piątek, 21 lipca 2017

Chapter 13

Nie wiedział, dlaczego Ala chce się z nim spotkać, nie rozumiał, dlaczego tak nagle, ale nie miał zamiaru snuć domysłów. Wystarczał mu sam fakt, że życzy sobie, żeby do niej przyleciał. Właściwie to szaleńcze tempo wydarzeń jeszcze bardziej go nakręcało. Nie podobało mu się tylko miejsce, w którym się umówili. Z szyldu nad wejściem do lokalu wynikało, że właśnie dotarł do celu podróży, a miał nadzieję, na coś bardziej... prywatnego... niż kawiarnia w centrum Krakowa. Trudno. To można było zmienić później.
Wszedł do środka i rozejrzał się po dość eleganckim wnętrzu. Aha, zobaczył ją. Siedziała w najdalszym kącie, pod jakąś palmą, czy cokolwiek to było... Wyglądała trochę tak, jakby się chowała. Dziwne. Bardzo dziwne.
No dobra, do dzieła.
Podszedł do stolika i przybrał na twarz uśmiech numer pięć: trochę kpiący, trochę zadziorny.
- Cześć, piękna.
Ala podniosła głowę znad telefonu i popatrzyła na niego poważnie. A w końcu lekko się uśmiechnęła.
- Cześć. Siadaj.
Ściągnął z ramienia sportową torbę i zajął miejsce naprzeciwko dziewczyny.
- No dobrze, cóż to za pilna sprawa skłoniła cię do ściągnięcia mnie tutaj? Oczywiście poza silną potrzebą zobaczenia mnie osobiście? Biorę też pod uwagę możliwość, że była to jedyna przyczyna, wtedy nic już nie musisz tłumaczyć.
Ala przyglądała mu się ze smutnym uśmiechem, bez słowa, po chwili lekko westchnęła.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym, żeby to rzeczywiście było to... - zrobiła dłuższą przerwę. - Wiesz, poznałam pewną dziewczynę... jest w ciąży... bardzo zaawansowanej... a ojciec jej dziecka nie żyje - Ala spojrzała Philowi głęboko w oczy. - To my go zabiliśmy.
Zapadła cisza. Jakby ktoś wyłączył i muzykę, i rozmowy osób wokół. Phillip zobaczył jak Ala wbija paznokcie w dłoń.
- Po...czekaj - odchrząknął. - Skąd wiesz, że to był akurat... ten facet?
Dziewczyna popatrzyła na niego jak na idiotę.
- Nietrudno dodać dwa do dwóch, kiedy ktoś ze szczegółami opowiada ci, co się wydarzyło. I kiedy. I gdzie.
- Pierdolisz.
- Chciałabym. Ale to wszystko prawda.
Phil wziął głęboki wdech. Chyba jeszcze to do niego nie docierało.
- No ale jak to: ledwo poznana osoba opowiada ci o takich wydarzeniach ze swojego życia?
- Zaczęło się od jej ciąży i tak jakoś wyszło - Ala wyraźnie się zmieszała. - Zresztą skupiasz się nie na tym, na czym powinieneś.
- Czyli... zabiłem... człowieka?
Dziewczyna kiwnęła głową.
- Ale... jak to?
- Żadne z nich nie miało ze sobą telefonu. Marta próbowała go reanimować... ale nie wychodziło jej to. A kiedy ktoś w końcu tamtędy przeszedł i zadzwonił na pogotowie... było już za późno.
