odezwała się jedna spóźnialska :P).
      ❤️

      Usuń