Phillipowi wydawało się, że śni. I bardzo mu się ten sen nie podobał. Nie tak wyobrażał sobie spotkanie z Alą. Był prawie pewien, że tamta sprawa jest już dawno za nim, wmówił sobie, że nic takiego się nie stało i nie zaważy na jego dalszym życiu.
- To co... teraz będzie?
- Pewnie nic - Ala wzruszyła ramionami. - Monitoringu tam przecież nie było, a Marta nie zapamiętała ani wyglądu samochodu, ani numerów rejestracyjnych. Jesteśmy całkowicie bezpieczni - zakończyła pogardliwym tonem.
Ulżyło mu, musiał się do tego przyznać przed samym sobą, ale... nie do końca. To, że miał uniknąć konsekwencji prawnych, absolutnie nie zmieniało istoty rzeczy. Zabił człowieka. Zabił. Człowieka. Zabił. ZABIŁ.
Na coś takiego nawet Phillip Sjoeen nie potrafił machnąć ręką.
- Ala... - zaczął, starając się brzmieć normalnie - to jak ja mam teraz... żyć?
- Mnie się pytasz? - dziewczyna wyraźnie podniosła głos. - Zadaję sobie codziennie dokładnie to samo pytanie!
- Ale to przecież ja...
- Tak, ale to ja nie miałam oporów przed wręczeniem ci kluczyków!
- Nie krzycz, tu są ludzie.
- Dobrze, jestem zajebiście spokojna - syknęła.
- Niczego już przecież nie zmienimy - zaczął powoli tłumaczyć - więc chyba powinniśmy starać się o tym... no nie wiem... zapomnieć?
- Zapomnieć?! Czy ty siebie słyszysz? Nie widziałeś tej dziewczyny z brzuchem większym od arbuza i łzami w oczach! Będzie sama wychowywać to dziecko! Sama! Ono w końcu zacznie pytać o tatusia - głos Ali załamał się. - I co ona wtedy powie? Jak ma to wytłumaczyć?
Dziewczyna już nie walczyła z łzami, jawnie płakała, prawdopodobnie przyciągając spojrzenia coraz większej liczby osób.
- Ala... - Phil pogłaskał ją po dłoni.
- Nie dotykaj mnie! - poderwała się na nogi i chwyciła torebkę. - Nie wiem, po co cię tu ściągałam. Żyłbyś sobie dalej w tej swojej różowej bańce mydlanej i byłbyś zupełnie z siebie zadowolony - jakimś dziwnym gestem objęła się za brzuch. Jakby... opiekuńczym? - Nie chcę mieć już z tobą do czynienia. Nigdy.
Ten brzuch był zaskakująco duży.
- Czy ty... jesteś w ciąży?
- Co?! Nie! - speszyła się i natychmiast zasłoniła brzuch torebką. - Muszę już iść. Nie dzwoń do mnie, nie...
- Ala - chwycił ją za rękę. - Porozmawiajmy.
- Nie ma już o czym.
Nagle coś go tchnęło.
- Czy to jest dziecko Forfanga?
- Nie! - odpowiedziała Ala, zdecydowanie zbyt gwałtownie i mocno się zaczerwieniła. Wyrwała rękę i szybko odeszła od stolika w stronę drzwi.
- Ala... - szepnął Phil bezradnie i tępo spojrzał w przestrzeń. Nagle uświadomił sobie, że przegrał. Na wszystkich możliwych frontach.

*

Przecież właściwie nic się nie zmieniło. Wciąż trenował, jeździł na zawody, czasem spotykał się ze znajomymi. Zwykła, codzienna rutyna. Znana i lubiana, ale... to już nie było to samo. Nie brakowało mu motywacji do ciężkiej pracy, a zwycięstwa wciąż go cieszyły... ale kiedy wieczorem kładł się i zamykał oczy, widział zawsze tę samą twarz. Długie rzęsy, dołeczki w policzkach i uśmiech, od którego miękły kolana. Raz w życiu zebrał się na odwagę i brutalnie przekonał się, że to się zupełnie nie opłaca. Naprawdę łudził się, że do siebie pasują. Że powiedzenie przeciwieństwa się przyciągają w ich wypadku pasuje idealnie. Chyba jednak nie pasowało. Ale wciąż nie potrafił, a może nie chciał, przyjąć do wiadomości, że Ala przez cały czas udawała, że też coś do niego poczuła. Uważał ją niemal za ideał, a świadomość, że tak okropnie się pomylił, bardzo bolała. Próbował ją usprawiedliwiać, zastanawiał się, czy rzeczywiście dała mu podstawy do wyobrażania sobie tak wiele... Bo może to on mylnie odczytywał jej sygnały, może okazywała mu zwykłą sympatię i z każdym innym chłopakiem postępowała tak samo.
Tak. To akurat była prawda, aczkolwiek nie stawiała Ali w najlepszym świetle. Przecież nawet na jego oczach flirtowała z Philem. Na jego oczach. Jakby miał do niej jakiekolwiek prawa. Jakby byli parą. A przecież był tylko jednym z wielu. Dlaczego to tak bardzo bolało?
Johann nie był specjalistą w sprawach damsko-męskich, nigdy nie zaprosił żadnej dziewczyny na randkę, nigdy wcześniej się nie całował. Więc dlaczego nagle Ala wzbudziła w nim coś, o czym do tamtej pory nawet nie marzył? Była wyjątkowa. Między innymi dlatego, że potrafiła sprawić, iż on też czuł się wyjątkowy. Uśmiechała się i spoglądała mu głęboko w oczy, a jemu wydawało się, że może jeszcze nie jest, ale z biegiem czasu stanie się dla niej najważniejszy na całym świecie. Tak, jak ona dla niego. Po wizycie u niej w domu w trakcie Letniej Grand Prix jego uczucia stały się nagle jakby bardziej klarowne. Był załamany, bo odtrąciła go z taką łatwością i takim chłodem... ale był też przerażony. Bo uświadomił sobie, że naprawdę ją pokochał.
Miłość nigdy nie jest rozsądna, ale pierwsza miłość to uczucie nieporównywalne z żadnym innym. Uskrzydla i sprawia, że życie wydaje się nam bajką. Ale bardzo często później okrutnie przez nią cierpimy i pozbywamy się tego naiwnego idealizmu, bez którego żyje się znacznie trudniej. Johann tak właśnie się czuł. Jakby ktoś okropnie go oszukał. Wydawało mu się, że coś takiego nigdy go nie spotka. Bo przecież dorośli ludzie powinni być opanowani i rozsądni, bo powinni panować nad emocjami, bo powinni wiedzieć, czego chcą.
Nie czuł się dorosły. Leżący w portfelu dowód osobisty wcale nic nie wnosił do jego życia, oczywiście poza możliwością legalnego kupna alkoholu. I na co mu to? Przecież nawet nie lubił wódki. Ani piwa. Piwo... smakowało mu jedynie w towarzystwie Ali. Dlaczego wszystko sprowadzało się do tej dziewczyny? Dlaczego tych kilka dni wytworzyło tyle wspomnień, że będzie miał o czym myśleć do końca życia? Chciał sobie powiedzieć hej, jesteś dorosły i niezależny, nie potrzebujesz tej zbzikowanej laski. Ale tak to mógł powiedzieć sobie Phil. Choć Johann szczerze wierzył, że i Sjoeen kiedyś się zmieni. Przecież w gruncie rzeczy w jednej kwestii wszyscy jesteśmy tacy sami - nieważne: młodzi czy starzy, spontaniczni czy opanowani, prości czy wykształceni - wszyscy pragniemy miłości. Czasem nie zdajemy sobie z tego sprawy, czasem zwyczajnie wmawiamy sobie, że jest inaczej, ale w bezsenne noce, kiedy księżyc w pełni zagląda nam przez okno do pokoju, oświetla też nasze serca. W nocy udawanie jest trudniejsze. Przyznajemy się sami przed sobą, że nie chcemy być sami, po czym wstajemy rano i znów żyjemy w pędzie, nie dopuszczając nikogo blisko siebie. Każdy boi się samotności. Ale niektórzy boją się też zaangażowania. Johann miał szczerą nadzieję, że właśnie taka była Ala. Chciał wierzyć, że przestraszyła się tego, że coś zaczęło się między nimi rodzić i po prostu się wycofała. Bo myśl, że zabawiła się jego kosztem, a potem zwyczajnie go zostawiła była dużo, dużo gorsza od samej tęsknoty. Rozczarowanie boli najbardziej.

*

Była na siebie tak okropnie, okropnie zła. Ta rozmowa miała wyglądać zupełnie inaczej. Chciała rzeczowo i spokojnie przekazać Philowi to, czego się dowiedziała, może w ten sposób zrzucić trochę ciężaru z serca, ale na pewno nie tracić panowania nad sobą. Tymczasem zupełnie się rozsypała. To było najgorsze, bo nieopatrznie zdradziła się z tym, co chciała utrzymać w tajemnicy za wszelką cenę. W jaki sposób Phil połączył jej ciążę z Johannem? Nie miała pojęcia, podejrzewała, że był to zwykły przejaw zazdrości, ale niestety trafił idealnie. A Ala swoją reakcją zapewne tylko utwierdziła go w jego przekonaniu.
Och, Boże, jaka była głupia! Powtarzała sobie w kółko, że ma siedzieć na dupie od samego początku do samego końca tej rozmowy... i oczywiście w emocjach o wszystkim zapomniała. Niedobrze. Bardzo niedobrze.
W drzwiach jej pokoju stanęła mama.
- Mogę cię zawieźć na dworzec.
- Już trzy razy ci mówiłam, że nie trzeba - uśmiechnęła się Ala. - Poradzę sobie.
- Na pewno?
- Na pewno.
- A walizka nie jest ciężka?
- W normie. Przecież nie muszę jej nieść, mogę ciągnąć za uchwyt.
- No tak... - mama z westchnieniem przysiadła na brzegu łóżka. - Będę za tobą bardzo tęsknić.
- Wiem... ja też - przyznała Ala. Miała wielką ochotę podejść i wtulić się w te ramiona, które od zawsze były dla niej oparciem, ale nie odważyła się wstać zza biurka. Ostatnio każdą rozmowę z mamą przeprowadzała właśnie w taki sposób: albo zza stołu, albo zza biurka, albo chociaż z odpowiednio założonymi na piersi rękami. Często ćwiczyła tę postawę, kiedy była sama w domu. Niestety równie często zdarzał jej się ten gest, który wykonała przy Philu. Ale nad tym niestety nie do końca panowała. Niemal za każdym razem, gdy poczuła ruch lub kopnięcie dziecka, automatycznie chciała je objąć, ochronić, pogłaskać. Tak już miała. Ale powinna być bardziej ostrożna.
- Nie mogłaś sobie znaleźć studiów gdzieś bliżej? - westchnęła mama.
- Przecież wiesz... już ci tłumaczyłam.
Udało jej się wmówić mamie, że jej marzeniem i życiowym powołaniem było studiowanie zarządzania i prawa w biznesie. Taki kierunek znalazła na stronie internetowej Uniwersytetu Mickiewicza w Poznaniu i wydał jej się odpowiedni. Nie dość, że Poznań był daleko od Krakowa, to jeszcze był to kierunek, którego prawdopodobnie nie znalazłaby na wielu uczelniach, więc jeśli twierdziła, że chce to studiować - musiała się przeprowadzić. A mama w to uwierzyła, choć szczęśliwa z tego powodu nie była.
- Ale przyjedziesz jeszcze przed startem roku akademickiego, prawda?
- Myślę, że tak. Chciałabym.
Nienawidziła kłamać mamie prosto w oczy. Czuła się z tym obrzydliwie, ale uznała, że to najlepsze wyjście. Plan był prosty - stwierdzić po roku, że to jednak nie to i że chce zmienić studia. I wrócić do domu. Może nawet szybciej. Przecież mogłaby zrezygnować nawet po jednym semestrze. Ale to było jeszcze do przemyślenia. Na razie rzekomo musiała załatwić sobie akademik i poznać trochę miasto oraz ludzi, z którymi miała studiować. Taka była wersja oficjalna. Nieoficjalna była trochę mniej pasjonująca.
- Jesteś już spakowana?
- Tak.
- Masz wszystko, o niczym nie zapomniałaś?
- To się okaże na miejscu - uśmiechnęła się Ala.
- No tak, tak... wiem. Ale jakoś tak nie mogę przestać się o ciebie martwić. Za szybko mi wyrosłaś - mama podeszła do biurka i pocałowała córkę w głowę. - Dobra, już przestaję być nadopiekuńczą kwoką. Po prostu chciałabym dla ciebie jak najlepiej.
- Wiem. Doceniam to, naprawdę.
- Bardzo cię kocham.
Alę ścisnęło w gardle. Uświadomiła sobie, że być może nie będzie miała w życiu nikogo więcej, komu mogłaby odpowiedzieć tymi samymi słowami.
- Też cię kocham, mamo.
__________

Trzynastka. Pechowa? Nie sądzę, mam wrażenie, że od pewnego momentu już wszystko tu jest pechowe XD Jeszcze dwa - trzy rozdziały plus epilog i kończymy. Dotrwacie czy już nie możecie znieść tych ciołków?


6 komentarzy:

  1. Oczywiście że dotrwamy :)
    Współczuje Ali że tyle różnych spraw spadło jej na głowę, to naprawdę straszne mieć takie obciążenie psychiczne :(
    Co do Phila mam mieszane uczucia, ale z ciążą trafił idealnie i mam wrażenie, że jak wróci do domu to w jakimś przypadkowym spotkaniu podczas jakieś kłótni wszystko powie Forfangowi
    Co do Johanna to serio wzięło go nie jeden odpuścił by już sobie dawno temu, a on biedny tęskni za nią, a gorsze jest to że jeszcze bardziej się nakręci jak dowie się, że będzie tatą (bo mam nadzieję że się dowie :P) wtedy Ala powinna zmiękną i dać się pokochać, bo każdy chce mieć rodzinę i normalny dom :D
    Dobra koniec filozofii... xD
    Dużo weny i czekam na next :)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja dotrwam. Oj nie przesadzaj z tym pechem, moja filozofia nie uznaje czegoś takiego jak pech. Aż mi trochę smutno, że zbliżamy się do końca. Chociaż wtedy poznam twoją historię. ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz za co ja lubię to opowiadanie najbardziej? Nawet nie za kreacje bohaterów, choć są idealne i wzbudzają masę emocji. Ani za emocjonalne filozoficzne wstawki, które jak powszechnie wiadomo kupują mnie same w sobie i nie potrzebuję nic więcej. Tylko... Za nieprzewidywalnosc. Bo wiadomo, czytelnicy lubi sobie spekulować co będzie dalej. A im dalej idzie opowiadanie tym większe są szanse, iż będą mieć rację. Natomiast tu? Tak naprawdę można mówić tylko o tym co było, bo choć do końca serio nie wiele, nie sposób wytypować jak dalej to pociągniesz. Może być przeskok czasowy. Albo gigantyczny kataklizm, czy nawet ukatrupienie kogoś. Albo zakończenie otwarte i tajemnice, które nigdy nie wyjdą na jaw. Serio nie wiem ku czemu się skłaniać i właśnie dlatego to tak ciągle wciąga. Bo wiadomo, czyta się głównie dla czyjegoś stylu, dla wzruszenia i emocji. A jednak tego typu napięcie dodaje smaczku, nie ma co gadać, iż nie. Sztuką jest uczynić punkt kulminacyjny z ostatniego rozdziału/epilogu.
    Jedna wskazówka, które nam zostawiłaś to to twoje zastanawianie się kiedy przestaniemy do końca lubić Alę. To świadczy, że tu jeszcze będzie jakieś BUM. Chyba, że ta nienawiść miałaby wynikać z tego, że ułoży sobie życie, udając, iż nic takiego jej nie spotkało. Choć... To byłoby proste. A ona nie jest prosta. I twój świat też nie jest. Za dużo tu emocji. Każdego dręczy coś, o czym nie może mówić na głos. A tłamszenie emocji i uczuć dość rzadko kończy się dobrze, czy choćby względnie stabilnie. Zwykle jest katastrofa, płacz i zgrzytanie zębów.
    Dobra... Nie wiem czemu, ale gdybym już została zmuszona do typowania, strzeliłabym, że ktoś tu nie wytrzyma i będzie jakiś pogrzeb. Ot tak, nie wiem czemu. Nie sugeruj się, że coś takiego wychodzi z fabuły, po prostu ja mam krwawe zapędy xD

    Ja nie wiem co by się musiało stać panu idealnemu, żeby się tak na poważnie ogarnął i coś w sobie zmienił. Gość nie zdał matury, wyleciał z kadry, usłyszał wiele gorzkich słów i spowodował poważny wypadek (ok, nie wiedział jak poważny, ale i bez tego, jest to przerażające). Więc proste i logiczne byłoby zobaczenie go w przynajmniej troszkę pokorniejszej wersji. A on jedzie do Polski, do dziewczyny nierozerwalnie z tym wszystkim związanej i jest święcie przekonany, iż jedyne o co chodzi to bynajmniej nie niewinny flirt. I jeszcze o kawiarnie oburzony. Może najlepiej żeby czekała w hotelowym pokoju? W łóżku, w bieliźnie i z kieliszkiem szampana w dłoni. Wtedy wielce szanowny księciunio byłby zadowolony, czy ponarzekałby przykładowo, że firanki są brudne? NO. Żarty żartami, ale on naprawdę bije wszelkie rekordy w byciu egoistą. Każdy z nas ma zapędy do troszczenia się głównie o siebie, jednak to już jest ten wyższy poziom. I gość sam sobie z tego nie zdaje sprawy. Bo przyjeżdża do kobiety, o której nie może zapomnieć. Podobno. Zresztą ok, w sumie nie chcę negować, że na swój specyficzny sposób się w niej zadurzył. Ale wśród jego myśli i spostrzeżeń nie ma zastanawiania się jak wygląda, co siedzi jej w głowie. Wystarcza mu banalne stwierdzenie, iż jest dziwna, a tuż potem powrót do własnych, pozornie głęboko skrywanych pragnień. I jeszcze te rozkminy na temat palmy. Niby zwykła gadka, która ma zbudować nastrój miejsca, w którym toczy się akcja i uczynić świat bardziej realnym czy namacalnym... Ale to też o nim świadczy. Bo przecież łatwiej niż się wysilić, jest przybrać uśmieszek numer pięć i liczyć na seks.
    Jak Ala odpowiedziała mu uśmiechem, to przez moment myślałam, że to taki symbol zemsty. Po prostu - szczerz się jeszcze chwilkę, bo potem będziesz zmiażdżony i wreszcie poczujesz to samo co ja. Ale... To nie tak. Ona już nie ma siły na żadne gierki (przynajmniej chwilowo). To podniesienie kącików ust było wyłącznie przejawem bezradności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo gdy jest już tak cholernie, cholernie niestabilnie i czujemy, że gdziekolwiek pójdziemy wpadniemy w przepaść, to mamy do wyboru śmiać się, albo płakać. I nie ma różnicy pomiędzy owymi czynnościami. Wszystko wychodzi na jedno. Zresztą... Sposób, w jaki powiedziała mu prawdę, jest chyba dobitnym komentarzem do sytuacji sam w sobie. Każdą historię możesz przedstawić na różne sposoby. I to owa otoczka ma dużo większe znaczenie niż dane same w sobie. A tu otoczki najzwyczajniej w świecie nie ma. Są tylko suche, zimne fakty.
      I w zasadzie ten nasz egoman to niebywale ciekawa postać. Bo on jednak jakieś sumienie ma. Z tym, że samouwielbienie idealnie je równoważy i tworzy się nam huśtawka, w efekcie końcowym prowadząca do chłodnej obojętności. Jak on ma żyć? Serio to jest najistotniejsze? I jeszcze ta myśl, że częściowo pomaga mu fakt, że nie odpowie za swój czyn. Jasne, ludzie w szoku reagują różnie. Ale on nawet nie wspomina, iż jakaś obca, Bogu ducha winna dziewczyna została sama z dzieckiem. Ani, że ktoś mógł żyć, tyle jeszcze osiągnąć, cieszyć się szczęściem z najbliższymi itd, a najzwyczajniej w świecie już go tu nie ma. Problemem jest fakt, że ON zabił. A przecież Ci, którzy zabijają innych są źli. Bardzo źli. Więc nie mogą być idealni. Natomiast sensem jego życia jest stanowić nieskazitelny, uwielbiany ideał. I mamy błędne koło.
      Zresztą najlepiej opisuje go końcówka tego fragmentu. Jest problem, a chwilę później ważniejszy jest fakt, że Alicja jest w ciąży z jego kumplem. Zupełnie jakby te dwie - jak to sam określił - porażki na różnych gruntach były sobie równe.

      O ile Ala i Phil ciągle pakują się w kolejne dołki i tragedie to Johann zatrzymał się w miejscu, uparcie odmawiając pójścia dalej w dorosłość. Zwątpił w nią, bo nawet jej najbardziej schematyczny symbol jakim jest piwo, kojarzy mu się z nieosiągalną Polką. I odmawia brnięcia dalej w bycie samodzielnym czy odpowiedzialnym. Ale też nie wierzy, że wszystko samo się ułoży. Po prostu je, pije, śpi, gada z ludźmi, ale mentalnie zamarzł. Tak to już jest, gdy w naszym pozornie ustawionym, wypełnionym różnymi planami życiu, nagle pojawia się pustka.
      Miłość go zniszczyła. Bo prawda jest taka, że większość ludzi takie naiwne pierwsze uczucia przeżywa bardzo wcześnie. W wieku, który ogólnie jeszcze jest niewinny i nie może w nim dojść do żadnych kataklizmów. Ale Ci romantycy, którzy zbyt długo czekają, a potem nagle wpadają w jakieś uczucie... Myślą jak naiwne, słodkie dzieci. Ale ich ciała i decyzje są dorosłe. I tu jest pole do największych nieszczęść, depresji i mentalnej rozsypki. On jest tego idealnym przykładem.
      Jakoś tak znając Philipa typuję, że dość szybko dowie się, że będzie ojcem. I co zrobi? Pewne jest, iż gdyby Ala na to pozwoliła, pokochałby to dziecko całym sobą, mimo że na nią mógłby być serio zły. Jednak na wychowanie go na dobrego, porządnego i szczęśliwego człowieka... Mógłby okazać się jeszcze bardziej niedojrzały od dziewczyny. Bo rodzicielstwo to nie tylko miłość. To także odpowiedzialność. I podejmowanie decyzji, z którymi nie da się zwlekać. Ani ich cofać.

      Czy mama Ali serio wierzy w te studia i idealny plan córki na życie? Pytanie czy przejedzie jeszcze przed rozpoczęciem roku akademickiego, zdaje się to potwierdzać, ale... Serio nawet Philip zauważyłby już jej brzuch, a kobieta, która z nią mieszka i która sama była w ciąży nie? Cóż, chyba prościej już uwierzy, iż Kraft zrobi kiedyś doktorat. Nie rozumiem tej gry pozorów. Bo gdyby Ala została zmuszona do szczerej rozmowy przez kogoś kogo kocha, to mogłaby zmienić sposób myślenia. I byłyby dużo większe szanse, że to opowiadanie nie zakończy się kolejną tragedią. Bo co ona właściwie chce zrobić. Uciec. A potem wrócić, jak rozumiem bez dziecka. Na usunięcie ciąży jest dzięki Bogu chyba już za późno, zresztą nie byłoby w tym logiki, przecież od początku dba o maleństwo. Więc...

      Usuń
    2. Pozostawienie go w Poznaniu i adopcja? Może to dobre dla tej istotki? A może powinna dać jej szansę na poznanie swoich prawdziwych rodziców?

      No nic, mam nadzieję, że jeszcze dziś dowiem się co dalej. I patrz, musisz częściej dodawać, bo deadline mocno motywuje do komencenia.
      Buziak <3

      Usuń
  4. Mateńko jakie ja mam zaległości!!! Szybciutko, bo kolejne rozdziały czekają.
    Phil liczył na romantyczne tete-a-tete, a tu lipa. I na dodatek takie chłodne powitanie. I Alka taka jakby nieswoja... A ten jak zwykle pewny siebie, ech...
    Ala przywaliła z grubej rury. Ale trzeba trochę chłopakiem wstrząsnąć, nie?
    (PS: trochę średnio kupuję to, że żadne nie miało telefonu, bo teraz taka sytuacja jest tak rzadka, że niemal niemożliwa. Chyba że jesteś mną i nie ładujesz regularnie telefonu, a padnięty na nic się nie przydaje.)
    Ala nie umie nad sobą zapanować. To chyba trochę wina hormonów, ale nie tylko. Zresztą, kto jej się dziwi?
    A Phil taki domyślny, proszę, proszę! Zabolało, co? Zwłaszcza, że to Forfang! Który o niczym nie wie!
    Więc lepiej, żeby Alka z nim porozmawiała, bo Phil mu wszystko wypapla! I to w mało miły sposób.

    A biedny Forfi nadal cierpi </3. Ps: nie jesteś jednym z wielu, jesteś tatusiem :p Więc lepiej szybciej poczuj się dorosły, co?
    Oj Ala, Ala... zdradziłaś się i teraz lepiej się kryjesz przed mamą. A plan zaiste sprytny! Na pewno nie chce mieć mamy po swojej stronie? Jestem pewna, że by jej pomogła!

    Dobra, nie jest to komentarz marzeń, wybacz to wina poślizgu. Zaraz lecę czytać dalej!

    OdpowiedzUsuń